V

10.7K 726 1.3K
                                    


Wszystko się w nim zagotowało. Co to ma znaczyć? Co cholerny Gryfon robi w jego sypialni, i to jeszcze jako jego rzekomy idealny kochanek?

Dopiero po sekundzie Draco uzmysłowił sobie, że Złoty Chłopiec jest nagi do pasa i równie mocno zaskoczony, co on sam. Spoglądał na jego klatkę piersiową chyba po raz pierwszy w życiu i bardzo mu się spodobało to, co zobaczył. Niemal to samo sobie wyobrażał rano, no, może z tą różnicą, że nie należała do tego łamagi Pottera. Jednak zmarszczka między brwiami wygładziła się i przypomniał sobie o dobrych manierach. Było, nie było, czekał na tę chwilę cały dzień i nie pozwoli, by byle wróg ją zmarnował! Choć odezwał się do swojego gościa szorstkim głosem, był on o wiele przyjaźniejszy, niż zazwyczaj.

- Potter. Usiądź.

Posunął się nawet do tego, by odsunąć mu krzesło. Gryfon był zupełnie skołowany. Nie mógł wykrztusić z siebie słowa, osunął się więc na rzeźbiony mebel, przez cały czas gapiąc się na Dracona z otwartymi ustami. W tym samym czasie w głowie Ślizgona trwała istna gonitwa myśli. Walczyły ze sobą dwie strony jego natury: nienawiść do Gryfona oraz serce, które zabiło szybciej na jego widok, uświadamiając mu dobitnie, że chłopak ma w sobie wszystko to, czego pożądał. Łącznie z wielkimi oczami koloru Avady, w których można było utonąć.

- Nie bądź taki spięty. Zjedzmy... zjedzmy razem kolację. Porozmawiajmy.

- Nie wiem, czy zauważyłeś, Malfoy, ale nie mam na sobie koszuli - Potter spłonął rumieńcem.

- Ach, mnie to nie przeszkadza. Ale jeśli tobie jest z tym niewygodnie...

Draco podszedł do szafy i wyciągnął z niej pierwszą z brzegu koszulę, którą następnie podał Gryfonowi. Obserwował, jak ten budzi się z szoku i najpierw spogląda na niego nienawistnie, potem dochodzi do jakichś wniosków i zakłada pożyczone mu ubranie.

- Czy teraz już możemy zacząć? – Draco spytał uprzejmie, pstryknięciem przywołując skrzata.

- Czy Szpetek może podać przystawki?

Skrzat przeszedł samego siebie: danie, które pojawiło się przed nimi, wyglądało bardziej jak dzieło sztuki, niż jedzenie. Życzył im jeszcze smacznego i znikł, by z ukrycia obserwować, czy jego pan go nie wzywa.

- Chcesz mnie otruć? – spytał podejrzliwie Potter, trącając widelcem misternie ułożone warzywa.

Draco zachichotał, ale nie zniżył się do udzielenia odpowiedzi. Zamiast tego z godnym arystokraty wdziękiem zabrał się do jedzenia. Nie patrzył na Pottera, ale wiedział, że chłopak wpatruje się w niego z niedowierzaniem.

- Potter, do licha, jesteś moim gościem. Jedz!

Ale Gryfon nie wyglądał na kogoś, kto miał zacząć jeść. Skrzyżował ręce na piersi i zmarszczył czoło.

- O co tu chodzi?

- O nic. Jedz.

- Wyjaśnij mi to – zażądał.

Tym razem to Draco poczuł się zagubiony. Odłożył sztućce i ze zrezygnowaniem spytał:

- Wyjaśnić ci co?

- To. Wszystko – Potter wykonał ręką szeroki gest. – W jednej chwili jestem w łazience u siebie w domu, w następnej jem z tobą kolację. Co jest grane?

- Święta, Potter – Draco uśmiechnął się nonszalancko, a Potter wytrzeszczył na niego oczy.

- Słuchaj, jeśli nie zamierzasz mi niczego powiedzieć, wracam do domu.

Accio Potter!Where stories live. Discover now