Ulica Wolności 🌟

52 7 4
                                    

Wjechałam na ludzkiego przestwór bałaganu,
Dzień pachnie tu Soplicą, starymi frytkami.
Przede mną typ namiętnie wciąż rzuca kurwami,
Bo nie chcą mu wymienić zbitego ekranu.

Po chwili umiem wszystko: z Aśką trza do gazu,
Na obiad znowu pizza, Rudy w lola lami,
Truskawki takie drogie, chuj tam z truskawkami,
Na targu są za dychę, było tak od razu.

Staję – rower pospiesznie przy słupie zostawię,
Z kieszeni mi przypadkiem wypadnie paragon
I nikt go nie podniesie – niech leży na trawie.

Wnet wicher go przewieje, deszcz spadnie, jak rano...
Coś kapie; to łzy moje? Czy Mickiewicz płacze?
Jak dobrze, myślę, martwi już głosu nie mają.

WierszowańskoWhere stories live. Discover now