Rozdział 7

44.4K 991 1.6K
                                    

Niestety, ale w końcu musiał nadejść ten najgorszy dzień, którego się najbardziej obawiałam, czyli poniedziałek. Przez cały weekend praktycznie nie wychodziłam z łóżka. Hazel i Jacob wydzwaniali do mnie conajmniej z kilkadziesiąt razy, ale nie odbierałam, ponieważ nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie po tym co się stało.

Zapamiętałam wszystko. Każdy najmniejszy szczegół tej cholernej piątkowej imprezy, którą będę wspominała chyba do końca życia utkwił mi w pamięci. Pamiętam co robiłam, a szczególnie co chciałam zrobić z nim. Dotknęłam swojej wargi i tak jak myślałam miałam ją delikatnie rozciętą, przez tego kretyna, który ledwo powstrzymywał mnie od tego co chciałam z nim robić. Dlaczego zawsze jest tak, że jak chce się coś zapamiętać to nigdy się tego nie pamięta, a jak nie chce się pamiętać to zawsze się wszystko pamięta? Nie dosyć, że będę musiała spotkać się z nim dzisiaj w szkole to jeszcze będę musiała wysłuchiwać narzekań pani Rose, przez to co stało się w piątek.

Spojrzałam na budzik, który leżał obok mnie na szafce i wskazywał godzinę szóstą. Westchnęłam i z wielką niechęcią wyłczogałam się z mojego ukochanego łóżka. Pościeliłam go i wzięłam ciuchy, które przygotowałam wczoraj wieczorem. Weszłam do łazienki i przebrałam się w białe dresy oraz białą bluzę. Umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż składający się z podkładu, pyłku do brwi, tuszu do rzęs i brzoskwiniowego błyszczyka. Rozczesałam włosy, i gdy byłam już gotowa wyszłam z łazienki. Podniosłam plecak z podłogi i zeszłam na dół. Odrazu weszłam do kuchni, w której zobaczyłam mamę, jedzącą przy stole śniadanie.

-Jak się spało?- spojrzała na mnie, gryząc naleśnika.

-Dobrze.- wymamrotałam i nagle wpadł mi do głowy jeden pomysł.- Mamo, jakoś źle się czuję. Strasznie boli mnie brzuch i chyba mam gorączkę, więc może mogłabym zostać dzisiaj w domu?- złapałam się za czoło, próbując jak najlepiej udawać.

-Veronica, cały weekend przeleżałaś w łóżku, więc dzisiaj musisz iść do szkoły i nawet nie próbuj mnie przekonywać, bo nie zmienię zdania.- odparła stanowczo, nie dając się przekonać.

Świetnie, w takim razie będę musiała jakoś spróbować przeżyć ten dzień. Wiem, że nawet jeśli zostałabym jeden dzień dłużej w domu to i tak nie uciekłabym od problemów, ale przynajmniej może mogłabym lepiej przemyśleć co powinnam zrobić w tej sytuacji.

-Okej, w takim razie już wychodzę.- rzuciłam poddenerwowana, udając się w stronę drzwi.

-A co ze śniadaniem? Musisz przecież coś zjeść.- matka spojrzała na mnie nie mal zabijającym wzrokiem, więc przewróciłam oczami i szybko podbiegłam do stołu, na którym znajdowały się różne owoce. Złapałam jak najszybciej do ręki jakieś przypadkowe jabłko i schowałam je do plecaka.

-Tylko jabłko? Musisz zjeść coś więcej.- dodała.

-Zjem coś w szkole, bo muszę już iść.- oznajmiłam, po czym podbiegłam do mamy i na pożegnanie pocałowałam ją delikatnie w jej wypudrowany policzek. Do szkoły miałam niedaleko, więc zawsze gdy szłam na piechotę to brałam słuchawki i słuchałam mojej ulubionej playlisty, która zawsze umilała mi dzień i poprawiała humor, tak jak i tym razem.

***
Dwie pierwsze lekcje minęły mi o dziwo dosyć szybko. Hazel i Jacoba widziałam jedynie w klasie na lekcjach, bo na przerwach starałam się ich unikać, ponieważ było mi wstyd. Na szczęście na panią Rose i Davida również dzisiaj nie wpadłam, więc miałam nadzieję, że szczęście będzie przypisywało mi już do końca dnia. Wyjęłam z plecaka plan lekcji i zobaczyłam, że mam teraz angielski, więc podeszłam do mojej szafki. Wyjęłam z niej wszystkie podręczniki na aktualną lekcję i wsadziłam je do plecaka. I już miałam zamknąć szafkę, ale o mal nie krzyknęłam na widok stojących obok mnie Jacoba i Hazel.

Hateful LoveWhere stories live. Discover now