Rozdział 3, część 3 : Opowieść Markiza de Lafevre

47 1 0
                                    

Marianne która dotąd leżała na łóżku, łagodnie podniosła się i przełożyła nogi przez mebel, aby siedzieć naprzeciwko Claude'a, zwrócona do niego twarzą w twarz - chciała mieć pewność, że będzie z nią szczery. Zauważy, gdy drgnie mu choćby mięsień. Szczególnie teraz, gdy miała wyczulony wzrok i już leżąc, dostrzegała więcej.
Była autentycznie zainteresowana historią, którą małżonek nareszcie zdecydował się jej przekazać. Czekała na nią od dawna, teraz znalazł się na nią idealny moment.

Claude poprawił się na fotelu na którym siedział, jakby opanowała go nagle nerwowość lub niewygoda. Marianne jeszcze nie czuła obaw, naprawdę była gotowa na wszystko.

- Jak ci mówiłem, po przemianie nie miałem łatwo. Porzucono mnie prawie od razu, nie wyjaśniając, czym jestem i do czego mogę być zdolny w przyszłość. To się stało w czasie, po śmierci kardynała Richelieu i Ludwika XIII. We Francji panował wtedy chaos i strach, a włoski minister Mazarin, który przejął władzę, robił co chciał, pogrążając kraj jeszcze bardziej.
Miałem tylko pić krew i uważać na słońce, ale jak już wiesz, narozrabiałem, zdenerwowałem kilka osób i ostatecznie, odniosłem poważne rany. Wtedy, w roku 1655, trafiłem do Lyonu. Nie wiem jak mnie tam sprowadzono, ale trafiłem do jednej z kamienic, w której żyła grupa osób, podobnych do mnie - woleli noc od dnia, ukrywali się przed słońcem, pili krew i mieli różne zdolności. Przyjęli mnie do siebie z otwartymi ramionami.
Potem odkryłem, że niektórych z nich, łączyły szczególne więzi, takie jak nasza teraz ,dzięki którym mogli umacniać się nawzajem i rozwijać moce jednocześnie.
W Lyonie, dojrzewałem jako nocna istota i jako człowiek. Wiele mnie tam nauczyli; o życiu, historii, polityce i innych przydatnych rzeczach.
Gdy w 1661 roku król Ludwik XIV przejął oficjalną władzę i zaczął wprowadzać swoje porządki, zapragnąłem być ich świadkiem, upatrując w tym nadchodzących zmian dla całego Królestwa Francuskiego. Dlatego odszedłem od grupy i przeniosłem się do Paryża.
Mieszkańcy kamienicy, nie mieli z tym problemu, ponad to, jeden z ich lokatorów z którym się zaprzyjaźniłem - Renè Le Fleur, przeniósł się do Paryża ze mną.
Nastały nowe fascynujące czasy dla mojego kraju, a wraz z nimi wynalazki, rozkwit sztuki, wydarzeń towarzyskich i nowych perspektyw.
Stworzyłem Stowarzyszenie Sang Amere, aby kontynuować rozwijanie swojej wiedzy o nas - Nieśmiertelnych. Tak nazwałem istoty mi, a teraz też i nam podobne.
Wielu innych Nieśmiertelnych, wykorzystało nowy czas dla Francji i zebrało się w Paryżu. Tak poznałem Manon Trambley - na wystawie sztuki. I Charlesa, którego zgarnąłem z ulicy, jak niegdyś mnie zabrano.
Le Fleur, od urodzenia ponoć interesował się otaczającym go światem, ale w polityce, stał się ode mnie dużo lepszy. Dlatego to on zajmuje się dbaniem o moje reakcje z Ludwikiem XIV. Rene bardzo mnie wspierał, gdy zaczynałem prowadzić nauki w swoim Stowarzyszeniu, jest moją prawą ręką, ale większość czasu spędza w Wersalu.
Z królem poznaliśmy się na festynie, zaimponowało mu coś w moim charakterze albo moja wiedza. Nigdy mi nie wyjawił powodów, mimo to przejął mnie na kogoś w charakterze alchemika, choć nigdy nie miałem nic wspólnego z tą grupą, prócz pragnienia zdobywania wiedzy. Potem uczynił mnie Markizem i przekazał mi nowe obowiązki. Nie mogę jednak o nich mówić zbyt wiele, ale dodam, że mają wiele wspólnego z dyplomacją.
Moje Stowarzyszenie, aktualnie liczy piętnastu członków. Połowa z nich, mieszka w tej Rezydencji. Nie wielu jednak wyściubia nos zza wrót pokoi przed nastaniem nocy.
Mamy jednak też swoich przeciwników, podejrzewam, że mogą wywodzić się z Lyonu i mieć mi za złe, dzielenie się ich wiedzą z innymi. Ale, nie znalazłem na to dowodu. Ponieważ zostałaś moją żoną, chcę włączyć cię do Stowarzyszenia i nauczać wraz z innymi. Jednocześnie, nadal oczekuję że będziesz mnie wspierać jako żona i ukochana. A teraz, powiedz mi Ma Chere, co Ty na to?

Marianne rzadko podejmowała spontaniczne decyzje. Gdy więc usłyszała informacje od Claude'a, musiała się nad nimi zastanowić.
Jego historia, wprowadziła sporo nowych faktów, które pomogły zrozumieć jej całokształt przedstawienia, którego została bohaterką. Claude już wcześniej szukał innej kobiety, dość silnej, aby przejęła z nim władzę nad stowarzyszeniem poniekąd potworów, które zajmowały się w nim rozwijaniem okrutnych mocy, ale co dziwne, również życia w społeczeństwie.
Sztuka, kultura, muzyka - tego chciałaby się na prawdę nauczyć.
W Londynie mówiło się, że to Francja teraz wyznacza modę, ale i rozwija się kulturowo najbardziej, ze wszystkich krajów. Nie dziwiła się, że Claude wyjechał z Lyonu, aby to wszystko zobaczyć na własne oczy.
Będąc tak zupełnie szczerą ze sobą, Marianne poniekąd dlatego nie stawiała aż tak dużego oporu, jakby mogła. W głębi duszy, chciała poznać Nowy Świat, Francję, o której wszyscy mówili, ale rzadko kto miał okazję jej dotknąć. Claude stworzył dla niej odpowiednią sytuację a ona, była na tyle rozsądna, aby zrozumieć jak wielka jest to szansa, a już tym bardziej, gdy było się kobietą
Otrzymała moc, którą mogła rozwijać, do tego Claude chciał ją uczyć i wprowadzić w swoje otoczenie, jakby na prawdę byli sobie równi. To naprawdę imponowało Marianne, która przywykła do innego życia. Tutaj, przyszłość nie wydawała się koszmarem, choć była Nieśmiertelną, łaknącą ludzkiej krwi.
Zyskała nową perspektywę i cel, do którego mogłaby dążyć.
To, że Claude był jej mężem i czytał jej myśli, teraz przestało jej przeszkadzać. Cieszyła się, że może się nim wszystkim dzielić, zdradzić obawy i prosić o ich rozwianie. W tym momencie, zdecydowała się zaufać Claude'owi tak ostatecznie. Był teraz jej mężem, kochankiem i mentorem. Mogła marzyć o tym, że trafi jej się w przyszłości ktoś tak wyjątkowy, a jednak trwał przy niej, nawet gdy umierała, nie porzucił jej na pastwę samotnego żywota. Będzie mu za to wdzięczna aż po kres swoich dni.
Dlatego z ulgą zrzuciła z siebie ciężar zmartwień o swój los i życie. Odrzuciła strach o to, kim teraz będzie i co przyjdzie jej z przemiany w krwiopijczego upiora. Chciała dać sobie szansę na lepsze wspomnienia.
A jak dotąd, nie straciła swojego rozsądku, ani też nie oszalała z pragnienia. To co było stało się już przeszłością, teraz jest to, co jest i podążając ścieżką wiedzy, w końcu coś osiągnie. Była o tym przekonana.
Nie dając Markizowi czasu na rozważenie jej myśli, wstała z łóżka, podeszła do niego, usiadła mu bokiem na kolanach i namiętnie go pocałowała, starając się tym przekazać nie tylko  swój szacunek i miłość, ale też bezgraniczną akceptację sytuacji taką, jaką była. Nie może już cofnąć ślubu, wyprowadzki i swojej przemiany, może natomiast zrobić te pierwsze kilka kroków do przodu, które poniosą ją po niepewnej tafli nowego życia, która choć cienka jak szkło, sprawiała wrażenie trwałej niczym diament.

Uosobienie NocyWhere stories live. Discover now