{19}

541 38 3
                                    

- Jesteś gotowa? - zapytała Abigail, która co chwilę poprawiała nerwowo okulary. Ja z nerwów miętoliłam moją sukienkę. Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.

Dlaczego byłyśmy niesamowicie zdenerwowane? Wigilia. To jedno słowo zawsze wywoływało u mnie dreszcze. Na myśl o spędzeniu z moją rodziną kilku godzin przy jednym stole robiło mi się niedobrze. To jak jeden wielki zjazd homofobów oraz rasistów, którzy tylko czekają na rozmowy o polityce, kościele, mniejszościach społecznych i tym podobne. Uznałam, że nie mogę w kółko gnieść sukienki, bo zaraz ją pogniotę do granic możliwości, dlatego skubałam policzki i wargi.

Dokładnie o godzinie osiemnastej wszyscy zaczęli się do nas zjeżdżać. Babcia od strony taty dalej była ubrana na czarno, mimo że żałoba po dziadku skończyła się kilkanaście lat temu; siostra taty gładziła się po brzuchu ciążowym, a jej mąż podał mojej mamie jakieś jedzenie z uśmiechem na ustach. Zapamiętałam, żeby nie brać tego czegoś, co znajduje się w czerwonej misce w bałwanki. Znając życie, gotował mąż cioci, a jego zdolności kulinarne wołały o pomstę do nieba.

Podczas gdy mój tata miał tylko jedną siostrę, tak moja mama była jedną z czworaczków, a właściwie trojaczków, ponieważ, jak wspominałam, ciocia-wujek została wydziedziczona i nikt o niej nie wspominał. Siostra mamy miała dwóch bliźniaków w moim wieku - Roberta i Thomasa. Wiedziałam, że wszystkie dzieci w mojej rodzinie były wychowywane w ten sam sposób, co ja z Abigail, więc mogłam się spodziewać, że z chłopców wyrosły niezłe gadziny. Natomiast brat mojej mamy miał trójkę dzieci - najmłodszego Freda, Ericka oraz anioła, czyli Georgię. Moja kuzynka była spośród nas najstarsza i była moją ulubioną kuzynką. Dziewczynie nie zdołali wpoić tych wszystkich durnych racji, jakimi nas karmiono od małego.

- Bri! - Georgia uściskała mnie mocno. - Jak miło cię widzieć. Abi! - Abigail też ją bardzo lubiła. - Aleś ty wyrosła!

- I tak cię nie prześcignę. - Abigail wzruszyła ramionami. Georgia była jedną z najwyższych, miała równe metr osiemdziesiąt wzrostu.

- Trochę się obawiam, tata nie jest dzisiaj w najlepszym nastroju... - powiedziała przyciszonym głosem Georgia. Przełknęłam nerwowo ślinę, wiedząc, że to wujek zawsze dyskutuje najgłośniej. - Ale poradzimy sobie, tak? - złapała nas za ręce i uśmiechnęła się, dodając nam otuchy. Mocno uścisnęłam jej dłoń.

Rozsiedliśmy się przy stole i po zmówieniu modlitwy oraz po życzeniach przy opłatku zaczęliśmy jeść. Babcia pchała we mnie jedzenie, mówiąc, że chudzinka się ze mnie zrobiła i ze śmiechem pytała, czy rodzice mnie przypadkiem nie głodzą. Ja starałam się odmawiać najdelikatniej, jak umiałam, choć oczywiście nie zawsze to wychodziło. Na drugi kawałek serniczka babci zawsze dałam się namówić.

Niestety, oznaka deserów na stole zwiastowała jedno - wujek zaraz wyciągnie whiskey czy jakąś wódkę i zaczną się nieprzyjemne rozmowy. Tak jak przewidywałam, tak się stało. Pochłonęła mnie rozmowa z Georgią i wszystkie tematy naszych ojców (mamy tylko wtrącały po słowie, były zbyt pochłonięte remontami, koleżankami z pracy i urlopami) omijały moje uszy. Właściwie wigilia nie przebiegła tak źle. Nikt nie wykrzykiwał na całe gardło "precz z pedałami", czy inne, ohydne rzeczy, więc to naprawdę był progres.

Do czasu...

- Rodzino. - Erick wstał, zastukawszy kilka razy łyżeczką o kieliszek. - Mam wam coś ważnego do powiedzenia. Wiem, z jaką pogardą za chwilę się spotkam i wiem, jak bardzo się w tym momencie narażam, lecz nie obchodzi mnie to. - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, co się właściwie dzieje. - Moi drodzy. Nie udało wam się. Jestem gejem. - uniósł kieliszek swojej mamy i wypił kilka łyków wina. Zapadła bardzo niezręczna cisza, chociaż miałam wrażenie, że słychać tylko moje bijące mocno serce.

- Ale... - wyjąkała mama Ericka.

- Słuchaj no, gówniarzu... - tata Ericka zaczął wstawać, lecz podniosłam się szybciej od niego, razem ze mną zrobiła to Georgia. Łudziłam się, że może Abigail wstanie, lecz nie zrobiła tego. Wlepiła oczy w stół i nie śmiała się ruszyć.

- Naprawdę mamy pedała w rodzinie? - rzekł z pogardą kuzyn Robert. Uderzyłam pięścią w stół, nie zwracając na zszokowanie moich rodziców.

- Pedały to w rowerze, gnido cholerna. - syknęłam, patrząc mu prosto w oczy.

- Sabrina... - spojrzałam pytająco na moją mamę.

- No co? Może mam pozwolić na to, żeby Ericka obrażano ze względu na jego orientację? On nie jest w tym momencie najgorszy. Gorsi są ci, którzy choćby pomyśleli słowa podobne do tych, które przed chwilą padły z ust Roberta. Jak można w ogóle coś takiego powiedzieć. Erick. - zwróciłam się prosto do chłopaka, który dalej stał z dumnie uniesioną brodą. Z jego twarzy wyczytałam, że nie tylko jest z siebie dumny, ale docenia też moją postawę i Georgii. - Życzę ci wszystkiego najlepszego i doceniam, że się otworzyłeś, nie zważając na homofobię naszej rodziny.

- Dziękuję Sabrino. - kiwnął do mnie głową. Nigdy nie byliśmy jakoś blisko, ale w tamtej chwili poczułam, że nasze więzi się zacieśniły.

- Tak nie może być! - wrzasnął nagle ojciec Ericka, podniósł się i ruszył na syna z pięściami. Zanim dosięgnął chłopaka, między nimi stanęła Georgia, która mocno chwyciła ojca za nadgarstki i potrząsnęła nim mocno.

- Ogarnij się, tato, to twój syn, na Boga! - krzyknęła. Mężczyzna dał się wyprowadzić dziewczynie z domu, w salonie ponownie zapadła cisza.

- Ja już nie mam wnuka. - powiedziała matka mojego taty. Wstała i po prostu wyszła przed dom. Cała rodzina powoli zaczęła opuszczać salon, Georgia wróciła po swoje rzeczy i uścisnęła mnie, uśmiechając się przy tym smutno. Powstrzymywała łzy. Nie dziwiłam jej się. Bałam się sobie wyobrazić, co będzie działo się w ich domu.

- Wrócisz z nimi? - spytała Abigail Ericka. Chłopak pokręcił głową.

- Nie wrócę do domu już nigdy. Mój chłopak na mnie czeka, zostanę z nim. - uścisnęła jego dłoń, po czym Erick rzucił szybkie "cześć" i wyszedł. W salonie zostałam tylko ja, Abigail i nasi rodzice.

- Sabrino... - zaczął mój tata.

- Wyjdę się przewietrzyć. Nie wiem, kiedy wrócę. - powiedziałam, kompletnie ignorując zaskoczone twarze mamy i taty. Wyszłam z domu, wyminęłam resztę rodziny, która czekała na taksówki i ruszyłam przed siebie. Wyciągnęłam telefon z torby i po wyszukaniu kontaktu nacisnęłam ikonkę słuchawki.

- Słucha się. - usłyszałam głos Talluli.

- Wiem, że jest wigilia i pewnie jesteś zajęta, ale pilnie potrzebuję się z tobą spotkać. - wyjaśniłam. Na chwilę zapadła cisza, po czym usłyszałam huk i kliknięcie.

- Gdzie jesteś? - zapytała.

- Na tym pamiętnym rogu, na końcu mojej ulicy. - oznajmiłam.

- Zaraz tam będę. - rozłączyła się.

Po kilku minutach zjawiła się. Od razu, gdy mnie zobaczyła, zmarszczyła brwi. Musiałam wyglądać na roztrzęsioną. Kiedy do mnie podeszła, pocałowałam ją mocno, otaczając ją ramionami. Zaskoczona na moment zastygła, po czym oddała pocałunek.

Tego mi właśnie było trzeba.

𝙰𝚖 𝙸 𝚜𝚞𝚛𝚎?Où les histoires vivent. Découvrez maintenant