Rozdział 10

154 6 4
                                    

Hrabia był ubrany elegancko i modnie, we francuskim stylu. Na ustach miał szeroki uśmiech i patrzył prosto na mnie. Bardzo szybko, zanim doszłam do drzwi, on podszedł do mnie. Ucałował moją dłoń znacznie dłużej niż zazwyczaj. Potem nie wypuścił jej ze swojej dłoni. 

- Wyglądasz tak niewinnie, moja najdroższa Marianne. Jestem ogromnym szczęściarzem, że zgodziłaś się przyjąć akurat moje zaręczyny. Przyszedłem z prezentem. Chcę ci podarować suknię ślubną mojej matki. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdybyś zdecydowała się ją włożyć na ceremonię naszych zaślubin . - rzekł, po czym dodał po chwili -Pewnie wiesz, ale twoja matka, już ustaliła nam termin w kościele. Za trzy dni, będziesz już moją małżonką Marianne.  

Claude brzmiał, jakby był na prawdę zadowolony z takiego obrotu spraw. Ja jednak niedowierzając, spojrzałam przelotnie na matkę i posłałam jej wymowne spojrzenie. Od kiedy to ustalono datę naszego ślubu? Pierwszy raz w życiu o tym usłyszałam. O co tutaj chodzi? Jak jej się to udało?

- Matko, nie mówiłaś mi że data ślubu została już ustalona. Czy to nie za szybko? Nie powinniśmy poznać się bliżej jako narzeczeństwo ? Czy tak wypada matko ?- powiedziałam do niej, kompletnie ignorując hrabiego i jego rękę wciąż ściskającą moją.
Wszystko zaczynało mi wymykać się spod kontroli. Ten cały pomysł ze zrywaniem zaręczyn, moje plany na życie. Wszystko. Najwyraźniej nie doceniłam wyrachowania mojej matki. Czego jeszcze nie wiedziałam o własnej matce? Kim była ta kobieta i do czego jeszcze była zdolna? 

- Kochanie, sama przyjęłaś zaręczyny bardzo szybko, szybciej niż bym tego oczekiwała a skoro tak bardzo kochasz hrabiego a on ciebie, to nie ma na co czekać . Zwolnił się termin a ja od razu pomyślałam o was . - odpowiedziała zupełnie spokojnie, nie zrażona w żaden sposób moim tonem. Wyraźnie poczułam, jak bardzo nie były to szczere słowa z jej strony.  Żonglowała wyrazami wprawniej niż cyrkowiec swoimi kręglami. Kiedy nabyła tylu manipulatorskich umiejętności ?

- Kiedy ty miałaś to czas załatwić mamo? Przyjęłam Claude'a zaledwie wczoraj. - powiedziałam, usiłując jakiś odkręcić sprawę na swoją korzyść . Wczoraj oznaczało , że to było zaledwie kilkanaście godzin wcześniej. Nikt w tym mieście nie byłby w stanie tak szybko zorganizować ślubu. Coś było nie w porządku i nie chodziło tylko o to, jak bardzo mojej matce na tym zależało. Nikt w takim krótki czasie, nie zgodziłby się podjąć ceremonii zaślubin . Naprawdę nikt, żaden ksiądz ani też żaden inny duchowny. Goście nie mieliby nawet dostatecznie wiele czasu aby potwierdzić zaproszenia.

- I dlaczego właściwie nie zapytałaś mnie o zdanie w tak ważnej kwestii Mamo? Czyż nie jestem narzeczoną, nie powinnam mieć czegoś do powiedzenia ? Wszystko chcesz zorganizować za moimi plecami? - zaczęłam swoją odważna tyradę, musiałam zaryzykować wszystko, każda minuta nabrała teraz znaczenia. Nie będzie już lepszego momentu na wyrażenie swojego zdania i jakikolwiek przewrót niż teraz. Po dłuższej chwili, gdy matka nadal zbierała słowa, odwróciłam się do Claude'a. 

- Claude? Czy nie uważasz, że powinnam mieć coś do powiedzenia w kwestii naszego ślubu?

Szczerze liczyłam że powie cokolwiek, że wyczuje targające mną emocje, ale on najwyraźniej trzymał stronę mojej matki, bo gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, miał od razu gotową odpowiedź.

- Nie powinienem się wtrącać w waszą dyskusje Marianne. To twoja matka i moja przyszła teściowa, należy się jej szacunek. Szczegóły możecie przecież nadal omówić miedzy sobą. Co do terminu, zgadzam się z Madame. Zaręczyliśmy się, to oznacza, że oboje jesteśmy gotowi aby spędzić ze sobą życie. Ślub, to przecież tylko czysta formalność. Możesz mi zaufać Marainne. Jestem w stanie zapewnić ci dom  i dostatnie życie w Paryżu. Oczywiście, jeżeli tylko zechcesz zamieszkać tam ze mną i opuścić Londyn.

Poczułam ogromną wściekłość. Na co ja właściwie liczyłam, wyrafinowana matka i równie dwulicowy narzeczony, które stosuje jakieś własne sztuczki. Nie miałam szans aby wygrać w tej konfrontacji. Pozostało mi tylko jedno, jeżeli chciałam zachować wolność i swoje własne zdanie. Powinnam uciec. Uciec z domu i ignorując rozsądek, odrzucić wszystko co miałam. Nie miałam zamiaru czekać, było na to już zdecydowanie za późno. Wykorzystując wszystkie swoje umiejętności, postanowiłam udawać, że jest mi słabo. Co prawda, wcześniej rozważałam już takie postępowanie, ale teraz nie było już żadnego innego wyjścia, niż tego spróbować. Może wtedy Claude zrezygnuje z naszego spaceru i odjedzie, a matka się uspokoi na kilka chwil. Gdyby udało mi się samej pozostać z myślami, mogłabym podjąć jakieś zapobiegawcze kroki , co do opóźnienia ślubu. Nie ważne już co sobie pomyślą, oboje są siebie warci . Nic mnie już to nie obchodzi.

Upozorowałam sytuację i  zaczęłam się słaniać na nogach i zataczać. Powachlowałam się jeszcze dłonią dla lepszego efektu, przymknęłam i ponownie otworzyłam oczy kilka razy. To musiało wyglądać dostatecznie realistycznie. Potem celowo opadłam całym ciałem na Claude który zgodnie z przewidywaniami, rycersko schwycił mnie  w ramiona .  Wtedy przystąpiłam do ostatecznego kroku, zamknęłam oczy i wstrzymałam oddech.

Byłam na prawdę zdesperowana, co innego mi pozostawało?

Matka wypuściła głośno powietrze ustami i poprosiła Claude'a, aby zaniósł mnie do pokoju. Wciąż wstrzymywałam oddech i nie otwierałam oczu, udając zwiotczałą i nieprzytomną.
Co prawda nie chciałam aby Claude, wylądował ze mną sam w moim pokoju, ale nie mogłam nic na to poradzić, jeżeli dalej chciałam udawać. Przynajmniej Matka nie poszła za nami, byłam tego pewna, bo usłyszałam tylko jedną parę butów, gdy zaczęliśmy wchodzić z powrotem na górę po drewnianych schodach. Usłyszałam też, jak matka na dole szybko pokonuje całą długość pokoju i woła pokojówki. Pod nosem szeptała, jaka to jestem słaba i nieporadna, jaka niemądra i nierozważna. Nie wiem jak, ale usłyszałam każde słowo, choć byliśmy już u szczytu schodów, na piętrze.
Hrabia wniósł mnie do pokoju, nie mogłam zobaczyć czy faktycznie do mojego własnego, ale miałam nadzieje, że tak. Sytuacja robiła się poważna, musiałam zaczerpnąć powietrza aby nie zemdleć naprawdę. On oczywiście to zauważył, położył mnie na łóżku, ale nie był przy tym szczególnie delikatny. Nieomal natychmiast sam znalazł się na nim obok mnie. Jego kolana leżały na materacu, jedno po mojej prawej stronie a drugie po lewej. Moje nogi znalazły się między jego nogami. Potem nachylił się nade mną i wyprostowanymi rękoma, przycisnął moje ramiona do materaca, unieruchamiając mnie.

- Ładne przedstawienie Marianne. Twoja matka uwierzyła w ten występ bez mrugnięcia choćby okiem. Czułem że będziesz dla mnie idealną kobietą. Muszę jednak przyznać, że twój wybuch mocno mnie zaskoczył. Dotąd akceptowałaś wszystkie zdarzenia bez komentarza, ale dzisiaj... Naprawdę na wiele cię stać moja droga, kiedy postawić cię przed pewnymi faktami. Skoro jednak udowodniłaś mi już, jak doskonałą kandydatką na moją żonę jesteś, ja też skończę z udawaniem tylko dobrze wychowanego i tajemniczego nieznajomego. - powiedział zmienionym, całkiem nowym głosem, którego dotąd nie słyszałam, nie było to miłe.
Cokolwiek zamierzał, jego słowa przestraszyły mnie. Brzmiał jak bardzo niebezpieczny człowiek.
Wiedziałam że coś ukrywał, że jakoś manipulował całą sytuacją, ale nie sądziłam,  że skończę przyciśnięta przez niego do łóżka. Jak zwykle nikt nie pytał mnie o zdanie i wszystko potoczyło się samo.
Claude co prawda zamilkł na chwilę, ale nie puścił mnie. Zniżył się tak bardzo, że jego pierś dotykała mojej. Jego twarz wylądowała przy moim ramieniu. Krótką odległość do szyi, oznaczył pocałunkami, od których dostałam dreszczy. Nie było to spowodowane nagłym podnieceniem. Przestraszył mnie całkiem naprawdę. Wierciłam się , ale dla niego nie miało to znaczenia. Trzymał mnie mocno i zamierzał coś zrobić. Chociaż spodziewałam się kolejnych mokrych pocałunków i gwałtu, z ulgą uświadomiłam sobie, że czas się zatrzymał a Lafevre skupił się tylko na mojej szyi. Wodził po niej nosem, dotykał jej delikatnie dłonią, jakby miał jakiś fetysz na jej punkcie, w efekcie znowu poczułam jego usta w zagłębieniu między szyją a ramieniem. Po chwili poczułam jeszcze coś, że w skórę wbija mi coś ostrego. Nie było czasu na choćby ulotną myśl, poczułam jak moje ciało zaczyna natychmiastowo ulegać paraliżowi. Czując się bezwładnie, szybko traciłam kontakt z rzeczywistością, aż w końcu wszystko się skończyło i zamknęłam oczy.

Uosobienie NocyWhere stories live. Discover now