Epilog - Rozdział 21 - Koniec części I

55 3 0
                                    


Gwałtownie się poderwałam a przed oczami które nareszcie udało mi się otworzyć, zatańczyły mi gwiazdy. Coś zmieniło się wokół mnie.

Złapałam duży haust powietrza, potem kolejny i jeszcze jeden, dla sprawdzenia że nadal żyję. Upewniwszy się że i owszem, nie jestem martwa oraz mogę oddychać, zaczęłam rejestrować otoczenie dookoła.

W pomieszczeniu było cieniście, ale nie zupełnie ciemno, w powietrzu czułam zapach starego drewna, ziemi i zardzewiałego metalu. Moja sypialnia i żadne inne pomieszczenie w którym byłam w rezydencji Claude'a nie śmierdziało w ten sposób. To był dość duszący zapach i sprawiał wrażenie, jakby przyczepiał się do skóry. Jednocześnie, było tu też dość chłodno, a gęsia skórka, szybko zaczęła pojawiać się na moich rękach.

Chwilę później, zostałam gwałtownie zaatakowana. Silne ramiona zakończone grubymi dłońmi, zwieńczonymi paznokciami o wyglądzie szponów, zacisnęły się na moich barkach, wbijając się w skórę niczym szpikulce. Przed moją twarzą, zalśniły neonowo czerwonym blaskiem, dwoje obcych oczu, zaciśniętych w cienkie szparki. Byłam pewna że był to efekt agresji, którą czuł napastnik.

Potem dostrzegłam nos, który był ostry tak bardzo, że w przyszłości mógłby stać się dziobem drapieżnego ptaka, a na końcu zobaczyłam dwa ostre kły w okrągłych, pulchnych wargach. Gdy postać na kilka sekund odchyliła się, zauważyłam jeszcze skręcone, czarne włosy. To był Charles Benoit - rzekomy przyjaciel Claude'a, z którym współpracował. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, był bardziej ludzki niż teraz. Tymczasem, jak się okazało, był bestią podobną do Markiza, ale jednak bardzo od niego różną.

- Charles Benoit.- szepnęłam cicho. Mężczyzna gwałtownie się szarpnął, jakby chciał potwierdzić swoją tożsamość, po czym gwałtownie opuścił głowę a ja poczułam. jak jego kły przebijają moją skórę, tuż obok szyi. Gryzł błyskawicznie, w różne miejsca, ale w bliskiej odległości od siebie. Wkrótce, po mojej skórze płynęła krew. Bolało tak bardzo że na przemian jęczałam i wyłam, a z oczu płynęły mi łzy. Miotałam się, ale wtedy bolało mnie wszystko jeszcze bardziej.

- Żywotna jesteś, ale i tak czas ci umrzeć Marianne.- warknął Charles, podczas kilkunastosekundowej przerwy w posiłku, po czym jego kły, znowu wbiły się w moją skórę.

Od razu przypomniałam sobie sen, który nawiedził mnie na długo przed ślubem. Te same słowa usłyszałam od bestii, która miała wtedy twarz Claude'a ale teraz, chciałabym aby się tutaj pojawił.

Chwilę potem, gdy dotarło do mojej świadomości co pomyślałam, poczułam wstyd za samą siebie. Znowu robiłam z siebie ofiarę, zamiast walczyć. Nie mogę pozwolić, aby Charles mnie zabił. Miałam już nigdy więcej nie okazywać słabości, nie po tym co stało się z Lottą. Zasługiwała na więcej niż marny los który jej zgotowałam. Muszę coś zrobić, on nie może mnie tak łatwo zabić.

Zebrawszy tyle sił ile zdołałam - ale nie było tego za wiele, gdyż Charles pozbawiał mnie ich z każdym kolejnym łykiem - spróbowałam go odepchnąć.

Mężczyzna okazał zdziwienie, ale tylko na krótką chwilę. Odsunął się, ale zaraz potem, szybszy od atakującego węża, jedną ręką zasłonił mi oczy, a drugą z jak się okazało dość ostro zadraśniętym nadgarstkiem ociekającym krwią, przycisnął siłą do moich ust. Jego krew, miała dziwny smak; cierpki jak wytrawne wino, ale też kwaśny jak niedojrzałe jabłka. Był ohydny. Dławiłam się tą krwią próbując ją wypluć, ale bardzo mocno przyciskał moją głowę. Oślepiona, nie byłam pewna co robić dalej. Byłam przed nim rozłożona na łopatki a moje serce biło co raz wolniej. Powieki ciążyły i w końcu zamknęły się bezwiednie. Moje ręce opadły luźno na boki. Poczułam się taka pusta. Wydałam z siebie ostatni świszczący oddech, czując okropny ból w gardle, a potem świat się nagle zatrzymał.

Uosobienie NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz