Rozdzial 7

196 10 5
                                    

Kolejny już raz w tym tygodniu po balu, obudziłam się niespokojna. To była moja piąta noc po tym przyjęciu, i czwarta, od spotkania się z hrabią w parku. 

Co prawda, fizycznie czułam się już trochę lepiej, ale bardzo bolała mnie głowa. Tak się kończy spotkanie z niedoświadczonym lekarzem, powie mi że się przemęczyłam a nazajutrz, czuję się tak słaba, że nie mogę wstać i stan ten, utrzymuje się przez kolejne dni.

Obudziłam się w swoim łóżku i ten fakt napełnił mnie niespodziewaną otuchą. Był wieczór, dosyć późny, bo za oknem było bardzo ciemno. Rozejrzałam się za szklanką wody, ale zamiast niej, znalazłam kieliszek z czerwonym winem. Pomyślałam, że to służąca naszykowała go dla mnie, aby pobudzić mój organizm i trochę go zmotywować do zwalczania wirusa którego z pewnością załapałam. Pierwszy łyk wystarczył, abym zorientowała się, że to ten sam napój, co ten odnaleziony w kuchni, w nocy która zapoczątkowała cały ten cyrk z lekarzem. Wypiłam go do dna, czekając aż znowu poczuje się tak błogo i energicznie jak wtedy. Ulga przyszła szybko. 

Wyszłam spod kołdry żwawa jak skowronek. Ubrałam na siebie sukienkę z niebieskiej bawełny, tą samą którą miałam do wyboru z zieloną suknią przed spacerem z markizem i wyszłam z pokoju na korytarz. Zapragnęłam wyjść na spacer aby odetchnąć świeżym powietrzem . Poruszałam się cicho, aby nie obudzić służących i mojej matki.

Drzwi wyjściowe były zaryglowane, ale poradziłam sobie z tym i łatwo je otworzyłam. Zamknęłam je cichutko za sobą, jakby nic nie ważyły i znalazłam się na brukowanej drodze przed domem. Szybko przeszłam tylny dziedziniec naszej kamienicy i przeszłam przez płot za dom. Mieszkałyśmy na skraju dzielnicy, nieopodal Hyde Parku. 
Choć ciemno było, że oko wykol, ja niczego się nie bałam. Bez problemu kluczyłam między innymi kamienicami, aż dotarłam do bram parku. Brama z niewiadomych przyczyn pozostała dzisiaj otwarta, toteż nieskrępowana i pozbawiona lęku, przeszłam przez nią i znalazłam się między wysokimi, szeleszczącymi drzewami klonu. Czułam się wolna od trosk i nic mnie nie bolało. Napawając się chwilą, niespiesznie pokonywałam kolejne dróżki parku, aż dotarłam nad jezioro Serpentine. Byłam tak bardzo skoncentrowana na podziwianiu przyrody że dałam się zaskoczyć innemu człowiekowi, który wyszedł nagle spomiędzy drzew.
Tylko chwilowo tym zaskoczona, szybko zorientowałam się, że nowoprzybyła postać jest mi w rzeczywistości doskonale znana. Wyciągnęła do mnie swoją dłoń z łagodnym uśmiechem na ustach.

- Panienka Radcliffe, cóż za nieoczekiwane spotkanie! To doprawdy, niesamowita pora na takie zdarzenia. Mimo to, wspaniale Panią spotkać w pełni sił. Pani matka wspominała mi w liście o twojej chorobie. Dodała, że nie domagałaś przez kilka dni, ale kiedy teraz stoję przed Tobą, widząc cię taką rozluźnioną i szczęśliwą, myślę że już nic ci nie dolega. Jestem bardzo rady z tego spotkania, bo od wczorajszego wieczoru, kiedy to dużo myślałem o Pani, zapragnąłem ci coś przekazać. - powiedział hrabia de Lafevre. Wyglądał na naprawdę uradowanego, jego piękną twarz ozdabiał uśmiech, a ciemne włosy, które o tej porze były całkowicie rozpuszczone, znikały w mrokach nocy stając się z nimi jakby jednym.

Przekraczając granice przyzwoitości, dotknęłam rękoma jego ramion, badając, czy nadal są tak dobrze zbudowane jak w czasie balu, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Kamizelka ładnie opinała jego muskularne ramiona. Był tak bardzo pociągający. Cokolwiek o nim myślałam, teraz, nie miało to już najmniejszego znaczenia. Pod osłoną nocy można ukryć wszystko; trupy, krew, rumieńce, kochanka, zdradę... Czemu więc teraz nie miałam pokazać po sobie prawdziwego pożądania?

Pogłaskałam śmielej jego ramiona, wodziłam palcami po jego policzkach i mocnej szczęce. Musnęłam jego jedwabiste włosy, choć najchętniej zrobiłbym z nimi o wiele więcej i tak, zostałam ostatecznie pokonana. Nie wahając się już i robiąc to z pełną odpowiedzialnością, pocałowałam go. Jego usta były ciepłe i miękkie niczym jedwab. Pocałunek był delikatny niczym muśnięcie piór, a  gdy Claude pogłębił go, stał się namiętną walką kochanków z pożądaniem. Nigdy wcześniej nikt mnie tak nie całował. Miałam ochotę nie przerywać tego i trwać tak aż do świtu, całując te wspaniałe usta i pozwalając im przejmować nade mną kontrolę, kawałek po kawałku.

-Tak płomienne pocałunki , nie przystają damie tak młodej jak ty Marianne. - jak się okazało, to hrabia przerwał pocałunek jako pierwszy. Chwilę później, umilkł na kilka sekund, nie wiadomo czy to w celu zebrania myśli, czy też potrzeby chwili wytchnienia. Następnie odszedł ode mnie kilka bardzo małych kroków i wpatrując się w moje oczy, sięgnął po coś ręką do kieszeni.

- Jesteś intrygującą kobietą, ale już w pełni dojrzałą. Myślę, że jesteśmy gotowi sięgnąć po owoc namiętności. Jednakże, przyzwoitości musi stać się zadość. Dlatego Marianne, chciałbym Cię o coś poprosić. - hrabia powiedział te słowa niedługo później a następnie, przyklęknął na jedno kolano. Jego zamknięta dłoń otworzyła się, ukazując pierścionek ze złota, z jadeitowym oczkiem. Chwilę patrzyłam jak urzeczona na ten piękny przedmiot. Jadeity w moim kraju nie występowały naturalnie, aby go zdobyć, markiz musiał udać się do dalekiej Azji, rozumiałam jak poważny jest to prezent.

Dzisiejsza noc była specyficzna i pełna tajemnic, cieszyłam się, że spotkaliśmy siebie nawzajem akurat teraz.

-Ponieważ prezent jest dosyć wymowny, streszczę się. Marianne, rzeczą oczywistą jest iż spodobałaś mi się od pierwszego naszego wspólnego spotkania na balu. Od tamtej chwili marzę tylko o tym abyś mnie zechciała i zgodziła się towarzyszyć mi przez resztę życia. Lady Marianne Anne Radcliffe, zostań proszę moją żoną. Zgadzając się, sprawiłabyś mi ogromną radość a i ja obiecuję Ci, że spełnię każde twoje życzenie. Czy zgadzasz się mnie przyjąć Marianne? - jego oczy wspaniale błyszczały a księżyc który został odsłonięty przez chmury, rozjaśnił jezioro srebrzystym blaskiem, tworząc piękną scenerię. Moja matka oszaleje z radości...

-Przyjmuję Cię markizie Jean Claude de Lafevre. Zostanę twoją żoną Claude.

Uosobienie NocyWhere stories live. Discover now