Rozdział 20

65 6 0
                                    

Śniłam albo tylko mi się tak wydawało.

W powietrzu dalej było czuć róże, które otoczyły mnie swoim zapachem, jak całunem.
Nad swoim uchem, słyszałam delikatny głos, należący do mężczyzny, który śpiewał i nie brzmiał jak Claude.
Twe usta lśnią jak Paryż, ma miłości ty na zawsze,
moja ukochana,
lecz twe łzy sprowadzają dla mnie odrobinę Londynu ,
Tańcz ze mną aż do nocy w poważnym księżyca blasku,
jaśniejszym od lśniących nad tobą gwiazd (...)

Te słowa były bardzo romantyczne, sprawiały że poczułam się bezpieczna, zupełnie spokojna i ukochana w szczególny sposób.
Czy ktokolwiek inny w rezydencji mógł mnie kochać ? Czy ten nieznajomy mężczyzna nie obawiał się ryzyka, związanego z dażeniem uczuciem żony Markiza De Lafevre ?
Claude wydawał się osobą zdolną do gniewu, był przecież wampirem!
I, chyba mu na prawdę na mnie zależało.
Z pewnością nie byłby szczęśliwy że ktoś inny pod jego dachem, ma wobec mnie swoje plany. Tego nie przewidywał jego scenariusz.
I wtedy, raptem głos ucichł a zamiast niego, usłyszałam znajomy tembr Claude'a.

- Jak ty mnie dobrze znasz Ma Chère. Oczywiście że nie mógłby cię kochać ktokolwiek inny. Przyłapałaś mnie na chwili słabości! Powinnaś dalej spać, sporo się wydarzyło przy deserze. - powiedział. Zaskoczona, nie wiedziałam przez chwilę co odpowiedzieć. To on miewał momenty słabości, czyż nie był niezłomnym wampirem? Do tego znał jakąś uroczą melodię? To było coś nowego na jego temat.

- Czy Ty znowu mnie czarujesz? Używasz na mnie swoich mocy? - odparłam sennie a może słowa nie opuściły moich ust i były tylko w mojej głowie

- Nie jesteś na nie już tak bardzo podatna, jak kiedyś. Więc odpowiem, że może i próbowałem, ale nic z tego nie wyszło. - dodał z żalem ale niezbyt przejmując się tym w rzeczywistości.
- Mimo to, nalegam abyś nie otwierała swoich oczu i nie wstawała jeszcze. Na prawdę potrzebujesz snu. - dodał, teraz już całkiem poważnie. Czemu uważał że powinnam spać? Przecież nic innego tutaj nie robię, tylko odpoczywam. Zaalarmowana obawą że znowu może robić coś wbrew mojej woli, poczułam pilną potrzebę, żeby się obudzić. Nie mogłam jednak otworzyć oczu. Przestraszyłam się. Nie chciałam umierać w taki sposób, bez świadomości co się ze mną dzieje. Wspomnienie bezsilności gdy brałam ślub z Markizem, zalało moją głowę. Nigdy nie chciałam zostać czyjąkolwiek żoną, chciałam być wolną i samodzielną kobietą, która zawsze, będzie potrafiła się obronić. Nie chciałam przeżywać już nigdy więcej tego co czułam,
gdy ojciec znęcał się nad Lottą. Była tylko dzieckiem a ja nic nie zrobiłam aby poprawić jej sytuację. Nie wspomniałam o tym nawet mamie.
Już zawsze będę się zastanawiać, czy gdybym wtedy zareagowała, życie Lotty mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.

- Jesteś dla siebie zbyt surowa, moja najdroższa Marianne. Ty też byłaś dzieckiem, nikt nie oczekiwałby że zachowasz się w takiej sytuacji, jak osoba dorosła.To nie twoja wina że takie potwory jak Twój ojciec, pojawiają się na tym świecie. - markiz odpowiedział to na moje myśli! Bo czułam że żadne słowo nie opuściło moich ust. I wciąż miałam zamknięte oczy!

- Claude?! Ja to tylko pomyślałam, jak możesz mi na to odpowiadać? Czy my rozmawiamy w myślach?! To te twoje sztuczki?! - zapytałam zdziwiona.

- Tylko spokojnie. Nie powinnaś się denerwować i prosiłem, abyś spróbowała zasnąć. Owszem, rozmawiamy w myślach ale ja nic nie zrobiłem. To pewnie przez tą naszą więź. Nie znam pełni jej możliwości. Piłaś moją krew z własnej woli, może to coś zmieniło. - odparł ale nie był tym tak zaskoczony, jak ja.

- Kłamiesz Claude, Ty to zrobiłeś! I dlatego teraz jesteś dla mnie taki miły. Przestań to robić! - zawołałam. Ponownie spróbowałam otworzyć oczy, chciałabym spojrzeć mu twarz gdy to mówię, ale wciąż nie udało mi się podnieść powiek choćby na milimetr.

- Marianne, rozumiem że nie żywisz do mnie dobrych emocji i zupełnie cię za to nie winię, zważając na to w jakiej sytuacji dorastałaś. Ale szczerze mówiąc, nie chcę abyśmy dalej się tak traktowali. Kiedy wziąłem cię za żonę i zdecydowałem przywieźć do Francji, spodziewałem się tego, że przyniesie to jakieś konsekwencje i zamierzam na poważnie wziąć za nie odpowiedzialność. Nie zostawię cię samej, nie porzucę ciebie na pastwę losu i zrobię wszystko, abyś jak najlepiej się tutaj poczuła.
Społeczność w której ja dorastałem, traktuje kwestie Więzi Przeznaczenia bardzo poważnie. Nie mam żadnego celu w tym, aby ściągać na ciebie nieszczęście. Musisz mi uwierzyć, że darzę ciebie prawdziwymi, ciepłymi uczuciami i chcę ci pomóc. Mówiłem ci o tym już wcześniej. Wolałbym abyśmy zaprzyjaźnili się, doszli do wzajemnego porozumienia i dzięki temu mogli pójść dalej. Francja daje o wiele więcej możliwości niż Anglia, pozycja Markizy, otwiera ich dla ciebie jeszcze więcej. Tylko daj sobie pomóc Marianne.

Claude wydał z siebie ten potok słów a ja słuchałam, zastanawiając się nad tym, co próbował mi nim przekazać.
Nie da się ukryć, że manipulowanie ludźmi szło mu świetnie , Johnny czy też moja mama, robili to, czego dokładnie chciał. Jak po nitce, doprowadził swój plan do końca, poślubił mnie i zabrał gdzieś, gdzie nikt nie mógł mi już pomóc. A jednak zadbał o mnie, sprawdzał jak się czuje gdy byłam chora, zaoferował mi lekcje abym mogła nauczyć się żyć w nowym kraju, do tego zapewnił mi opiekę Johnnego i Pani Maud oraz zaoferował pokój, którego nie musiałam z nim dzielić. Gdy coś się działo był zawsze obok i wspierał mnie, jednak jak rozróżnić czy to kolejna manipulacja czy zwykła szczerość?

- Jaki masz cel w tym, że mnie poślubiłeś i przywiozłeś aż tutaj Claude? Tak na prawdę. - zapytałam, myśląc, że jego odpowiedź mi pomoże w zrozumieniu czy warto obdarzyć go zaufaniem.
To prawda, że odkąd tutaj przybyłam, niczego mi nie brakowało i nawet udało nam się szczerze porozmawiać przy winie i dzisiejszym podwieczorku, jednak wciąż czułam że jest między nami więcej tajemnic niż prawdy. Markiz bardzo się starał zatrzeć to wrażenie, ale kilka słów o magicznej więzi, potworach i osobistych porachunkach, to było znacznie za mało, aby zapewnić mu choćby najmniejszy kredyt zaufania. Swoich planów nadal dokładnie mi nie wyjawił, mimo licznych zapewnień o tym, że to zrobi. Nie ma mowy, abym mu zaufała, dopóki nie powie mi wszystkiego, co chciałabym wiedzieć.

- Marianne, moja najdroższa.- zaczął bardzo zbolałym głosem, jakbym rozczarowała go moją postawą.

- Tylko przypomnę, ale słyszę twoje myśli. Nadal ranisz moje uczucia i nie podoba mi się, że wciąż zależy ci na tym, abyśmy się nie dogadali, ale jednocześnie, chciałbym dać ci znać, że rozumiem dlaczego tak się czujesz. Na prawdę nie zmierzam uciekać od odpowiedzi na twoje pytania, ale sama wiesz, że nie jesteś sobą. Znalazłaś się w dziwnym, letargicznym stanie i nawet nie możesz otworzyć oczu. To nie jest odpowiedni moment na dokończenie naszej rozmowy. - dodał w kwestii wyjaśnień. Nie poczułam się lepiej, ale przewidywałam, że dzisiaj już nie usłyszę jego opowieści.

- Wiesz lub podejrzewasz, co mi jest? - zapytałam, zmierzając mu tym razem odpuścić. Miał rację, nie byłam sobą. Czułam się dziwnie podobnie do tego, czego doświadczyłam w dzień ślubu. Bezwolna, bezsilna i jakby ciało objął w posiadanie, ktoś inny. Bardzo mi się to nie podobało.

- To o czym myślę, to tylko nie potwierdzone teorie. Uważam, że jest za to odpowiedzialna moja krew i nasza więź , ale nie znam we Francji nikogo, kto mógłby nam pomóc. - dodał i zabrzmiał jak osoba, która cierpi z powodu niewiedzy równie mocno, jak ja. Kolejne oblicze Claude - współczujące i bezsilne, tego jeszcze nie znałam.

- Twoje myśli wybiegają za daleko Marianne. Nigdy, nie jestem bezsilny. Muszę tylko zaciągnąć języka i może zajrzeć do księgi z legendami mojego ludu. Dowiem się co ci jest, ale muszę się od Ciebie oddalić na kilka chwil. Przyślę do pokoju Maud. - odparł, a potem na prawdę wyszedł. Drzwi które się za nim zamknęły wydały taki huk, jakby je zatrzaśnięto już na całą wieczność.
Czy ja tutaj umrę? Pomyślałam ze strachem, który był przecież tak bardzo ludzką obawą przed śmiercią.
Ta cisza była taka przygnębiająca. Nie mogłam się ruszyć a zapach róż znowu się nasilił. Dusił mnie, tłamsił, nie mogłam złapać powietrza.

Poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy.

Uosobienie NocyWhere stories live. Discover now