22. CIEŃ

33 10 2
                                    

— Czymże jest więc cień? — powtórzył Julian i z lekkością baletmistrza wspiął się na niezasłane łóżko.

Wpatrywaliśmy się w niego jak zauroczeni, a nasze oczy szkliły się jak oczy dziecka wpatrzonego w telewizor. Nie liczyło się wtedy nic — ani zamieć śnieżna za oknem, ani zimna herbata, a już szczególnie stosy pracy domowej i niedokończonych esejów.

— Czymże jest więc cień? — powtórzył, mimowolnie podnosząc głos. — Głosem rozsądku, który trawi nas i bezustannie przypomina o swym istnieniu? Przeszłością, goniącą nas niczym zaszczute zwierzę? Sumieniem? A może winą?

— Julian, to przecież tylko gra światła — rzuciła zniecierpliwiona Lidia i została natychmiast uciszona szturchnięciem Oliviera.

Nie zirytowało go to. Z wdziękiem zeskoczył z łóżka, lądując wprost przed nią, jakby był aktorem, a pokój sceną.

— No właśnie, to tylko gra światła. Czemu więc boisz się swego cienia, wracając nocą do domu? — Nie czekał na odpowiedź. Nigdy tego nie robił. Akceptowaliśmy to. Był naszym księciem, a my posłusznymi poddanymi. — Dlaczego jak starożytni Grecy nie interpretujemy wszystkiego, jak przystało, tylko uważamy się za panów świata, którzy władają już wiedzą absolutną? Jakim cudem wydaje nam się, że wszystko jest takie proste? Jasne? Wytłumaczalne?

Przerwał na moment, a w jego oczach pojawił się ten dobrze znany błysk, upodabniający go do herosa.

— Otóż, moi drodzy panowie i ty, Lidio, rzecz jasna, musimy się zastanowić, czy naprawdę powinniśmy spłycać wszystko do ogólnych nazw. Czy cień to cień, a nie mieszanina tego, do czego nie sięga nasz umysłów. Jako cywilizacja wyzbyliśmy się magii, a czyż bez niej nie każda twarz blednie?

Nie znałem odpowiedzi na żadne z pytań.

A mimo to miałem wrażenie, że wiem wszystko. A wtedy nic już się nie liczy.

Brawura; #writetober ✔Where stories live. Discover now