Rozdział 5

279 15 9
                                    

Nocą, nie spałam dobrze. Głowę zaprzątały mi różne dziwne zjawiska, mgły, cmentarze, kruki i co najgorsze, intrygujące oczy hrabiego. Czułam na sobie ich spojrzenie w każdej ze scen które śniłam, jakby mnie przez nie prowadziły. Może to dlatego, gdy w końcu udało mi się obudzić z tych okropnych snów, czułam wyraźnie że ktoś na mnie patrzy.

Gdy otworzyłam oczy, byłam pewna, że zobaczę hrabiego stojącego przede mną. Ale nie było go tutaj. W gwoli ścisłości nie było tutaj nikogo. Pusta ciemność i wiatr wyjący w przestarzałych oknach.
Czując palące pragnienie, zaczęłam schodzić długimi schodami na parter. Nie pomyślałam o oliwnej lampce, więc kroczyłam przez ciemność zdając się tylko na swoją pamięć. Początkowo szło mi to bardzo dobrze. Nieprzyjemności spotkały mnie, gdy znalazłam się mniej-więcej w ich połowie. Zapomniałam o jednym nadłamanym szczeblu i potknęłam się na nim. Zsunęłam się po pozostałych szczeblach na swojej pupie i było to piekielnie bolesne tym bardziej, że na końcu uderzyłam głową o rzeźbę, stojącą u dołu schodów. Zakręciło mi się w głowie, ale wciąż czułam palące pragnienie, które chciałam zaspokoić.
Chwiejąc się, ruszyłam więc do kolejnych schodów, a musiałam zejść jeszcze niżej. Aż do pięter służby.

Obawiałam się kolejnego bolesnego zjazdu, więc teraz trzymałam się poręczy i schodziłam bardzo wolno. Mimo to i tak czasem musiałam się zatrzymać, aby przeczekać bardziej uciążliwe zawroty głowy.

Dotarłam na piętro służby w jednym kawałku. Na szczęście wszyscy spali. Najszybciej jak mogłam, przeszłam to piętro i zeszłam kolejnymi schodami, szczęśliwie ostatnimi, prowadzącymi do roboczej części kamienicy. W kuchni mogło mnie spotkać wszystko, służąca która szykuje coś na dzisiejszy dzień, szczury, myszy, a może nawet nasz kot szczurołap. Ale gdy zeszłam na dół, zastałam tylko ciemność i ciszę. Aby dotrzeć do wody potrzebowałam jednak światła. Zaczęłam szukać świec, których powinno być tutaj pełno. I faktycznie chwilę później jakaś wpadła mi w ręce. Stała na wyspie kuchennej i była zapalona.

Jak mogłam nie dostrzec wcześniej tej iskierki światła pośród ciemności? Gdy zaczęłam oświetlać blaty szukając dzbana z wodą, natrafiłam na pełny kieliszek czerwonego wina. Skąd się wziął tutaj, o tej porze? Któraś ze służących chyba sobie pozwala na zdecydowanie zbyt wiele jak na ten dom. Jednak na rozprawienie się ze służbą będzie czas rano.
Pragnienie było bardzo silne, a to wino stało tutaj, tuż przede mną.
Wody nigdzie nie było widać. Wypiłam więc kieliszek jednym haustem, aż do dna. Nie smakowało alkoholem, nie było słodkie ani cierpkie, ale zadziałało kojąco na palącą moje gardło potrzebę. Poczułam jak wstępuje we mnie nowa energia, wszystko nagle stało się tak bardzo wyraźne, jakby wzeszło słońce.  Mogłam dostrzec teraz każdą najmniejszą rzecz; dzban z wodą którego nie mogłam znaleźć, tuzin świec leżących na półce nieopodal mnie, szafki, wszystkie kuchenne przyrządy a nawet panujący w kuchni nieład. Dotykałam wszystkiego z zafascynowaniem, jakbym widziała te rzeczy po raz pierwszy w życiu. Czułam się tak, jakbym trafiła do innej rzeczywistości. 

Gdy raptem usłyszałam, że Ktoś schodzi po schodach, w nerwowej krzątaninie nalałam sobie wody, aby nie wyglądać podejrzanie o tej porze w kuchni. Chwilę potem, w kuchni pojawiła się służąca. Po pomieszczeniu poruszała się bardzo powoli, jakby szła po kamieniach na rzece, w obawie że spadnie i skąpie się w zimnej wodzie.

-Panienko Marianne? Co panienka robi tutaj o tak późnej porze? - zapytała mnie zaskoczona. Szybko pokonała dzielący nas odcinek.

- Jest panienka cała rozpalona.- rzekła potem, dotykając mojego czoła.

- Oh Boże, ze czterdzieści stopni. Musi panienka jak najszybciej wrócić do łóżka. - dodała zlękniona. Nie rozumiałam jej. Czułam się świetnie, wszystko było tak bardzo wyraźne. Co miała na myśli? Jaka gorączka, jakie wracanie do łóżka, czułam się wspaniale.

- Odprowadzę panienkę do pokoju. Mamy dzisiaj tak ciemną i ponurą noc, że nawet ze świecą niewiele widać. - rzekła i wzięła mnie pod ramię. Ja osobiście, wciąż czegoś nie rozumiałam. Jak to jest ciemno, o czym ona mówi? Jest przecież już jasno. Mamy nowy dzień! Czy ona była ślepa? A może miała jaką zaćmę? Widziałam każdy szczegół pokoju i każdą dziurę w podłodze.

- Przecież jest jasno i pięknie.- powiedziałam do niej.

- Oh, panienko, to ta gorączka tak na panią działa. Jest środek nocy kochanie. Trzeba pani medyka, ale to rano, rano. Nie będziemy teraz budzić Pani Matki. -rzekła już naprawdę przestraszona, a ja poczułam, że czegoś tutaj co raz bardzo nie rozumiem.  Coś wymykało się mojej głowie. Jak mogłam wszystko tutaj tak dobrze widzieć, jeżeli wciąż trwała noc?

Uosobienie NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz