{34}

434 33 0
                                    

Gdybym udawała przed rodzicami, że nie pamiętam, co się wydarzyło w moje urodziny, sytuacja wyglądałaby jeszcze gorzej. Witałam się z nimi lub żegnałam przed wyjściem do szkoły (o ile byli w domu; do pracy też wychodzili wcześniej, byleby się ze mną nie widzieć), ale nie rozmawialiśmy już normalnie. Unikaliśmy się, ja często niespecjalnie. Z drugiej strony nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. Zaprzeczyć i stwierdzić, że to był tylko pijacki bełkot? Kłócić się, co i tak by nic nie dało, bo przecież oni wiedzą lepiej? Milczenie było na tamten moment najlepszym wyjściem.

Jeszcze wspomniałabym im o Talluli, z którą nie miałam kontaktu od tygodnia. Nie miałam zielonego pojęcia, co się z nią działo. Nie przychodziła do szkoły, nie odpisywała, nie oddzwaniała. Estelle też nie wiedziała, o co może chodzić. Razem udałyśmy się do jej przyczepy, ale okazało się, że Tallulah wymeldowała się stamtąd kilka dni temu, o czym też nas nie poinformowała. Byłam bardzo zaniepokojona. Obiecała mi koniec sekretów, a teraz nagle zniknęła.

- Może ma jakieś problemy z przeprowadzką? - zapytała Estelle, nalewając wina do kieliszka. Dzisiejszej nocy mogłam wypić, ile chciałam, napawając się jazzem z płyty winylowej. Napisałam do rodziców, że zostaję u brunetki na noc i wrócę najprawdopodobniej wieczorem następnego dnia. Odesłali mi tylko kciuka w górę, co było bardzo dla nich nietypowe.

- Nawet jeśli, to mogłaby do nas napisać, pomogłybyśmy jej. - powiedziałam i upiłam łyk wina. Brunetka starała się mnie jakoś pocieszyć, ale ja pomyślałam, że alkohol zadziała lepiej niż cokolwiek inne. Oczywiście, gdyby moja dziewczyna odezwałaby się chociaż słowem, wino nie byłoby mi tak potrzebne.

- Wiesz, jaka jest Tallulah. Taka Zosia Samosia. Poprosi cię o pomoc tylko wtedy, kiedy lekarz powie jej, że potrzebna jest transfuzja krwi i bez tego nie przeżyje. Z resztą rzeczy musi poradzić sobie sama. - Estelle wzruszyła ramionami. - Nauczyła się tego podejścia po śmierci jej mamy. Nie miała lekko... Mimo że zawsze mogła na mnie liczyć, ona wybierała rozwiązania samodzielne. Tak to już jest...

- Dlaczego? Przecież... Kiedy kogoś kochasz, to możesz poprosić go o pomoc, a kiedy ta osoba kocha ciebie, to nie odmówi. - brunetka skinęła głową.

- Mnie tego nie musisz mówić. Myślę, że Lula dalej chce wszystkim udowodnić, że jest najsilniejsza na świecie i gdyby musiała, przenosiłaby góry. - uśmiechnęła się smutno. - Ale nie przekonasz jej do niczego. Uparta jest. Nie zamartwiaj się tak. Na pewno niedługo napisze do ciebie, umówicie się i wszystko dobrze się skończy. - stuknęła swoim kieliszkiem o mój. - Za trudną miłość. - napiłyśmy się.

- A propos miłości... - popatrzyłam jednoznacznie na Estelle. Brunetka odwróciła wzrok i jakby lekko się zarumieniła, czego wcześniej u niej nie widziałam. - Jak tam twój związek z Christianem? - zamieszałam winem.

- No wiesz... Co tu dużo mówić? Lubi mnie, ja lubię jego... - uniosłam pytająco brew. - Eh, będziesz drążyć, cała Sabrina. Naprawdę nie wiem...

Estelle przerwał dzwonek do drzwi. Popatrzyłyśmy po sobie pytająco, zastanawiając się, ile już wypiłyśmy, że nie pamiętamy, czy coś zamówiłyśmy. Zeszłyśmy na dół, stanęłam przy schodach, brunetka podeszła do drzwi. Otworzyła je i przed jej twarzą pojawił się bukiet kolorowych kwiatów. Wytrzeszczyłam oczy.

- Chris...? - zaskoczona Estelle przejęła bukiet od wysokiego na sto dziewięćdziesiąt centymetrów szatyna. Chłopak rzeczywiście prezentował się przeuroczo. Spod granatowego swetra wystawał mu kołnierzyk białej koszuli, grzywka lekko opadała mu na oczy, a błysk w jego oczach na widok Estelle sugerował, że Tallulah miała rację. Przypominał wielkiego szczeniaczka, który ekscytował się na widok swojej pani. Zasłoniłam usta, byle się nie zaśmiać. Nie mogłam przecież zepsuć chwili.

- Estelle, mon amour! - pierwszy raz widziałam brunetkę tak zaczerwienioną. Starałam się schować tak, aby młody Clive mnie nie spostrzegł. Szatyn wyściskał Estelle i złożył jej mokrego buziaka na policzku. - Mam nadzieję, że trafiłem i nie jesteś na żadne uczulona. Nie mogłem się zdecydować, które wziąć, więc, no, wziąłem tyle, ile mieli w kwiaciarni. - złapał się za kark i uśmiechnął się czarująco. Brunetka patrzyła zakłopotana na Chrisa, a jej twarz z sekundy na sekundę przybierała coraz to mocniejszy odcień czerwieni.

- Chris... Co ty tu robisz? - wydukała, patrząc to na kwiaty, to na szatyna. Chłopak wyciągnął zza siebie jakąś małą, kwadratową kartkę. Estelle nie miała ręki, aby spojrzeć na zwitek, dlatego Chris odsłonił zawartość. Na środku widniało ich zdjęcie wycięte w idealne serce, a pod spodem zostało coś napisane.

- Znamy się równe pół roku. - stłamsiłam w sobie pisk. - Ja... Ten, no... Myślałem...

- Za dużo myślisz. - Estelle odłożyła bukiet na stoliku niedaleko drzwi. Zepsuła tym samym moją kryjówkę. Chris popatrzył na mnie i od razu spuścił wzrok.

- Sabrina, Chris. - brunetka przedstawiła mnie, stając koło zarumienionego chłopaka, który nie śmiał spojrzeć w moją stronę.

- Cześć. - uśmiechnęłam się do niego. Kiwnął raz głową.

- Ja tylko... - Estelle wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek.

- Dziękuję. Możesz iść. Zgadamy się później. - Chris pocałował ją na odchodne i wyszedł z domu. - Nawet nie próbuj się śmiać. - brunetka posłała mi mordercze spojrzenie.

- Ej, ale to było słodkie. On naprawdę się zaangażował. - powiedziałam, zanim wybuchnęłam śmiechem.

- Jeśli chciałaś wiedzieć, jak wygląda nasza relacja, to to jest mniej więcej coś takiego. Boże, Lula miała rację. Zawsze chciałam mieć psa, dostałam szczeniaka. - obie zawyłyśmy ze śmiechu.

𝙰𝚖 𝙸 𝚜𝚞𝚛𝚎?Where stories live. Discover now