Rozdział 5

1.6K 207 46
                                    

Na dniach pojawi się Russian Killer. Miłego dnia!

****

Od pamiętnego spotkania z Azjatą, na którym dowiedziałam się, że Nazario wykluczył mnie z jakiegoś interesu i planuje coś z Santiago, minęło pięć dni. Mężczyzny o nazwisku Guerrero, z którym się spotkali, nie zastałam. Postanowiłam poczekać na dogodny moment i ponownie złożyć mu wizytę. Ufałam ludziom Nazario, ale nie na tyle, aby powierzyć im śledzenie mężczyzny, z którym spotkał się nasz szef. To było niebezpieczne i mogłam przypłacić to życiem. Jeśli Nazario zorientowałby się, że go szpieguję i robię coś za jego plecami w najlepszym wypadku, skończyłabym z kulką w głowie.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie był mi obojętny. W momencie, w którym zabłądziłam, zdołał mnie zgarnąć i pokazać mi właściwą drogę. Właściwą to może za dużo powiedziane, ale właściwa była dla niego, a teraz i dla mnie. Odsuwał mnie od siebie. Najpierw za sprawą Santiaga i Ariany, a teraz wywęszyłam, że miał przede mną jakieś tajemnice. Nie podobało mi się to i czułam uścisk w żołądku i niepokój, które mnie nie opuszczały.

Ziewnęłam przeciągle. Było późno, a mimo to nie potrafiłam się zmusić do spania. Leżałam w łóżku i rozmyślałam. W końcu nie wytrzymałam, wstałam z łóżka i wyszłam na balkon. Po drodze zgarnęłam papierosy i zapalniczkę. Księżyc świecił prosto na mnie, dając dziwne uczucie spokoju, jakiego dawno nie zaznałam. Raz po raz zaciągałam się papierosem i przymykałam powieki. Minęło siedemnaście lat od śmierci matki, a piętnaście, od kiedy straciłam ojca. Tyle czasu, a ja nadal tkwiłam w martwym punkcie. Oprócz informacji o Santiago, tak naprawdę nie miałam nic. Zabójcy byli nad wyraz ostrożni. Co dziwniejsze, śledztwo w tej sprawie zostało dość szybko umorzone i oba zabójstwa uznano za przypadek.

Przypadek? Nie sądzę.

Skończyłam palić i wróciłam do łóżka. Moja głowa dotknęła poduszki i zamknęłam oczy. Pozorny spokój nie trwał długo, ponieważ na nogi postawił mnie łomot dochodzący z dołu. Wetknęłam rękę pod poduszkę i wyciągnęłam spod niej pistolet. Sprawdziłam naboje i odbezpieczyłam go.

Cichym krokiem skierowałam się w kierunku drzwi wejściowych. Im bliżej podchodziłam, tym hałas był donośniejszy. Uważnie rozglądałam się po pomieszczeniach, chcąc uchwycić potencjalne zagrożenie. Na szczęście nie zauważyłam nic podejrzanego. Podeszłam do drzwi i ostrożnie nachyliłam się nad wizjerem. Ktoś skutecznie ominął zabezpieczenia. Amator by tego nie zrobił. Najwyraźniej miałam do czynienia z profesjonalistą, który postanowił zapukać do moich drzwi, zamiast skradać się po kątach.

– Otwórz słodka Frido! – Rozległ się męski głos, zanim zdążyłam spojrzeć, kto stał za drzwiami. – Nie mam zamiaru czekać całą noc! – Wydzierał się Nazario.

To było do niego niepodobne. Mój szef nigdy się nie awanturował i nie fatygował w środku nocy do mojego domu.

Otworzyłam drzwi, niepewna czego mogłabym się spodziewać. Prawdę mówiąc, w głowie miałam wszystkie możliwe scenariusze, oprócz tego. Mężczyzna większą częścią swojego ciężaru opadł na mnie i położył głowę na moim ramieniu.

- Nazario? Co ci jest? – zapytałam, ale w powietrzu wyczułam wyraźną woń alkoholu.

Zamiast odpowiedzi, usłyszałam głośne westchnięcie, a następnie ziewnięcie.

– Jeździłem bez celu i myślałem – wyżalił się. – Dawno ze sobą nie rozmawialiśmy. Co się z nami stało? – Ponownie westchnął. – Wiesz, że dziś mija rocznica, jak się spotkaliśmy?

Na chwilę popatrzyłam w przestrzeń. Nazario mocno otulił mnie swoimi ramionami, co przyjęłam z błogim spokojem.

– Kilka lat minęło, co? Nawet nie wiadomo kiedy – odparłam.

Zanim umrze IndygoWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu