Rozdział 4

1.5K 191 41
                                    

Przepraszam za zwłokę. Miłego wieczoru!

****

Nazario był zadowolony z mojej opieki nad dziewczyną. Ariana była szczęśliwa, co sprawiło, że na twarzy mojego szefa zagościł nikły uśmiech. Ochroniarze zanieśli jej torby do pokoju, w którym się zatrzymała, więc zaczęłam się zbierać do powrotu. Nie miałam nic w planach, a zakupy z siostrą Santiago wyssały ze mnie prawie wszystkie siły witalne. Byłam zmęczona, a Nazario to dostrzegł. Widziałam, jak zmarszczył brwi na moją postawę. Zajmowałam się dziewczyną z jego rozkazu, więc powinien zrozumieć, że reszta dnia powinna być zadośćuczynieniem w postaci wolnego.
– Mam nadzieję, że na resztę dnia nie wymyślisz mi czegoś dodatkowo – zaczęłam. – Jestem zmęczona i chciałabym wrócić do domu – dokończyłam wymijająco.
Zanim Nazario zdążył odpowiedzieć, do mnie odezwała się Ariana.
– Bardzo dziękuję za ten dzień. Jestem ci bardzo wdzięczna za poświęcony czas i przepraszam, że przeze mnie musiałaś zrezygnować ze spełnienia swoich obowiązków. – Mówiła szczerze. Widziałam to w jej oczach. – To moja wina, że Frida jest zmęczona. – Zwróciła się do szefa i zrobiła niewinną minę. – Należy jej się odpoczynek.
Właśnie byłam świadkiem rzeczy, która dotąd wydawała mi się jedynie abstrakcją. Nazario ulegał słowom dziewczyny i jej słodkiej twarzy. Sam ten widok powodował we mnie odrazę i zazdrość. Nie dałam po sobie tego poznać, ale w środku tliło się we mnie od negatywnych uczuć względem dziewczyny.
– Skoro tak mówisz – zaczął Nazario i spojrzał na mnie uważnie. – Masz wolne, ale sprawdź, czy płatności się zgadzają. Papiery są na moim biurku. – Mówiąc to, przesłał mi niemą wiadomość. Miałam przejrzeć, czy uzyskane pieniądze z transakcji widnieją na odpowiednim miejscu w papierach. Mieliśmy władzę w garści, jednak najważniejsze było bezpieczeństwo. Nie mogliśmy sobie pozwolić na błędy, gdyż później trzeba za nie srogo zapłacić.
Kiwnęłam głową i zaczęłam kierować się w górę, do jego gabinetu. Za plecami słyszałam, jak Ariana chwaliła mnie i czas ze mną spędzony. Miałam szczerą ochotę odwrócić się i powiedzieć, że ja niekoniecznie miło wspominam nasze wspólne chwile, lecz jak zwykle rozsądek zwyciężył. Wiedziałam, że lepiej trzymać buzię na kłódkę. Rzadko ulegałam wpływom emocji, pomimo że często kotłowały się we mnie i krzyczałam w środku. Ufałam intuicji i przeczuciom, a te nigdy mnie nie zdradzały. Tak było i w tym przypadku.
Przeszłam przez szeroki korytarz i minęłam paru mężczyzn odpowiedzialnych za ochronę. Standardowo kiwnęli mi głową na powitanie, co odwzajemniłam. Mieliśmy do siebie wzajemny szacunek. Niejednokrotnie mogłam liczyć na ich pomoc tak jak oni na moją. Stanęłam przed masywnymi drzwiami i wpisałam specjalny kod. Usłyszałam znajome kliknięcie i weszłam do środka gabinetu bossa. Bywałam tu dosyć często i zajmowałam się różnymi papierami. Bardziej było mi to na rękę. Nie tylko ja należałam do wąskiego grona zaufanych współpracowników Nazaria. Wszyscy szanowaliśmy jego zdanie i spełnialiśmy zlecone nam zadania z najwyższym stopniem zaangażowania.
Usiadłam na masywnym krześle i sięgnęłam po papiery znajdujące się na biurku. Kartek było sporo, ale miałam wprawę do takich spraw. Wiedziałam, że poradzę sobie i szybko skończę. To nie był mój pierwszy raz, dlatego od razu wzięłam się do pracy, Uważnie sprawdzałam liczby, litery i daty. Błędy mogą zdarzyć się nawet najlepszym, dlatego przeważnie takie dokumenty sprawdzane były minimum dwa razy.
Po prawie dwóch godzinach wszystko było gotowe. Na szczęście obyło się bez błędów. Westchnęłam zmęczona i popatrzyłam na zegarek. Sierra powinna być już w domu. Pozwalałam jej wychodzić do koleżanek, ale tylko podczas wolnego czasu. Często buntowała się na moje metody wychowawcze, lecz ja wiedziałam swoje. Musiała się kształcić, a ja chciałam zapewnić jej możliwie jak najlepsze warunki do tego. Wstałam z krzesła i podeszłam do masywnej biblioteczki. Przesunęłam regał, który ustąpił pod naporem mojej siły. Moim oczom ukazał się sejf, w którym Nazario trzymał dokumenty dotyczące transakcji i importu naszych towarów. Wpisałam pin, a drzwiczki kliknęły. Uchyliłam je i przywitał mnie znajomy widok. Ma mojej twarzy zabłąkał się nikły uśmiech, który zastąpiła ciekawość, gdy dostrzegłam masywną skrzynkę, której nigdy wcześniej nie widziałam. Zmarszczyłam brwi i sięgnęłam po przedmiot. Skrzynka była ciężka, a na jej wierzchu znajdowały się cyfry do wpisania kodu. Nie wahałam się nawet chwili. Zaczęłam wpisywać wszystkie znane mi kombinacje i znajome szyfry. Ku mojemu zdziwieniu żaden nie działał. Było to dla mnie niepojęte. Nazario nigdy nie miał przede mną żadnych tajemnic. Wiedziałam o wszystkich jego interesach i jego pochodnych. Przedmiot napawał mnie ciekawością i jakąś obawą.
Co takiego musiał skrywać, że Nazario nałożył na niego pin, którego nie znam nawet ja?
Chciałam odpowiedzi. Musiałam się dowiedzieć jaką tajemnicę skrywa ta skrzynia. W środku żywiłam nadzieję, że boss jednak mi powie, co ona zawiera, lecz mimo wszystko to było złudne. Jeśli do tej pory mi nie powiedział, raczej tego nie zrobi.
Cicho westchnęłam i odłożyłam przedmiot na miejsce. Upewniłam się, że wszystko było tak, jak zastałam, oprócz przyniesionych dokumentów. Zamknęłam sejf, przesunęłam regał, a następnie wyszłam z gabinetu. Przy schodach spotkałam Nazaria, który wydawał się w dobrym nastroju.
– Zajęło ci to więcej czasu, niż przewidywałem słodka Frido – zagadał i posłał mi nikły uśmiech.
– Musiałam dokładnie przeszukać papiery, aby uniknąć błędu... bardzo dokładnie – zaakcentowałam ostatnie słowa.
Boss rzucił mi uważne spojrzenie, lecz o nic nie zapytał. Sam również nie wspomniał o tajemniczej skrzynce, o której wiedział, że zauważyłam.
– Dziękuję, że spędziłaś czas z Arianą. Wiem, że macie z Santiago nie najlepsze stosunki, lecz jego siostra jest całkiem inna od niego. Chcę, abyś była przy niej, aby przyswoiła sobie zmianę miejsca zamieszkania. Liczę na ciebie – rzucił na odchodne.
Nie spojrzał na mnie. Nic nie wyjaśnił, tylko odszedł i zostawił mnie samą z mnóstwem pytań. To wszystko coraz bardziej mi się nie podobało. Mój spokój został zburzony wraz z nadejściem Santiago i jego siostry.
Zacisnęłam szczękę i szybkim krokiem zeszłam po schodach. Wyszłam na zewnątrz domu i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik i wyjechałam spod willi. Nacisnęłam gaz.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się z dala od tego miejsca i jego mieszkańców. Mój spokój został zaburzony. Nie wrócą spokojne dni, które spędzałam na pomaganiu Nazario. W moim życiu skończył się pewien etap. Powinnam ruszyć naprzód, lecz ciągle oglądałam się za siebie. Nie pomagała moja chęć zemsty za śmierć rodziców. Problemy piętrzyły się jeden za drugi. Byłam jak dziecko błądzące po zmroku.
Zatrzymałam się na poboczu drogi i uderzyłam głową o kierownicę. Zacisnęłam na niej ręce i głośno krzyknęłam:
– Kurwa!
Wysiadłam z samochodu i wyciągnęłam papierosa i zapalniczkę. Odpaliłam peta i mocno się zaciągnęłam. Zdawałam sobie sprawę, że się truję. W takim tempie moje płuca wysiądą, ale jak to mówią ,,co nas nie zabije, to nas wzmocni.'' Nijak przekładało się to na mój nałóg papierosowy. Zanim ponownie się zaciągnęłam, zadzwonił telefon. Odebrałam połączenie i powiedziałam ,,halo'', które poparłam wypuszczeniem dymu z płuc.
– Nie lubię, gdy palisz. – W słuchawce zabrzmiał zawiedziony głos Sierry. – Tyle razy prosiłam się o rzucenie.
– Też prosiłam cię o dużo rzeczy, których nie zrobiłaś – westchnęłam. – Co się stało?
– Właściwie to nic – zaczęła kręcić.
– Mówi – ponagliłam ją.
– W sobotę jest impreza... – Wiedziałam, do czego zmierzała. – Muszę na niej być – zaskomlała. – Nie będzie w domu rodziców Patricii. Od razu poprzedzam twoje pytanie, pozwolili jej zrobić imprezę, oni są wyluzowani – paplała.
– Znasz mnie. Powiedz mi wszystkie szczegóły i dopiero wtedy pójdziesz.
Dziewczyna zaczęła relacjonować mi dokładnie przebieg imprezy i jej uczestników. Wspomniała imię chłopaka, który jej się podobał, i do którego chciała się zbliżyć. Nie mogłam jej tego zabronić, gdyż w jej wieku robiłam znacznie gorsze rzeczy, niż chodzenie na imprezy dla nastolatków, mocno zakrapiane alkoholem.
– Masz nie pić, a jak zaczniesz, upewnij się, że nikt ci niczego nie dosypał. Zawsze trzymaj napój przy sobie – zaczęłam swój wywód, który słyszała milion razy. – I najważniejsze...
– Tak wiem, zero używek i innego świństwa.
– To też. Chodziło mi o zabezpieczenie. – Po drugiej stronie słuchawki zalęgła cisza. – Jesteś na tyle duża, że nie muszę ci tłumaczyć, czym są gumki, ale jakbyś chciała czegoś spróbować, masz się zabezpieczyć. Nie chcę później płaczu i nastoletnich dramatów w postaci ciąży. Jasne?
– Jak słońce, co świeci na niebie – zasalutowała żołnierskim tonem.
– Nie zgrywaj się. Do soboty jest jeszcze sporo czasu. Nie musiałaś do mnie dzwonić i mi tego mówić. Za niedługo powinnam być w domu.
– Wiem, ale chciałam to zrobić. Wydawało mi się to właściwe...
– Cieszę się, że mamy dobry kontakt – powiedziałam szczerze.
– Nie jesteś ode mnie dużo starsza. Od zawsze traktowałam cię bardziej jak siostrę niż matkę.
– Wiem i schlebia mi to. Jestem za młoda na bycie matką osoby w twoim wieku – zaśmiałam się, a Sierra mi zawtórowała. – Będę za niedługo – powiedziałam i zakończyłam rozmowę.
Schowałam telefon do kieszeni i wsiadłam do samochodu. Musiałam podjechać w jedno miejsce. Nie zajmie mi to dużo czasu, więc faktycznie powinnam być za niedługo w domu. Sierra czasem narzekała, że spędzamy razem mało czasu. Zdawałam sobie sprawę, że potrzebuje autorytetu, kogoś, kogo będzie mogła naśladować. Nie chciałam, żeby wpadła w złe towarzystwo albo zboczyła na złą drogę. Wystarczy, że ja byłam po przeciwnej stronie prawa.
Po półgodzinnej jeździe byłam na miejscu. Budynek, do którego się udałam, znajdował się po gorszej stronie miasta, tej mniej uczęszczanej, w której średnio wypatrywać turystów. Mnie interesował jeden sklep, a właściwie to, co miał do zaoferowania pod ladą i informacje, które mogłam zdobyć. Nie bywałam tutaj często, nie chciałam wzbudzać podejrzeń. Częste wizyty w tym miejscu, ściągnęłyby uwagę ludzi, którzy nie byli mi przychylni.
Weszłam do sklepu, który znajdował się na parterze. W pomieszczeniu było duszno i unosił się specyficzny zapach kadzidełek. Sprzedawca był Azjatą i prowadził sklep z herbatami i różnymi akcesoriami do pomieszczeń. Podeszłam do lady i stuknęłam w mały dzwoneczek na meblu. Po chwili zza zaplecza wyłonił się niski mężczyzna po pięćdziesiątce z licznymi tatuażami na twarzy.
– Czekałem na ciebie – odezwał się do mnie łamanym hiszpańskim. – Długo cię nie było.
– Tak wiem, ale miałam różne sprawy do załatwienia – odparłam i oparłam się o ladę. – Masz coś dla mnie?
– Zależy, o co ci chodzi. Jeśli o broń, to nie mam nic nowego. Ostatnio ciężko o sprzęt, który cię interesuje.
Doskonale wiedział, że lubiłam małą, a bardzo skuteczną broń z różnymi bajerami. Ta pochodząca od Nazario nie spełniała moich wymagań, o czym wiedział. Od dawna nie brałam od niego broni. Sama załatwiałam interesujący mnie sprzęt.
– A informacje?
Mężczyzna westchnął i przeczesał siwą czuprynę. Rozglądnął się po sklepie, jakby chciał wypatrzeć jakiegoś niewidzialnego klienta i zaczął mówić.
– Niedawno ktoś widział twojego szefa i tego mężczyznę z rodziny Martinez, o którego pytałaś. Byli u mojego dobrego znajomego. Nie chciał mi powiedzieć szczegółów.
Zaniepokoiło mnie to. Czyżby Nazario robił coś za moimi plecami, a tajemnicza skrzynka miała z tym związek?
– Podaj mi jego nazwisko.
– Nie mogę – zaczął kręcić gwałtownie głową. – Jeśli dowie się, że to ode mnie, to będę skończony. Powinnaś trzymać się od tego z daleka. Nie wiem, czy ta wizyta miała związek z zabójcą, którego szukasz, ale powinnaś z tym skończyć, zanim zostaniesz zabita.
– Wiesz, jakie jest moje zdanie na ten temat. Muszę poznać prawdę. Poprzysięgłam zemstę i zamierzam znaleźć zabójców mojej rodziny. Proszę cię. To dla mnie ważne.
Azjata przez chwilę wpatrywał się we mnie uważnie i po raz kolejny przeczesał siwe włosy.
– Guerrero, tak ma na nazwisko, ale nie wiesz tego ode mnie.
– Dziękuję. Mam u ciebie dług.
Po tych słowach opuściłam sklep. Wiedziałam, o kogo chodziło. W okolicy tylko jeden mężczyzna miał tak na nazwisko i akurat tak się składało, że miał powiązania z Santiago Martinezem.

Zanim umrze IndygoWhere stories live. Discover now