07. ROZDZIAŁ SIÓDMY

990 57 33
                                    




Rozdział jest dość krótki, lecz bardzo ważny, bardzo emocjonalny.  Szczególnie dla mnie. Mam nadzieję, że poczujecie to, co ja. 

______________________________________________________________________________

Istnieją takie chwile, w których żadne słowa nie będą odpowiednie. Nawet te najpiękniej ubrane, przyodziane w delikatność, troskę, czy współczucie. Niełatwo jest się odnaleźć w takich sytuacjach. A to była jedna z nich.

Ta popieprzona, całkowicie wyniszczająca emocjonalnie człowieka. Ta, po której ciężko jest po prostu wstać i zasnąć. Ta, o której nigdy nie zapomnisz, której obraz będzie Cię nawiedzał w snach.

Śmiało mogła to powiedzieć. Tak. To był najgorszy obraz, jaki dany jej było zobaczyć. Najbardziej zatrważający, rozpaczliwy i bolesny.

***

― Musimy odwołać akcję! – krzyknął Anthony, przelatując w powietrzu i zatrzymując się kawałek od Dracona. – Nie damy im rady! Są wszędzie.

Malfoy był załamany, to miał być ich dzień. Wszystko szło zgodnie z planem. Skąd oni się tu wzięli? Dlaczego jest ich tak wielu? Blondyn odwrócił się i zobaczył, że jego oddział nie daje już rady. Świsty i błyski zaklęć były z każdej strony. Zacisnął dłonie na swojej miotle.

― Smoku! Uważaj.

Draco szybko uchylił się od światła, zmierzającego prosto w niego. Mgła otaczała każdego i utrudniała pole widzenia. Było zimno, padało i nic nie można było zobaczyć.

― Kurwa! – ryknął blondyn, gdy w ostatniej chwili uchylił się od zaklęcia. Nie pozostawało im nic innego. To była walka na śmierć i życie.

Młody Malfoy wycelował różdżkę przed siebie i zaczął rzucać zaklęciami, głównie niewerbalnymi, by zachować choć odrobinę przewagi nad przeciwnikiem.

Kolejne zaklęcie i unik. Śmignęło mu dokładnie przed nosem. Ktoś ewidentnie chciał się go pozbyć, a nie mógł sobie przecież teraz na to pozwolić. Za dużo miał jeszcze do zrobienia. Kiedy fala zaklęć wymierzana w chłopaka zwiększyła swoją częstotliwość, nie mógł już się bronić. Nie było szans. Zawirował w powietrzu w górę i nadleciał z drugiej strony. Palce zacisnęły się mocniej na jego różdżce, a z ust wypłynęły te dwa słowa.

― Avada Kedavra!

To trwało zaledwie kilka sekund, mgła jakby na chwilę się osunęła. Trafił.

Na jego ustach wymalował się gorzki uśmiech satysfakcji.

― Masz za swoje sukinsynie. – mruknął i skierował swoją miotłę w dół.

Zrobiło się dziwnie cicho, ataki jakby ustały. Czyżby Śmierciożercy zrezygnowali? Uciekli? Stracili kogoś ważnego? Mężczyzna był z siebie naprawdę dumny. Jednak ta bitwa okazała się sukcesem. Nadleciał nad ziemię i zatrzymał się tuż przy ciele swojej ofiary.

Kto to był? Dlaczego natychmiast wycofali się?

Gdy tylko stopy blondyna dotknęły ziemi, przykucnął przy leżącym na ziemi Śmierciożercy. Wyciągnął swoją dłoń i dotknął maski na jego twarzy. Poczuł dziwny, nieprzyjemny dreszcz, ale nie cofnął ręki. Zacisnął palce i jednym ruchem zerwał maskę z twarzy ofiary.

Cisza. Głucha cisza.

Źrenice rozszerzyły się gwałtowanie, a serce przestało bić. Przysięgam. Jego serce zatrzymało się na ten jeden ułamek sekundy.

A potem był tylko krzyk.

Wrzask.

Ryk.

Ciężko określić, co to było. Cały oddział Smoka zebrał się bliżej. Nikt nie wiedział, co się stało. Anthony podleciał i spojrzał na swojego przyjaciela.

― Malfoy? – i wtedy mężczyzna się odwrócił. Jego oczy, choć zawsze stalowe, tym razem były czarne. Jego klatka unosiła się nierównomiernie, a usta były rozchylone. Pięści zaciśnięte, a spojrzenie? Pełne nienawiści, chęci zemsty i.. strachu.

Wyglądał jak potwór, gotowy do mordu.

Gotowy do rzezi.

Anthony z zaniepokojeniem spojrzał na Dracona, nie rozumiejąc, co się dzieje. Nigdy, ale to nigdy nie widział swojego przyjaciela w takim stanie.

I wtedy to się stało. Gdy mężczyzna chciał zadać to jedno pytanie, blondyn padł na ziemię, a przed oczami Anthony'ego pojawiła się ona, leżąca bez ruchu na ziemi. Matka Dracona. Z szeroko otwartymi oczami, które choć teraz puste, wcześniej wypełnione strachem.

***

Łzy swobodnie spływały po jej policzkach, które lekko zaróżowiły się, a dłonie drżały. Już kolejny raz wyciągała je w stronę chłopaka, jednak za każdym razem cofała, nie wiedząc, czy powinna. Nie była pewna niczego.

Widzieliście, kiedyś upadek człowieka? Gdy druga osoba rozsypuje się przy Was na milion kawałków, a Wy nie jesteście w stanie pozbierać wszystkich kawałków i złożyć ich ponownie w całość. I już wiesz, że w tej układance zawsze będzie brakowało jakiegoś elementu. Będzie dziura. Pustka, której nie można niczym zastąpić. Rana, której nie da się zaleczyć.

Bez słowa obserwowała jak ciało chłopaka drży i napina się. W końcu odważyła się i dotknęła jego dłoni. Nie odepchnął jej. Po chwili, bardzo powoli, ściągnęła je lekko w dół, odsłaniając jego twarz. Dotknęła opuszkami palców jego policzka, lekko unosząc głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Oddychał ciężko, a oczy miał czerwone i mokre. Patrzył na nią pustym wzrokiem. I to ją przeraziło, ta pustka. Wzięła haust powietrza, by się nie rozpłakać i najzwyczajniej w świecie go przytuliła. Oplotła ręce wokół jego szyi i przylgnęła do jego ciała.

Draco przez chwilę pozostawał bierny, jednak po niespełna 10 sekundach sam objął dziewczynę, wtulając twarz w zagłębienie jej szyi. Ucisk blondyna był silny, pewny, wręcz łapczywy, jak gdyby nikt nie przytulił go od tamtego czasu, nikt nie dał mu odrobiny wsparcia i ciepła. Drobne dłonie Adelajdy jeździły po karku chłopaka, próbując choć trochę wpłynąć na wyrównanie jego oddechu. Nie spodziewała się, że uda jej się uspokoić młodego Malfoy'a.

Dla nich czas się zatrzymał. Siedzieli na schodach, w swoich objęciach, bez słów. Nie były potrzebne. Nie teraz.

I choć ludzi zwykła łączyć miłość, tym razem było inaczej. Już do końca życia pozostaną sobie bliscy, do końca życia będzie wiązało ich to silne uczucie. Do końca życia oboje będą nawiedzani w snach przez rozpaczliwe obrazy, do końca życia każde z nich będzie odczuwało te wręcz destrukcyjne emocje.

Nie, tych dwoje ludzi nie połączyła miłość.

Połączyła ich śmierć, obraz rozpaczliwego upadku człowieka, którego cząstka już do końca pozostanie martwa.

I już żadne z nich nigdy nie miało być takie samo.

WŁOSKI SŁOWIK (+18) [Z] حيث تعيش القصص. اكتشف الآن