2. CZARNY CHARAKTER

107 16 8
                                    

Wiem, że wygrałam. Wiem, ponieważ to, co ujrzałam w oczach Sihy, jest moim zwycięstwem. Nie potrzebuję już skąpanych w szkarłacie ostrzy sztyletów, ni słodkich trucizn i tysięcy żołnierzy. Zdobyłam już swą kartę — muszę jeszcze tylko skompletować pozostałe asy. Podnoszę się więc z tronu i powstrzymując dłonią strażnika, ruszam w stronę pobladłej Sihy.

Nawet tu — na północy, gdzie śniegi bywają surowsze, niż gdziekolwiek indziej, a słońce wydaje się być tylko chwilowym gościem — jej skóra wygląda, jakby dopiero co została skąpana w ciepłych promieniach. Czekoladowy odcień ostro kontrastuje z białym futrem, którym rozpaczliwie okrywa się przed zimnem. Robię jeszcze jeden krok w jej stronę i dostrzegam, że zaczyna drżeć. Nie mogę powstrzymać uśmiechu wykrzywiającego moje wargi.

— Wydaje mi się, że wczoraj odesłałam cię do twojego kraju, posłanko — mówię, z zaciekawieniem obserwując mimikę i gesty Sihy. Przypomina małą dziewczynkę, której zachciało się ratować świat.

— Nie zaatakujesz nas — odpowiada hardo, ignorując moje słowa. Unosi podbródek i choć próbuje trzymać gardę, zdradzają ją oczy. Przejrzyste jak bursztyny w sztylecie.

— A dlaczegóż niby miałabym tego nie zrobić?

— Zabraniam ci.

Zagryzam dolną wargę, by nie wybuchnąć jej śmiechem prosto w twarz. Czujnie obserwuję, jak policzki Sihy rumienią się jak dojrzałe jabłka, gdy podchodzę na tyle blisko, że dzieli nas jeden oddech.

— Zabraniasz mi? — szepczę i zanim zdąży się cofnąć, wyjmuję nóż zza pazuchy i zatrzymuję go tuż przy gładkiej skórze jej szyi. — A ja mogłabym zabronić ci oddychać. Ot tak — obracam nieznacznie ostrze, że światło zaczyna tańczyć po nim jak na najdroższych żyrandolach.

Dziwną przyjemność sprawia mi strach w jej oczach. Rozchylone usta, przyspieszony puls, sperlone krople potu na czole. Wygląda jak schwytany w klatkę egzotyczny ptak. To ja dziś zadecyduję, czy zazna wolności.

— Boisz się? — pytam, a potem przekrzywiam głowę i ustami muskam jej ucho. — Znam twój sekret. I podpalę nim świat.

Czuję, jak uginają się pod nią kolana. Jej zduszony oddech wypełnia mi uszy.

— Nie wiedziałam, że kochasz się w złoczyńcach, posłanko — dodaję i jednym ruchem chowam nóż za pas, a potem zaciskam dłoń na jej szczęce i nachylając się jak do pocałunku, popycham ją na posadzkę.

Czuję zapach płomieni zwycięstwa.


a/n ależ cudowny jest ten prompt! najchętniej napisałabym jeszcze kilka wersji, ale to może na jeszcze inny challenge. pisało się to świetnie i jeśli już na początku tak wyglądają moje odczucia co do writetober, pod koniec chyba będę skakać aż do sufitu.

do jutra!

Brawura; #writetober ✔Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ