Rozdział 22

1.3K 142 38
                                    

W tym rozdziale wszystko się wyjaśnia. Miłej nocy! 😊

***

Od co najmniej pięciu minut siedziałam na fotelu, który uciskał moje ciało z każdej strony. Domingo wyszła niedawno i miałam wrażenie, że zostawiła mnie lwom na pożarcie. Było mi niewygodnie na duszy, jak i ciele. Ogarnęły mnie duszności, a z każdą mijaną sekundą oddech stawał się coraz płytszy. Mężczyzna obok Danilo przyglądał się mi uważnie i studiował każdy mój ruch, drgnięcie, a nawet zamykanie oczu. Ortega porządkował dokumenty na biurku. Starałam się zachować zimną krew i nałożyć na twarz beznamiętną maskę, jednak było to trudniejsze, niż kiedykolwiek wcześniej. Na wykutej, ukrywającej prawdziwe uczucia zasłonie pojawiały się ubytki. Bałam się, ale na zawrócenie było za późno. Przed oczami pojawiały się obrazy szczęśliwej rodziny – mnie mamy i taty, a później ich nieruchome ciała otulone płaszczem krwi.

Najwyższy czas dowiedzieć się prawdy. Ona miała mnie wyzwolić i pozwolić na podjęcie dalszych kroków.

Najpierw spojrzałam na swoje ręce, by następnie uporczywie patrzeć na Danilo. Mężczyzna odchrząknął i w końcu skupił na mnie swe czekoladowe tęczówki. Od czasu, gdy widziałam go ostatnio, trochę minęło. Wcześniej prawie nic nie robiłam sobie z jego bliskości, lecz teraz... Gdy tylko na mnie popatrzył, niemal zachłysnęłam się powietrzem. Wyjście z więzienia działało na jego korzyść. Zniknęły sińce pod oczami, a zastąpił je zdrowy oliwkowy odcień skóry. Ten mężczyzna wyglądał majestatycznie i biło od niego siłą oraz inteligencją. Przed tym, jak trafił za kratki, nie miałam z nim styczności, ale ilekroć ludzie o nim mówili, zawsze towarzyszył im strach. On był nieodzowną częścią pogłosek, jakie o nim krążyły, a nie słyszałam ani jednej pozytywnej. Osoby, które miały zaszczyt przebywać w jego otoczeniu, podkreślały jego inteligencję, upór w dążeniu do celu i wrodzone przywództwo. Danilo nie od dzisiaj działał na ludzi. Potrafił owinąć ich wokół małego palca i wpłynąć w taki sposób, że robili, co chciał. Wygląd był jednym z elementów, które skrzętnie wykorzystywał. Nie był klasycznie piękny, a do księcia brakowało mu sporo, lecz aura, jaką wokół siebie roztaczał, charyzma i cała ta otoczka sprawiały, że był bardzo interesujący i pociągający. Blizny dodawały mu jedynie charakteru.

– Powód, dla którego wezwałem cię do siebie, jest prosty i bardzo ważny. – Wskazał dłonią na starszego mężczyznę siedzącego obok niego. – Mój gość nie mógł przybyć do Meksyku tak szybko, jak wszyscy byśmy tego chcieli, jednak udało się i jego podróż minęła bez zakłóceń. Frido, pozwól, że przedstawię ci Armando Serrano twojego wuja... – Nastąpiła cisza, którą zakłócał mój nierówny głośny oddech.

Pierwszym co wskoczyło mi do głowy było to, że nie miałam żadnej rodziny oprócz Sierry, z którą nie łączyły nas żadne biologiczne bzdury. Nie trzeba było być spokrewnionym, aby mieć rodzinę, ale nigdy bym się nie spodziewała, że nie byłam sama na tym świecie.

Wpatrując się w oblicze nieznajomego, którego widziałam po raz pierwszy w swoim życiu, dopiero po dokładnym przestudiowaniu jego twarzy zauważyłam podobieństwo do jednego z rodziców, a konkretniej matki. Miał identyczne oczy jak ona – ich kształt i odcień brązu. Czułam się nieswojo z powodu uważnego wzroku wuja.

– Jestem bratem twojej matki. Przepraszam, że dopiero teraz pojawiam się w twoim życiu, lecz nie wiedziałem o twoim istnieniu. Gdy dowiedziałem się, że jestem wujkiem, postanowiłem jak najszybciej pozałatwiać naglące sprawy w Kolumbii. – Serrano mówił rzeczowo, lecz biło od niego jakieś niezidentyfikowane ciepło, którego nie doświadczyłam od nikogo obcego od tak dawna. – Od kilkunastu lat badałem sprawę śmierci twoich rodziców, oboje byli mi bardzo bliscy, ale im głębiej kopałem tym tropy, coraz bardziej się rozmywały. Stary Ortega jakimś cudem zdołał zamaskować fakt, że moja siostra miała córkę. – Zatrzymał się na chwilę w opowiadaniu i zewnętrzną częścią dłoni przetarł spocone czoło. Czułam, że ta rozmowa wiele go kosztowała, ale też dawała szansę na dowiedzenie się nowych faktów o śmierci mamy. Sama czułam się niepewnie, gdyż to był obcy człowiek, a w mojej naturze nie leżało otwieranie się przed obcymi. W dodatku mówił abstrakcyjne rzeczy. Byłam pewna swych racji, a mimo to odczuwałam niezrozumiałą więź z tym mężczyzną. Nie mogłam zaprzeczyć, iż on i moja rodzicielka byli do siebie podobni. To było jasne, że byli rodziną i łączyły ich więzy krwi. Słuchając tego, co mówił, z każdym jego słowem mój żołądek zaciskał się w pętlę i nie chciał puścić. Gdy mówił o ojcu Danilo i Nazario, tym co zrobił, jak zakamuflował fakt, że na świecie znalazłam się ja, wszystko mnie bolało – najbardziej serce. Ostatnio coraz częściej ludzie, którym ufałam, mnie zawodzili. Fakt, że teraz padło na człowieka, który mi pomógł, dodatkowo mnie zabolał, mimo że wiedziałam, że nie był bez winy. Cały klan Ortegów był siebie wart. Każdy z tych mężczyzn miał swoje za uszami, w tym mroczną przeszłość, która stawiała cieniem na teraźniejszości.

Zanim umrze IndygoWo Geschichten leben. Entdecke jetzt