Rozdział 14

849 55 178
                                    

Ophelia rozejrzała się po peronie, szukając Johanny. Okropnie tęskniła za przyjaciółką, chciała jej o wszystkim opowiedzieć, szczególnie o Billu. Czy blondynka zawsze musiała się spóźniać?!

- Zdąży, spokojnie - powiedziała Andromeda, jakby czytając w myślach siostrzenicy - Elia, jest coś, o czym muszę cie poinformować. W sensie... Uświadomić ci, jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś.

- Nie rozumiem...

- Wiem, że jesteśmy tylko twoją rodziną zastępczą. Nigdy nie zastąpimy Ci prawdziwych rodziców - zaczęła kobieta - Ale chcemy, żebyś wiedziała... Możesz mieszkać u nas ile chcesz. To również twój dom, zawsze będzie.

Ophelia słuchała tego, bardzo wzruszona. Fakt, że niedługo czekałaby ją wyprowadzka, totalnie wyleciał jej z głowy, a słowa cioci były bardzo miłe. Niby spodziewała się, że Tonksowie pozwolą jej zostać u siebie, ale i tak była tym niezmiernie poruszona.

- Dziękuję - powiedziała po chwili - Jesteście dla mnie bliżsi niż moi rodzice. To, co dla mnie robicie... Nigdy nie będę umiała wam wystarczająco podziękować...

Strasza kobieta nic nie odpowiedziała, tylko przytuliła siostrzenice. Ta również się w nią wtuliła, a po kilku chwilach odsunęły się od siebie.

Elia chciała coś jeszcze dodać, ale na horyzoncie pojawiła się Johanna, machając do niej. Wraz ze swoimi kuframi podbiegła do koleżanki, aby ją przytulić.

- Wszystkiego najlepszego, stara! - powiedziała, odsuwając się od niej - W te wakacje możemy się już legalnie na... O, dzień dobry, pani Tonks...

- Witaj, Johanno - Dromeda uśmiechnęła się - Będę już lecieć. Napisz, jak wrócisz, Elia. Powodzenia w tym semestrze.

Pożegnały się i kobieta odeszła. Johanna zaczęła zasypywać przyjaciółkę historiami o tym jak nudno było u jej cioci i jak okrutne ma plany morderstwa w stosunku do swoich rodziców i rodzeństwa.

Gadała tak do momentu, kiedy wylądowały w przedziale. Wtedy Ophelia postanowiła podzielić się z nią tym, co stało się u niej. Jednak Johanna, jak to nastolatka pełna hormonów, zrozumiała z tego tylko jedną rzecz i potrzebowała chwili, aby posiedzieć z otwartymi ustami i jeszcze raz przetworzyć to, co właśnie usłyszała.

- Prawie. Pocałowałaś. Billa. Weasleya. - odezwała po chwili ciszy - Na Merlina! W sensie.... Na Merlina!

- Może źle coś zrozumiałam? - Ophelia oparła się na siedzeniu - Może... Może, nie wiem, przewidziało mi się?

Johanna pacnęła się mocno w czoło, a dźwięk rozniósł się po całym przedziale. W innych okolicznościach Ophelia pewnie roześmiałaby się.

- Dobra, wiesz co? Zrobimy tak. W Gryffindorze, na roku chyba Pottera, jest taka typiara. Nie pamiętam imienia. Wiem, że nazywa się Bones.

- Bones? - brunetka uniosla brwi - A nie w Hufflepuffie? Susan Bones, tak chyba miała nie imię.

- Nie, to jej kuzynka, też na roku Pottera - Jo machnęła ręka, a po chwili przypomniała sobie - Agatha. Agatha Bones. Jej matka, Amelia Bones, robi w Wizengamocie.

Coś świtało Ophelii. Amelie Bones kojarzyła, bo kto by nie kojarzył? Była słynną czarownicą, słynącą nie tyle z bycia członkiem Wizengamotu, co bycia po prostu wybitną czarownicą.

Wiedziała, że ma córkę, ale myślała, że jest nią Susan, która podobnie jak Amelia, była w Hufflepuffie.

- I co z nią?

- Laska ponoć umie widzieć przyszłość. Ale tak prawdziwie, nie jak Trawneley. Podobno przewidziała, że Pottera wybiorą na czwartego reprezentanta i ucieczkę twojego wujka - wyjaśniła blondynka.

Love Letters - Bill Weasley (zawieszone)Where stories live. Discover now