Rozdział XXXII

164 6 10
                                    


***

- O nie... - wyjąkała Bellatrix, spadając z kanapy - Za dużo tego wczoraj poszło. 

- Gdzie są eliksiry trzeźwiące? - zastękała Cemerie, która kuliła się na fotelu przy kominku. 

- Co się dzieje? - zapytał Harry, podnosząc się z drugiego fotela z cieknącą śliną. 

- Nie umiecie pić, małolaty - powiedziała Bellatrix, sięgając do stołu po wodę - Kto ma ten eliksir?

- Na szczęście ja - w drzwiach pojawiła się Andromeda, niosąc kilkanaście fiolek eliksiru trzeźwiącego - No, klasa sama w sobie. 

- Jak tylko to łykniemy to też będziemy trzeźwe - odezwała się z wyrzutem Cemerie, wyciągając rękę w kierunku eliksiru. 

Gdyby nie magiczny eliksir, to spora większość z pewnością spędziłaby ten dzień w łóżku, albo przy muszli klozetowej. Na szczęście każdy wytrzeźwiał wraz z pierwszym łykiem magicznego płynu i po południu mogli wrócić do normalności i obmyślania dalszego planu działania. 

- Patrzcie... - powiedziała Hermiona, pokazując wieczorem pozostałym najnowsze wydanie Proroka Wieczornego - Są zniknięcia na Pokątnej. Właściciele sklepu ze słodyczami zniknęli. 

- Wszystkie najważniejsze miejsca są zabezpieczone - powiedział Kingsley - Nie da się zabezpieczyć całej Pokątnej, możemy chronić poszczególne sklepy, ale to też mija się z celem. Jutro sprawdzę te zniknięcia. Musimy się mieć na baczności, miejmy nadzieję, że żadne ataki jednak nie chodzą im po głowach. 

- Tak myślisz? - zaśmiała się Bellatrix - Bo ja myślę, że tylko na to czekają, żeby zaatakować. 

- Muszę się z nią zgodzić - przyznał Harry - Ja nie wierzę, że dadzą sobie spokój. 

I nikt nie mógł zaprzeczyć słowom Harry'ego.

***

- Kochanie, co jest z Tobą? - spytał Draco, kiedy Hermiona już drugi dzień z rzędu pobiegła nad ranem do toalety - Jest piąta rano, wszystko w porządku?

- Tak - odpowiedziała, klęcząc nad toaletą - Po prostu mi niedobrze. To pewnie przez odstawienie mięsa. 

- Tak myślisz? 

- Tak - odpowiedziała, siadając na podłodze - Niby co by miało mi dolegać?

- Nie wiem - odpowiedział, głaszcząc Hermionę po głowie - Martwię się, żebyś nie była chora. Ja się nie znam. Wymiotowałem tylko po alkoholu. 

- Jest się czym chwalić.

- Może zapytam mamy czy ma coś na mdłości? - zaproponował - Albo Andromedę? 

- Nie, poradzę sobie - uśmiechnęła się niepewnie - Gdyby mnie bardzo męczyło, to wtedy się do którejś z nich zgłoszę. A teraz idę się jeszcze przespać na chwilę. 

- Tak, dobry pomysł - zgodził się Draco i oboje wrócili do łóżka. 

***

Noc była wyjątkowo zimna, nawet jak na grudzień. Ulicy Londynu były przystrojone świątecznymi dekoracjami niemal na każdym rogu, chociaż gdzieniegdzie dało się już dostrzec pierwsze sylwestrowe ozdoby. Tylko jeden zaułek zdawał się być smutny, zimny i opuszczony. Uliczka była wręcz wstrętna, odpychająca. Z pewnością żaden człowiek o zdrowych zmysłach nie zapuściłby się w nią. Żaden, oprócz jednego mężczyzny, który odważnie maszerował w stronę starej czerwonej budki telefonicznej. Ministerstwo Magii było bardzo dobrze zabezpieczone, ale interesanci mogli wejść do środka, jeśli mieli naprawdę ważny powód. Mężczyzna w kapeluszu na głowie, który właśnie otworzył drzwi budki, zdawał się taki powód właśnie mieć. Zamknął za sobą drzwi, podniósł słuchawkę i wystukał numer na klawiaturze telefonu. 

Siostry Black: Nowa Wojna [4]Where stories live. Discover now