Rozdział 5

27 3 0
                                    

Kolejne dni dla Claude'a i Marianne, były zupełnie inne od tych, które mijały, gdy Marianne była człowiekiem.
Claude znając już uczucia swojej małżonki, nie szczędził jej czułych słów i gestów, a Marianne pławiła się w tym dotyku niczym kotka. Od dawna nikt nie poświęcał jej tak dużej uwagi. Po raz pierwszy poczuła, że ma wpływ na świat, który ją otaczał i nawet jeżeli musiała przypłacić to utratą swojego ludzkiego żywota, nie żałowała tego, co ją spotkało.
Oczywiście między pieszczotami i słodyczą słów, Markiz Lafevre przekazywał małżonce wiedzę o Francji. Uczył ją też ich języka i sztuki, którą teraz podziwiano na salonach.  
Poznała twórczość Caravaggia - włoskiego malarza, który  zachwycał swoimi barwnymi obrazami, a wraz z nim innych włoskich artystów jak np. Michała Anioła.
Claude opowiedział jej też o obrazach flamandzkiego artysty Petera Rubensa a także o francuskim malarzu Adamie Fransie van der Meulene'nie i jego krajobrazach.
Nie brakowało też historii o architektach i twórcach wspaniałych ogrodów Wersalu.
W efekcie tych nauk, Marianne była co raz bardziej zachwycona krajem, w którym się znalazła.  Opowieści które snuł Claude, przedstawiały Francję jako kraj, któremu się wiedzie lepiej niż Anglii, którą z wolna, kobieta wypierała już ze swojej pamięci.
Z dnia na dzień,  pragnęła bardziej zanurzyć się w tym 'Nowym Świecie'- dotknąć go, poczuć i posmakować go niczym wino Rouben , które Claude, czasem serwował jej wieczorami, gdy rozprawiali o kolejnych sprawach.
Teraz było im łatwiej się porozumieć i na prawdę zaczęli działać jako małżeństwo, okazując sobie ogrom wsparcia, którego wcześniej nie potrafili sobie poprawnie zakomunikować.

Kamerdyner Johnny - wciąż obecny w ich pobliżu, obserwował parę z boku i cieszył się nie tylko ich szczęściem, ale też tym, że do rezydencji wróciło życie.
Pracę nad renowacją budynku, Claude zlecił tydzień po tym, jak Markiza stanęła na nogach o własnych siłach. Działania szybko postępowały a budowla dotąd zapomniana, zaczęła odzyskiwać pełen przepychu styl, prawdziwej francuskiej rezydencji, godnej Markiza.
Odnowiono malowidła w jadalni i pokojach, a salon wraz z salą balową, zyskały zupełnie nowe freski w stylu klasycystycznym, nawiązującym do czasów antycznej Grecji i Rzymu. Z przyjemnością je podziwiał, gdy tylko obok nich przechodził.
Niestety mimo że wewnątrz domu, wszystko zapowiadało nadejście lepszych czasów, niepokoje w kraju i napięte stosunki z innymi krajami, zaczynały się nasilać. Miało to wpływ na mieszkańców Paryża i sąsiadów Rodziny de Lafevre. Lokalna społeczność domagała się informacji o stanie zdrowia Markizy, o której przedłużającej się chorobie, snuto najróżniejsze historie.
Nieobecność Markiza, zauważono nawet na dworze Króla Ludwika XIV i choć René Le Fleur dwoił się i troił aby ucinać plotki, nie udało mu się uspokoić ludzi i dworzan króla.
Spędzało to sen z powiek nie tylko Johnnego, ale też i samego Jean Claude'a, który miał wiele obaw, przed przedstawieniem swojej małżonki światu.
Pewnego dnia podjął jednak decyzję o tym, aby urządzić w końcu uroczyste zapoznanie lokalnych mieszkańców i także, być może samego króla Francji, z Marianne.
Aby to oznajmić ukochanej, przybył do komnaty, wcześniej niż zwykle. Ponieważ byli już partnerami i zaczęli się dogadywać, spali we wspólnej sypialni i do niej właśnie przyszedł Claude, około dziewiątej wieczorem.
Marianne siedziała na fotelu, odwrócona w stronę okna. Podziwiała zachód słońca.

- Tęsknisz za słońcem mon amoureuse ? - zapytał, aby oznajmić jej swoje przybycie.

- Tęsknię za dotykiem jego ciepłych promieni na mojej skórze, za zapachem wiatru i deszczu, za podziwianiem chmur i niebieskiego nieba. Za widokiem kwiatów i koni. Od tygodni nie wychodziłam już na słońce. Zaczynam czuć się tym przygnębiona. - rzekła smutno, choć przypuszczała, że z jej myśli Markiz wyczytał znacznie więcej. Przyzwyczaiła się już do tego, że znał wszystkie sekrety które miała. Sama, nadal nie potrafiła czytać w jego myślach, ale  zapewniał ją, że jeszcze na to zbyt wcześnie. Chciała mu wierzyć, ale trudno było jej się na to zdobyć.

Mężczyzna wyczuwając nostalgiczny nastrój ukochanej, kojąco oparł ręce na jej ramionach a potem delikatnie pocałował ją w bok szyi, odgarniając jej włosy.

- Gdybym mógł odjąć ci tego smutku, zrobiłbym to. Obawiam się, że nie wypiłaś jeszcze dość krwi, aby przetrwać spotkanie ze słońcem. Ale za miesiąc, może dwa, jestem pewien, że będziemy mogli zacząć tego próbować. Czy czujesz się dostatecznie nasycona mon amour ? - dodał z troską, rozmasowując teraz delikatnie jej ramiona.

Marianne odwróciła się na fotelu w jego stronę.

- Nie czuję się spragniona. Otrzymałam dość krwi, chwilę po przebudzeniu. Dziękuję, że mi ją ofiarowałeś. Mimo moich bolączek, wydaje mi się że Ciebie też coś gryzie. Co się stało?

- Mam wrażenie że przeciwko mnie, zmówiła się połowa Paryża. Co raz częściej słyszę, że mają mnie teraz za okrutnika. Ludzie obawiają się, że cię zniewoliłem i zamknąłem w rezydencji, ewentualnie są przekonani że choroba to bujda, lub że już nie żyjesz. I o ile argument o tym, że przeżyłaś, nie jest do końca trafny, to na pewno nigdy i nikogo, nie zamierzałem więzić w swoim domu. To prawda, że część służby odeszła, nie byłem sobą gdy trwałaś w zawieszeniu między życiem a śmiercią, ale nikogo nie raniłem, nie zabiłem i stąd nie wygnałem. Ponieważ jestem człowiekiem w służbie Króla Francji, nie mogę pozwalać na to, aby krążyły o mnie takie opinie.

- Chcesz mnie ujawnić tak? Pokazać ludziom, że żyję i mam się dobrze. Czyli organizujesz bal?! - ożywiła się nagle Marianne, szybką łącząc fakty - szybciej niż wcześniej, wyłapywała pewne aluzje i niedomówienia, które ukrywał Claude. Teraz, znała go znacznie lepiej.

- Nie nazwałbym tego balem, nigdy takowych nie wyprawiałem. Ale owszem, zamierzam zorganizować uroczystość z okazji naszego ślubu. Przyszedłem tutaj, aby ci o tym powiedzieć. Sądzę, a nawet jestem o tym przekonany - że gdy gawiedź, a może i sam król, zobaczą cię na własne oczy żywą i elegancką, zmienią swoje zdanie na nasz temat. René na pewno pomoże mi to odpowiednio rozgłosić, pewnie w jego ręce przekażę zaproszenie dla króla. Tylko, czy na pewno jesteś na to gotowa i sobie poradzisz z takim wyzwaniem? Jeszcze nie znamy twojej nowej natury, nie wiemy gdzie kończy się a gdzie zaczyna, twoja samokontrola i siła. Nie sprawdzimy tego w tym domu i z sąsiadami dookoła domu. - zaczął nakręcać się Claude, mówiąc i jednocześnie zastawiając się nad wszystkimi towarzyszącymi organizacji takiej uroczystości obawami.

- Sprawdź mnie w swoim stowarzyszeniu. Zajmujecie się tam przecież opieką nad naszym gatunkiem, prawda? Przedstaw mnie najpierw im, a potem zobaczymy. - zaproponowała Marianne, czując że nadchodząca zmiana jest jej niezbędna do dalszego rozwoju. Od tego spotkania a potem, jeżeli do niej dojdzie, od uroczystości ślubnej - będzie uzależniony ich najbliższy plan na przyszłość. Ciężar tak dużej odpowiedzialności, spadł na Marianne nagle, ale zamierzała się z tym zmierzyć, podobnie jak z całym Stowarzyszeniem Sang Amere a potem samym Królem Francji.

- Wyborny pomysł, to będzie odpowiedni sprawdzian zarówno dla Ciebie, jak i dla nich. Tak zrobimy ma chère. Jesteś wspaniała i wierzę, że dasz sobie radę z tym wyzwaniem! - odparł Claude, następnie wybiegł z pokoju, z zupełnie nową energią i nadzieją.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 14 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Uosobienie NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz