20. KREW

39 9 2
                                    

Krew. Wszędzie była krew. Skapywała z opuszków palców, wsiąkała w materiał sukienki i broczyła atłasowe pantofle.

Jak urzeczona wpatrywała się w szkarłatne kałuże i czuła, jak jej oddech przyspiesza, gdy pochylała się nad plamami, których zapach bezlitośnie przeszywał nozdrza. Wiedziała, że musi uciekać, lecz coś niezrozumiałego powstrzymywało ją — jakby była małym dzieckiem, rozpaczliwie spragnionym kolejnego cukierka.

Z trudem odwróciła głowę w stronę Thomasa i instynktownie wzdrygnęła się na widok zgasłych oczu oraz ust zamarłych w jęku bólu. Nie chciała na niego patrzeć. Wydawał się już tylko przedmiotem i właśnie to sprawiało, że czuła się niekomfortowo, kiedy na niego patrzyła. Ślady agonii przypominały jej martwe ptactwo, które ojciec przywoził z polowania, a matka surowo oceniała, wydając jednocześnie polecenia kucharce. Nawet gdy odwróciła wzrok, wciąż przed oczyma miała powykrzywiane ręce, tak podobne do kruchych skrzydeł i rozkwitający na piersi szkarłatny medal.

Przez chwilę wydawało jej się, że stopy zostały przykute do posadzki — nie potrafiła się ruszyć i dopiero na trzask zamykanych drzwi drgnęła, po omacku łapiąc za sztylet i pelerynę.

Jeszcze tylko jeden stopień. Krok. Oddech.

Gorączkowo szeptała modlitwy, zbiegając po schodach i wypadając wprost na zasnute mgłą wrzosowiska, rozciągające się za dworkiem morzem fioletu. Pokrywający je welon był dobrą oznaką — miała więcej czasu, niż przypuszczała i chłodne ramiona wiatru, w których mogła się skryć.

Nie wiedziała, czy może liczyć na Boga, o którym uczyła ją bona. Jej dłonie na zawsze były już zbroczone krwią, a oczy lękliwie zapatrzone w czyhającą przyszłość. Czy Bóg ten jest łaskawy? Czy wybacza mordercom, zdejmując z nich jarzmo winy?

Nie wiedziała.

Widok krwi wciąż był zbyt wyraźny. 

Brawura; #writetober ✔Where stories live. Discover now