Rozdział 16

110 5 0
                                    

Komnata Markiza była bardziej elegancka od mojej, miała drogą i wytłaczaną we wzór tapetę w kolorze ciemnozielonym. Sufit pokrywały malowidła w ozdobnych obramowaniach. Główne malowidło, przedstawiało kobiety w starożytnych, kolorowych strojach, okrążające inną kobietę w białej szacie. Jej lico było białe, włosy czarne i pofalowane, oczy równie ciemne i wymalowane tak szczegółowo że wydawało się, że kobieta przeszywa patrzącego swoim głębokim spojrzeniem. Zebrane wokół niej kobiety wyglądały jakby jej służyły lub ją wielbiły, i przyjmowały dookoła niej taneczne pozy. To główne malowidło, otaczały cztery mniejsze; kobieta troskliwie obejmująca białą krowę na pewno miała jakieś symboliczne znaczenie, kolejna scena to był grecki bóg Apollo dzierżył harfę, następnie była Artemida z jabłkiem i w końcu Diana z łanią. To były na prawdę ładne malowidła, można było poświecić chwilę czasu na ich kontemplację.           Oprócz malowideł, oczywiście w pokoju były też piękne meble. Duże łoże bez baldachimu i kotar ale z pięknie rzeźbionym wezgłowiem, nakryte pasującą do tapety niebieską narzutą długą do podłogi. Do tego ; rzeźbiona szafa, mała biblioteczka, sekretarzyk z krzesłem i pojedynczy fotel obok biblioteczki, obity w dekoracyjny materiał. W pokoju nie było jednak zbyt wiele źródeł światła. Nie było dużego żyrandola pod sufitem, obok fotela stał wysoki kandelabr na 5 świec - już zapalonych, na biurku stała pojedyncza i zgaszona świeczka, a na ścianie wisiał jeden kandelabr na dwie świece - te też zapalono.

Markiz zabrał krzesło od sekretarzyka, podniósł je i postawił obok fotela. Za pewne zamierzał nam w ten sposób zorganizować miejsce do rozmowy, abyśmy nie musieli siedzieć na łóżku.
Gdy Claude odwrócił się do mnie i zaprosił mnie abym usiadła na fotelu, pomyślałam że pół-mrok panujący w pokoju bardzo pasował do jego osoby. Wydobywał z markiza całkiem nowe oblicze. Wydawał się bardziej atrakcyjny, oczy mu błyszczały, twarz się wyostrzyła a włosy spowiła od świec dziwna, kremowa poświata. Wyglądał jak zupełnie inna osoba.

- Zapraszam Marianne. Usiądź sobie wygodnie. Czeka nas długa rozmowa. Może masz ochotę na lampkę wina? - zapytał zachęcająco. Głos zdradzał że mam do czynienia z tym samym mężczyzną ale mimo to wyglądał inaczej.

- Chętnie usiądę i napiłabym się wina. - odparłam i usiadłam na fotelu.

Claude otworzył szafkę w sekretarzyku i wyciągnął z niej karafkę. Gdy zobaczyłam kolor alkoholu, który zaczął rozlewać do dwóch kryształowych kieliszków, odniosłam wrażenie że już go gdzieś widziałam.
Nieoczekiwanie, przypomniałam sobie o tajemniczym winie które piłam w domu, w Anglii.  Gdyby okazało się że moje podejrzenia są słuszne a to wino ma jakieś dziwne właściwości, i gdyby się okazało że to takie same wino, co tutaj, mogłabym znaleźć rozwiązanie kilku nurtujących mnie spraw.
Ja na prawdę dotąd nie chorowałam z aż taką częstotliwością jak ostatnio. Nigdy w życiu też nie zemdlałam, a akurat przy markizie, zdarzyło mi się to aż dwa razy w ciągu ostatnich dwóch tygodni. W dalszym ciągu, było to dla mnie nad wyraz podejrzane że wszystkie te rzeczy,
zadziały się akurat po tamtym winie.

- Co to za wino? - zapytałam, tylko pozorując, zwykłe zaciekawienie.

- Nazywa się Rouben , jest z bardzo rzadkiej odmiany winogron. Mogłaś spotkać się z nim na którymś balu. Jest popularny pośród arystokracji. Bardzo smaczny i słodki . - rzekł, po czym podał mi jeden z kieliszków. Pierwszym co zrobiłam, było nieetyczne powąchanie jego zawartości, od razu poznałam ten zapach. To był ten sam płynny nektar, który tak skutecznie mnie ocucał w domu. Tym razem, postanowiłam wypić go znacznie oszczędniej.
Mimo że miałam obawy do czego znowu to wino mnie doprowadzi, nie grzecznie byłoby odmówić Claude'owi, odstawić kieliszek na stół i od razu wzbudzić jego podejrzenia. Chociaż raz, zamierzałam zachować kontrolę nad sytuacją i zrobić wszystko po swojemu.

Uosobienie NocyWhere stories live. Discover now