14. PRZYJEMNOŚĆ

38 13 2
                                    


Gdy malował, świat okrywał się mgłą i istniał tylko pędzel w jego dłoni, wolno sunący po gładkim płótnie.

Uwielbiał ciężar palety w ręce i świadomość, że posiadł coś, czym zostają obdarzeni jedynie wybrani. Posiadł bowiem sztukę, a więc skrzydła. Obrazy pozwalały mu latać, a każda nowa farba, ruch ołówkiem i smuga pędzlem sprawiały, że wznosił się coraz wyżej.

Oczy zalewał mu horyzont — niezliczone łąki, pola, lasy; nieodkryte morza i zapomniane miasta; jaskinie, w których kryły się skarby świata; chmury przypominające pierzyny z królewskiego łoża; promienie słońca, uszlachetniające każdy rys i blask. Wszystko to miał na wyciągnięcie ręki.

Nazywał siebie samego wędrowcem, a pędzel laską, wskazującą drogę. Nigdy nie utyskiwał na bolący kark, ni nadgarstki znękane ciągłą pracą. Szedł z dumnie podniesioną brodą i wzrokiem, który był mu kompasem. Szedł, jakby nigdy nie zamierzał przestać i zboczyć z drogi. Szedł, jakby było mu to przeznaczone.

Czasami, gdy wracał do domu z teką wypełnioną szkicami i płótnami wspartymi o zgarbione plecy, nie rozpoznawał drogi, która prowadziła go codziennie na wyżyny, jeziora, polany. Oczy oślepione słońcem nieraz go zdradzały, lecz mrok zasnuwający powieki był niczym w porównaniu ze zmysłem ukrytym w sercu i głowie.

To skrzydła niosły go do domu.

A płótno było najwierniejszym towarzyszem, gotowym wesprzeć go jak Szymon Cyrenejczyk Jezusa.

Wolność. Sztuka była wolnością.

Czegóż więcej potrzebował?

Brawura; #writetober ✔Where stories live. Discover now