Rozdział 10

954 61 132
                                    

Otworzyła drzwi pubu i rozejrzała się po nim. Kiedy dostrzegła Billa, siedzącego przy jednym ze stolików, uśmiechnęła się szeroko.

Zdenerwowanie powoli odchodziło i czuła się o wiele lepiej. Jego widok po prostu sprawiał, że jej zmartwienia odchodziły w niepamięć.

Podeszła do niego i usiadła naprzeciwko. Ten spojrzał na nią bez słowa. Jego wzrok był dziwny. Taki... pusty? Zazwyczaj miał pogodne spojrzenie, ale dziś tak nie było. A może jej się wydawało?

- Hej - zaczęła trochę niepewnym głosem - Cieszę się, że udało nam się spotkać. Strasznie przepraszam, za tą sytuację. Nie wiem, co we mnie wstąpiło...

- Twoja matka w ciebie wstąpiła - powiedział spokojnie - W końcu ją w tobie dostrzegam.

Ophelia otworzyła usta ze zdumienia, próbując coś powiedzieć. Czemu Bill mówił jej takie rzeczy?

- Powinienem to dawno w tobie dostrzec - ciągnął dalej tym dziwnym, spokojnym głosem.

- Czemu mówisz mi takie rzeczy? - nie rozumiała dziewczyna, kręcąc głową. Jedna łza spłynęła jej po policzku, ale przez szok nawet jej nie zauważyła.

- Wolisz, żeby ludzie cie okłamywali? Chcesz żyć w bańce, w której nikt nie uważa cie za potwora? - przychylił lekko głowę - Jesteś potworem, który wpędził mnie do grobu.

- Grobu? - spytała zdezorientowa Ślizgonka.

Nagle usłyszała z tyłu głośne "Avada Kedavra". Struga zielonego światła poleciała wprost w serce Billa. Przez chwilę widziała jego wytrzeszczone w bólu oczy, aż zaklęcie odbiło go na ścianę.

Powoli wstała, nie mogąc się dalej ruszyć. Widziała go, leżącego na podłodze, z otwartymi oczami. Po chwili usłyszała za sobą ten znajomy, okropny śmiech.

- W końcu się odczepił - powiedziała Bellatriks Lestrange, podchodząc do córki. Położyła jej dłoń na ramieniu, a dziewczyna aż się wzdrygnęła.

Spojrzała na nią. Za każdym razem, kiedy odwiedzała ją w Azkabanie, kobieta wyglądała tak samo. Jej loki były okropnie poplątane, na górze głowy miała niewielkie paski siwizny. Ubrana była w zniszczoną sukienkę więzienną, która przypominała bardziej ubranie dla jakiegoś skrzata.

Teraz Bellatriks miała włosy pięknie uczesane i lekko upięte. Ubrana była w czarną suknie, którą nastolatka widziała na jakimś starym zdjęciu.

- Mamo? - powiedziała cicho - Co ty tu robisz? Jak uciekłaś z Azkabanu?

- Ty mi pomogłaś - wyjaśniła, jakby była to najbardziej logiczna rzecz na świecie. Kobieta uśmiechnęła się szeroko.

Ophelia zaczęła szybko oddychać, jakby się dusząc. Słyszała jakieś ciche kroki, ale nie mogła stwierdzić skąd one pochodzą. Po chwili zaczęła słyszeć również stukot kropel deszczu o okno. Dźwięk zaczął robić się coraz głośniejszy. Jej matka coś do niej mówiła, ale nic nie słyszała. Zerknęła na blade, martwe ciało Billa.

Obudziła się gwałtownie, siadając na łóżku. Oddychała szybko, rękę miała na klatce piersiowej, starając się uspokoić. Zamknęła oczy, starając się ogarnąć oddech i uczucie wszechobecnej paniki.

Otworzyła je, rozglądając się. Była w swoim dormitorium, wraz z pozostałymi, śpiącymi dziewczynami. Spojrzała na Johannę. Leżała rozwalona na łóżku, lekko pochrapując.

Elia przeczesała palcami włosy. To był tylko zły sen. Bill żyje, jej matka nadal gnije w Azkabanie. Wszystko było w porządku...

Spojrzała na okno. Na dworze padał deszcz, stąd pewnie ten dźwięk w jej koszmarze. Słońce zaczęło powoli wschodzić, oświetlając delikatnie pokój. Musiało być trochę po szóstej. Ophelia miała ochotę westchnąć. Nie było opcji, że uda jej się zasnąć.

Love Letters - Bill Weasley (zawieszone)Where stories live. Discover now