{20}

556 35 4
                                    

- Nie spodziewałam się takiego prezentu. - wymruczała Tallulah w moje usta. Przytuliłam ją mocno. - Co się stało? - zapytała, mocno mnie ściskając.

- Mój kuzyn wyszedł z szafy na kolacji, gdzie była cała rodzina. Nawet sobie nie wyobrażam, jak bardzo wybuchły im głowy od tej informacji. - wyjaśniłam. Chwilę trwałyśmy w uścisku, zaciągnęłam się jej perfumami.

- Uciekłaś, żeby ochłonąć, co? - pokiwałam głową. - To chodź. Może nie ochłoniesz tak, jakbyś tego chciała, ba, może nawet zrobi ci się goręcej, ale przynajmniej na chwilę oderwiesz się od rzeczywistości. - złapała mnie za rękę i ruszyłyśmy przed siebie.

- Wymyślasz to na poczekaniu, czy korzystasz z różnych źródeł? - zapytałam, wyłapawszy podtekst. Tallulah uśmiechnęła się szeroko.

- I to, i to. - wywróciłam oczami z rozbawieniem. - Zabiorę cię do mojego domu, w porządku?

- Jeśli to nie kłopot...

- Oh przestań. Wyluzuj się. Mój stary gdzieś polazł, jak zwykle. Pewnie chleje ze swoimi kumplami i podziwia laski ubrane w za krótkie kiecki. Norma. - poprowadziła mnie przez ulicę.

- Nie spędzacie razem wigilii? - spytałam z ciekawości.

- Jakoś nie. Co tu świętować, jak jest się niewierzącym. Poza tym szkoda kasy na żarcie czy prezenty. - wzruszyła ramionami.

Przez chwilę szłyśmy w ciszy. Tallulah ciągle trzymała mnie za rękę, jakby już nie chciała puścić. Przeszłyśmy jeszcze kilka ulic i znalazłyśmy się na niewielkim terenie, zajętym całkowicie przez przyczepy kempingowe. Zmarszczyłam brwi. Szatynka puściła mnie i ruszyła przodem. Nigdzie nie paliło się światło, miejsce miało jakąś dziwną, trochę niepokojącą aurę. Tallulah podeszła do jednej z przyczep i zaprosiła mnie do środka.

- Zanim zapytasz. Tak, tu mieszkam. - spuściła głowę, przepuszczając mnie w drzwiach. W środku zauważyłam mały aneks kuchenny, stolik, kanapę i drzwi do łazienki. - Ta rudera stoi tu na stałe, więc mamy normalną kanalizację. - powiedziała, kiedy przyjrzałam się kolejnym drzwiom. Usiadła na kanapie i poklepała miejsce obok siebie, dlatego je zajęłam. Na moment nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Jakim tonem się odezwać, jak dobrać słowa.

- Um...

- Nie przelewa nam się, okej? Okej. - warknęła Tallulah. Zmarszczyłam brwi.

- Wcale nie zamierzałam mówić na ten temat. Teraz widzę, że... Skoro cię tu denerwuje, dlaczego mnie zaprosiłaś? - spytałam najdelikatniej, jak umiałam. Szatynka bardziej rozłożyła się na kanapie.

- Tak jakoś... Chyba samotność mi doskwiera. - uśmiechnęła się smutno. Niepewnie położyłam się na jej kolanach. Tallulah poprawiła się trochę na miejscu i zaczęła się bawić moimi włosami.

- Zastanawiam się, jak wrócę do domu. Najchętniej nie wracałabym w ogóle, ale nie mogę tak zostawić Abigail. - westchnęłam. Szatynka jakby w ogóle nie zwracała uwagi na moje słowa.

- Myślałaś kiedyś, żeby sobie włosów nie pofarbować? - odchyliłam głowę bardziej do tyłu i spojrzałam na nią pytająco. - Nie mówię, że od razu całe, małymi kroczkami. Jakiś... No nie wiem, róż, czy coś...

- W sumie nie zastanawiałam się nad tym. Chociaż pewnie i tak gdyby rodzice zobaczyli inny kolor włosów na mojej głowie, a co dopiero nienaturalny, to by padli. - wzruszyłam ramionami. Poczułam, jak Tallulah spokojnymi ruchami układa moje włosy i zaplata je. - Ciekawi mnie, jak wyglądałaś bez dredów. - szatynka uśmiechnęła się lekko.

- Chujowo. Na pewno gorzej, niż teraz. - zaśmiała się. - Ale nie pokażę ci żadnych zdjęć, bo takowych nie mam. Wszystko usunęłam. - dodała.

- Te z dzieciństwa też? - zapytałam.

- W szczególności te z dzieciństwa. Nie znoszę tamtego okresu. - popatrzyłam na nią z lekko uniesionymi brwiami. Przewróciła oczami. - Wiedziałam, że będziesz drążyć. Widzisz, jak mówiłam, mój tata to mój ojczym, bo mój prawdziwy stary uciekł i mama po moich narodzinach nigdy więcej go nie widziała. Wiem tylko tyle, że był zdradzieckim Portugalczykiem, bo tak go nazywała. Potem pojawił się Phillips i mama się z nim chajtnęła. Szło im całkiem nieźle, aż mamie się zmarło na atak serca, jak miałam dziewięć lat. Od tamtej pory mieszkam tu i robię za postrach osiedla. - zakończyła tę krótką opowieść, przy okazji kończąc warkocz. Wstałam z jej kolan, popatrzyłam jej w oczy i przytuliłam ją mocno.

- A to ja narzekam na moją rodzinę. Współczuję ci... - Tallulah odsunęła się trochę.

- Ja nie narzekam. Nie ma sensu. Pogodziłam się z losem. Skończę szkołę i wyjadę stąd z Estelle. Miała jechać jeszcze Helen, ale możesz zająć jej miejsce, jeśli chcesz. Chyba już nie lubimy się tak jak wcześniej. - zapatrzyłam się w jej oczy.

Po chwili przysunęłam się do niej i pocałowałam ją delikatnie. Otoczyłam ją ramionami, ona złapała mnie w talii i przysunęła na swoje kolana. Na moment oderwałam się od niej, ponieważ usłyszałam szczekanie psa, które wydało mi się jakoś za blisko. Tallulah zaśmiała się na moją zaskoczoną i wystraszoną twarz, po czym pocałowała mnie ponownie.

Zostałabym z nią dłużej, gdybym mogła, ale niestety nasze słodkie chwile musiały się skończyć, a ja musiałam wrócić do domu, w którym nikt z sobą nie rozmawiał, pochłonięty własnymi myślami.

𝙰𝚖 𝙸 𝚜𝚞𝚛𝚎?Where stories live. Discover now