Rozdział 9

158 6 3
                                    

Okropnie bałam się ponownego spotkania z markizem. Teraz to już nie była zabawa, to nie były już tylko flirty i schadzki! Podstępem zdobył moja zgodę na zaręczyny, kompletnie pomieszał w głowie mojej matce i w dodatku całowałam się z nim, chociaż odkąd się spotkaliśmy, ani przez chwilę nie chciałam tego robić. To wszystko musiało być ze sobą powiązane czymś więcej niż postacią hrabiego de Lafevre. Przy tak szybkim obrocie spraw, prawie na pewno, ktoś jeszcze musiał maczać w tym paluchy. Ale kto? Komu innemu mogło tak na tym zależeć?
Do tego coś na prawdę złego, działo się też z moim zdrowiem. Zasłabnięcia, gorączki i przedłużające się zmęczenie , nie wspominając już o tych omdleniach. Nigdy nie byłam chorowita. To Lotta była tą słabszą siostrą, nie ja. To jak słaba się robiłam, tylko dodatkowo spowodowało we mnie lęk. Matka nie będzie mnie już zupełnie słuchać. Zostałam jego narzeczoną tak jak chciała i wszystko prowadziło mnie przed ołtarz. Jak w stanie w jakim się znajduje, mam walczyć z nieustępliwą matką i narzeczonym ?

Miałam takie złośliwie przeczucie, że gdy znowu się poskarżę matce na chorobę, nie przyjmie tego do wiadomości i zmusi mnie do spotkania z hrabią i ślubu. Pewnie byłaby gotowa go nawet przyspieszyć, byle tylko zyskać stabilizację i pieniądze których tak rozpaczliwie pragnie od dnia, gdy ojciec zginął. Dodatkowo, znając to jak dumną osobą była moja matka, byłam przekonana o tym, że nie ukryła moich zaręczyn. Pewnie całe miasto już musiało o nich wiedzieć. A to przecież tylko bardziej komplikuje sprawę. Jak mam sprawić, aby do tego ślubu nie doszło? Mam uciec hrabiemu sprzed ołtarza? Rzucić się na byle jakiego mężczyznę, aby spowodować zdradę?
Muszę jakoś zerwać te zaręczyny i pozbyć się Claude'a, a jeżeli to się nie uda, to chociaż powinnam spróbować opóźnić ślub.

 
Wstałam z łóżka z gotowym postanowieniem, spotkam się z nim i doprowadzę do tego, aby zapomniał o jakimkolwiek związku ze mną. Obrzydzę mu nasze spotkanie, rzucę pierścionkiem do jeziora i odejdę. Mama pewnie mnie przeklnie , wydziedziczy i wypędzi z domu, ale może to nie byłoby takie złe, mogłabym spróbować wtedy całkiem innego życia.

Ubrałam suknię która przygotowała mi służąca, nie miała gorsetu więc nie potrzebowałam pomocy służby, aby się ubrać.  Suknia miała jasnofioletowy kolor, była całkiem delikatna i zwiewna. Włożyłam ją szybko. Rozczesałam włosy, nawet jeżeli nie chciałam być dla hrabiego atrakcyjna, matka nie pozwoliłaby mi wyjść bez dekoracyjnej otoczki i idealnej fryzury.
Wkrótce przyszła jedna ze służących i sama zaczęła układać mi włosy. Dzisiaj miałam mieć w nie wpięte kwiaty. Matce chyba za bardzo krążył już po głowie ślub.
Po wszystkich zabiegach, wyglądałam jak uosobienie stwierdzenia, pożegnanie z niewinnością.

Punktualnie o dwunastej, pod dom zajechał powóz Claude'a. Dzisiaj osobiście wyszedł z karocy a z nim przybył służący, taszcząc podejrzanie duży kufer. Matka była zachwycona, chociaż byłam jeszcze u siebie, przez okno usłyszałam jak na dole szczebiocze do hrabiego. Po tym jak już wylewanie go powitała i zapewniła jaki to jest wspaniały , hrabia powiedział, że zawartość kufra jest prezentem dla mnie i całej mojej rodziny. Byłem pewna, że mamie zabłyszczały się oczy jak sroce na widok błyskotek. Pewnie będzie teraz wielbić mojego narzeczonego aż do śmierci za ten podarunek. Jednocześnie utrudniało to jeszcze bardziej moje plany na udaremnienie ślubu.
Po mojej głowie, zaczęły krążyć myśli co jeszcze potrafi zrobić Claude i na co go stać, aby mnie zdobyć. Zaskakująco dobrze znał też moją matkę...
Nie chciało mi się wierzyć, że coś planował wcześniej, jeszcze przed balem, ale nie mogłam tego wykluczyć. Dlaczego to akurat ja miałam być jego celem? Nie miałam posagu, rodzina była uboższą elitą, zazwyczaj nie bywałam też na balach, więc skąd w ogóle pomyślał o mnie ?!

W końcu musiałam zejść na dół, a matka przyszła po mnie osobiście.

- Hrabia przywiózł prezent ślubny dla Ciebie i suknię, przepiękną, starą i elegancką, suknię ślubną. Bardzo mu zależy, abyś zdecydowała się ją włożyć na ceremonię waszych zaślubin. Jest taki szarmancki i ogromny z niego romantyk. Sam ją dla ciebie wybrał. Tak bardzo się cieszę, że dojrzałaś Marianne, od dawna już czekałam aż kogoś poznasz. Martwiłam się, próbowałam ci zaaranżować kilka spotkań, nawet myślałam o tym, czy sama nie powinnam wybrać ci męża, ale Ty, Ty córeczko, sprawiłaś mi ten ogromny prezent, przyjmując zaręczyny hrabiego de Lafevre. Twoja siostra też jest tym zachwycona. Proszę Cię, nie zepsuj tego. To nasza ogromna szansa na lepsze życie.  - powiedziała z wypiekami na twarzy, bardzo szybkim tempem. Była ewidentnie podekscytowana i rozpierała ją duma. Nie wiedziała gdzie ma podziać oczy, i wymachiwała rękami na prawo i lewo.  

-Oto cała moja matka- pomyślałam z goryczą - Oto Lucinda Maria Radcliffe, wyrafinowana, sztuczna, nie kochająca matka, która zrobi wszystko, aby wkręcić córki w jak najbogatsze rodziny, dzięki którym sama będzie mogła żyć na starość w dostatku i chwale. 

Zawsze dziwiło mnie, czemu nie została żoną jakiegoś księcia czy króla, mój ojciec był szlachcicem, ale o średnim, choć ustatkowanym majątku. Kiedyś nie mieszkaliśmy też w kamienicy, lecz w domu pod miastem. Fabryka należąca do rodziny ojca, niespodziewanie zaczęła przynosić dochody i wtedy przenieśliśmy się tutaj. Nigdy nie byłam mu za nic wdzięczna. Dorastałam, nienawidząc człowieka, który był moim ojcem.

Ktoś jednak ulitował się nade mną i Lottą. Po kilku latach, gdy minęłam niewinny, dziewczęcy wiek,  ojciec zginął tragicznie w fabryce. Wtedy matka zaczęła świrować i też stała się moim wrogiem. Po śmierci taty, zaczęła poważnie się zastanawiać jak uzupełnić majątek i wyswatać córki w taki sposób, aby miała z tego jak najwięcej korzyści.
Jako pierwszą, na ślubny kobierzec wysłała Lottę, która latami znosiła gwałcącego ją potwora - a naszego ojca.  Z powodu tej sytuacji z ojcem, nie nabyła zbyt wyjątkowej osobowości. Nie wyrosła też na wojowniczkę. Była raczej standardową ofiarą i dlatego nawet przez chwilę nie szukała sobie mężczyzny, matka sama jej go wybrała. Szybko odbył się ślub a siostra wyjechała z domu do jego rezydencji, gdzieś pod Cambridge.
Ja byłam inna, pełna frustracji i niezadowolenia, niczym skóra zdjęta z mojej matki, zbyt zajęta swoimi sprawami, aby pomóc uciemiężonej siostrze.  Nie byłam zbyt posłuszna matce, robiłam jej nieustannie na złość i nie chciałam mieć męża ani dzieci, ani też żadnych ślubów i żadnych schadzek...
Tylko ten de Lafevre wszystko popsuł. Niby nic nie zrobił a osiągnął tak wiele, do diabła, omamiona przyjęłam nawet jego zaręczyny. Jak do tego doszło? 

Nie mam pojęcia w co grał Claude, ale na pewno nie był ze mną szczery, a już na pewno, nie uwierzyłam w to, aby tak bardzo zapłonął ogniem uczuć wobec mnie. Na pewno coś kombinował, planował jakiś większy spisek... tylko do czego była mu w tym potrzebna matka-desperatka i kobieta która nienawidzi mężczyzn?

Powinnam się go pozbyć, jak najszybciej.

Uosobienie NocyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora