Rozdział 21

1.2K 127 47
                                    

Do wtorku wstawię Gentlemana. Miłej nocy!

****

Być może byłam naiwna, ufając nieznajomej, ale tylko tak mogłam dowiedzieć się czegokolwiek o mordercach mojej rodziny. Ortega w końcu zdecydował się wyjawić mi prawdę, więc musiałam dowiedzieć się wszystkiego, co wiedział. Miałam do tego prawo. Ta wiedza miała dostarczyć mi spokój i idealną szansę na odwet. Dużo ryzykowałam, ale od dawna żyłam tylko zemstą, w środku zaś byłam prawie pusta. Te pustynne obszary, które we mnie zostały, gdzieniegdzie wypełniała roślinność, którą mogłam określić, jako Nazaria. Aktualnie te kwiaty więdły i wszystko ubożało. Nawet najpiękniejsza roślina niepodlewana będzie skazana na wymarcie.

Nieznajoma wyprowadziła mnie tylnym wyjściem restauracji. Trudno było mi to przed sobą przyznać, ale czułam wyrzuty sumienia na myśl o Thiago. Mężczyzna czekał na mnie przy przepięknie ustrojonym stoliku, odważył się również wykorzystać do swoich planów Sierrę, a wiadomo, że nastolatki w jej wieku bywają kapryśne i wszystko mogło się nie udać. Starał się mi przypodobać i walczył o zrozumienie i przebaczenie. Nie byłabym sobą, gdybym zapomniała o wszystkim ot tak. Byłam pamiętliwa, a jak ktoś dobrze zalazł mi za skórę, niechęć ciągnęła się latami. Idealnym przykładem był Santiago Martinez, do którego z biegiem czasu dołączyła siostra. To słodkie dziewczę działało mi na nerwy jak mało kto.

Z wielką dozą rezerwy wsiadłam do luksusowego samochodu, którego kierowca już na nas czekał. Kobieta usiadła obok mnie, a jej długa kreacja podciągnęła się, ukazując smukłą nogę, przez którą biegła blizna aż od uda do łydki. Pozostałość po ranie wyglądała na precyzyjnie zadaną i taką, która miała przynajmniej dziesięć lat. Czułam, że mnie obserwuje i sama musiała pojąć, na co się gapiłam. Pomimo tego, szrama nie została przez nią zakryta, powiedziałabym, że wręcz bardziej wyeksponowana.

– Nie jestem twoim wrogiem – odezwała się po wielu długich minutach ciszy. – Ta blizna to spotkanie ze starym Ortegą. – Niemal wypluła z siebie to nazwisko. Od dawna nikt nie wypowiedział tego słowa z taką nienawiścią i pogardą. Sama nie byłam przyzwyczajona, aby ktoś wyrażał się o nim w sposób lekceważący. Kobieta nie miała żadnych oporów. – Pieprzony bydlak – zaklęła. – Gdyby żył zamordowałabym go bez mrugnięcia okiem i wymyśliła tortury, które doprowadziłyby go do obłędu.

Nie chciałam pytać o bliznę i ojca mężczyzny, którego do niedawna darzyłam uczuciem. To było nie na miejscu, lecz byłam ciekawa relacji pomiędzy tą dwójką i jak to się stało, że pracuje dla Danilo. Nieznajoma wyglądała na dość skrytą, choć podzieliła się ze mną tą cząstką siebie. Mogłam dużo spekulować na jej temat, ale nie wyglądała na osobę, która opowiadała historię swojego życia na prawo i lewo.

– Pewnie niewiele z tego rozumiesz i myślisz: „co ta stuknięta baba mówi?", ale wiem swoje. Tylko jeden Ortega nie okazał się zakłamanym sukinsynem i właśnie do niego zmierzamy. Danilo być może nie wygląda sympatycznie, a jego aura jest przytłaczająca, ale to dobry mężczyzna. Wiele razy mi pomógł i wyrwał ze szponów śmierci – mówiła i nieświadomie drapała się po zabliźnionej ranie na nodze.

Skąd ja to znałam?

Opisany przez nią przypadek wyglądał na pierwszy rzut oka bardzo podobnie do historii mojej i Nazario. Ja również zostałam przez niego uratowana. On i jego ojciec pomogli mi w momencie, w którym niebezpiecznie zbliżałam się do marginesu społecznego. Patologia pukała gwałtownie do moich drzwi i zapraszała do tańca. Niejednokrotnie miałam niebezpieczne myśli w głowie, które wirowały i wracały niczym bumerang. Wtedy wydawało mi się, że byli moimi zbawcami, zaczęłam żyć dla nich, oddychać i walczyć. Dawali mi tlen i sposobność do wyładowywania agresji, która kumulowała się, odkąd zostałam sama. Teraz to wszystko zdawało się ułudą, imitacją i moim wyobrażeniem. Wszystko wskazywało na to, że Ortegowie kłamali i mieli ku temu powody. Byłam blisko osiągnięcia celu i uzyskania informacji, których poszukiwałam od tak dawna. Całym ciałem czułam, że droga, na której aktualnie przebywałam, była właściwa i tylko kilka metrów dzieliło mnie od jej końca.

Zanim umrze IndygoWhere stories live. Discover now