Rozdział 3

283 16 5
                                    

Powóz przyjechał pod naszą rezydencję punktualnie. Będący w podeszłym wieku woźnica, pomógł mi wsiąść do wozu. Gdy już ułożyłam się z suknią na kanapie wyściełanej granatowym aksamitem, drzwiczki zostały zamknięte. Ruszyliśmy spod domu który bardzo szybko znikał mi z oczu. Musieliśmy jechać nieomal galopem. Starałam się jednak nie denerwować i nie wyobrażać sobie szalonych scenariuszy. Chociaż prawda wyglądała tak, że nie miałam pojęcia ani kim jest ten mężczyzna, ani też czym się zajmuje. Moja matka zaślepiona jednak wizją mnie na ślubnym kobiercu z arystokratą o niespotykanej urodzie, ani przez chwilę nie zastanowiła się nad tym, co może mnie spotkać na spotkaniu z całkowicie nie znanym nam człowiekiem.
To bardzo przykre stać się kimś zbędnym, kogo chce się jak najszybciej pozbyć z domu.
I nie ważne że lubiła mówić, że to dla dobra Lotty. Gdyby na prawdę zależało jej na młodszej córce, zauważyłaby co robi z nią ojciec i że z roku na rok, gaśnie w oczach. Ale mata była na to zbyt ślepa. Widziała tylko to, co chciała dostrzec. 
Myśli na ten temat tak bardzo mnie zajęły, że nawet nie zauważyłam, gdy dotarliśmy pod bramy prowadzące do Hyde Parku w którym mieliśmy z nieznajomym wyznaczone spotkanie.
Przez chwilę pomyślałam iż mój nieszczęsny wybranek może być członkiem królewskiego rodu, skoro wybrał na nasze spotkanie jeden z królewskich parków. 

Bardzo się przeraziłam na tą myśl. Szybko jednak wytłumaczyłam sobie, że to przecież niemożliwe, że przecież nie ma możliwości aby kobiety w mieście się o tym nie dowiedziały. Plotkowano by o tym już na balu. Tymczasem pamiętałam że na balu mój towarzysz stał się celem plotek, dopiero wtedy, kiedy podszedł do mnie i ze mną zatańczył.

-Panienko Radcliffe, Pan de Lafevre czeka na Panią za bramą.- rzekł woźnica, gdy otworzył już przede mną drzwiczki powozu. A więc nazywa się De Lafevre i faktycznie jest cudzoziemcem. Niepewna co mnie czeka, zrobiłam kilka kroków, po czym zatrzymałam się przed bramą. Co by się stało, gdybym po prostu uciekła w tej chwili? Woźnica by ruszył za mną czy może sam De Lafevre? A może nikt by nie zwrócił na to uwagi ?
Przypomniałam sobie jednak słowa matki o tym, że powinnam być wzorem dla Lotty. Mała zbyt wiele cierpiała w życiu aby jeszcze popełniać moje błędy. Nie chciałam aby siostra zaczęła się o mnie martwić.
Z mocnym postanowieniem, że dam z siebie wszystko i będę dla niego miła choćby miał znowu mnie upokarzać, pokonałam bramę i znalazłam się w ogromnym parku. Nigdy przedtem w nim nie byłam. 
Zapachy oszałamiały swoim bogactwem, a zważając na to iż był koniec lata, dodatkowo jeszcze kusiły swoimi kolorami. Zachwycałam się drzewem magnolii gdy Lafevre do mnie podszedł i zaczął się ze mną witać.

-Panienko Radcliffe, przyznam że list od Pani matki bardzo mnie zaskoczył, nie mogę jednak odmówić Pani urody. Kwiaty bardzo rozpromieniają Pani twarz. – zaczął, czym bardzo mnie zaskoczył. To były bardzo miłe słowa, a jego głos brzmiał całkiem inaczej gdy nie tracił go na przykre uwagi. Ten ton mógłby omamić nie jedną dojrzałą nawet kobietę. Był tak przyjemny, niczym najdelikatniejsza pieszczota. Pamiętałam jednak bardzo dobrze o tym, jak okrutnie zachował się na balu.

-Dziękuję Panu, Panie? - postanowiłam udawać iż nie poznałam jego nazwiska, miałam nadzieję, że dzięki temu zdradzi mi również swoje imię.

-Lafevre. Zaiste, nie zostaliśmy sobie odpowiednio przedstawieni. Nazywam się Jean Cloude de Lafevre, jest mi niezmiernie miło iż zgodziła się Pani na nasze spotkanie tutaj. Wczoraj nie zachowałem się należycie i uniżenie chciałbym za to Panienkę przeprosić. Miała Pani rację iż tematy które poruszyłem, nie były odpowiednie nie tylko na takie przyjęcie, ale i na rozpoczęcie znajomości. Jest mi również niezmiernie przykro iż Panią uraziłem. Musiałem być bardzo zmęczony po podróży. - dodał. Był dosyć przekonujący. Zrobiło mi się nawet dość miło, gdy zdecydował się przeprosić. Mężczyźni w tym mieście, rzadko to mówili, szczególnie rzadko wobec kobiet.

-Po podróży? Pan wybaczy moją ciekawość, ale jaką podróż ma Pan na myśli?- zapytałam zaintrygowana, wszystko czego mogę się dowiedzieć na jego temat, powinno zostać wypowiedziane. Lafevre zaśmiał się ciepłym, męskim śmiechem, po czym odpowiedział na moje pytanie.

-Jak się Pani z pewnością domyśla po mojej godności, nie jestem stąd. Urodziłem się na soczyście zielonej ziemi francuskiej, w Paryżu. Tam się też wychowałem i obecnie również tam mieszkam.- odpowiedział ochoczo na moje pytanie a ja na chwilę się zamyśliłam.
A więc on mieszka we Francji, czy moja matka może coś już na ten temat wiedzieć? Być może na zamieszkanie tak daleko, matka się nie zgodzi, być może istnieje więc szansa na moje ocalenie przed niechcianym ślubem.

- Czy chciałaby Panienka coś jeszcze o mnie wiedzieć?- zapytał mnie uprzejmie.

-Jeżeli to nie jest dla Pana kłopotliwe, to bardzo proszę. Sądząc po tym czego się po nas oczekuje, powinnam Pana lepiej poznać.- właściwie mogłam ugryźć się w język i nie dopowiadać tej kwestii o tym ‚czego się po Nas oczekuje' bo było całkiem możliwym jest, iż Pan De Lafevre, nie miał bladego pojęcia o tym, jaki plan ma moja matka. Mężczyzna natomiast całkiem zignorował tą część mojej wypowiedzi.

-Ależ Panno Radcliff, naturalnie że to nie jest dla mnie kłopotliwe. Po tym w jakiej sytuacji postawiłem Panią wczoraj wieczorem, powinienem spełnić każdą Pani zachciankę. – odparł, na tą odpowiedź zarumieniłam się nieprzyzwoicie, tworząc bardzo niepożądaną sytuację. Nie rozumiałam skąd nagle we mnie takie dziwne zachowanie. Najpierw ostatecznie uciekłam z balu z jego powodu, teraz nieomal spowodowałam katastrofę. Przecież rumieniec jest jedną z najbardziej dwuznacznych rzeczy, które może sobą pokazać kobieta. Miałam nadzieję że nie spowoduję tym niepożądanego nieporozumienia. Przecież nie miał odnieść wrażenia że mi się podoba. 

- Doprawdy, jest Pani bardzo urodziwą kobietą. Wracając jednakże do Pani życzenia, abym coś o sobie opowiedział, jak mówiłem, moje życie jest bezpośrednio związane z Francją. Posiadam tam trochę ziemi i malutką rezydencję. Książę tamtejszego obszaru jest moim kuzynem, stąd noszę we Francji znamienity tytuł Markiza. Proszę się jednak mnie nie obawiać, sądzę iż tytuły są tylko nazwą, niczym co mogłoby wyznaczać ludzki charakter. Ponad to, nie mieszkam w zamku kuzyna, lecz w swojej rezydencji, z daleka od stolicy wraz z matką i trojgiem mojego rodzeństwa. Do Londynu przybyłem na życzenie kuzyna, chciał abym przekazał królowi Charlesowi II, istotną wiadomość, jej treści jednakże nie wolno mi zdradzać. Co jeszcze chciałaby Pani o mnie wiedzieć? Ah, jestem również kawalerem. - odpowiedział cierpliwie Cloude. Po usłyszeniu tych kilku zdań, uświadomiłam sobie w jak trudnej sytuacji się znalazłam. Jeżeli moja matka wie o tym wszystkim, dopilnuje aby doszło do naszego ślubu, nawet jeżeli miałaby ryzykować trupem. Mój los został więc chyba ostatecznie przypieczętowany, chociaż było to dopiero nasze pierwsze prawdziwe spotkanie. Poczułam ogromne przygnębienie. Jakbym się postarzała o kilka lat.         A więc wszystko skończone...

- Panienko Radcliffe, jakoś Pani zbladła. Dobrze się Pani czuje? Może powinniśmy jednak usiąść. Proszę ze mną, za chwilę mamy ławkę. – rzekł nagle zatroskany Lafevre. Czułam, że w jakiś sposób jest to naciągane, jakbyśmy udawali przed sobą kim jesteśmy naprawdę. Mimo to, pozwoliłam temu francuskiemu markizowi wziąć mnie pod ramię i zaprowadzić do najbliższej ławki. Faktycznie poczułam się wyjątkowo słabo po wszystkim tym co usłyszałam.

- Bardzo dziękuję markizie de Lafevre.- po tych słowach jakoś ściemniało mi przed oczami. Straciłam kontakt ze światem.

Uosobienie NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz