Rozdział 28

36.4K 875 2.2K
                                    

Otworzyłam drzwi od budynku szkoły i jak najszybciej pobiegłam w stronę sali od chemii. Oczywiście jak zawsze musiałam zaspać na tą przeklętą lekcje, a znając panią Rose napewno nie puści mi tego płazem. Przez praktycznie całą drogę do szkoły biegłam, więc gdy zatrzymałam się już pod odpowiednią salą czekałam, aż unormuje mi się oddech, i gdy tak się już stało to zapukałam do drzwi od sali. Weszłam do środka i czułam na sobie wzrok wszystkich uczniów, a szczególnie pani Rose. Przeprosiłam cicho za spóźnienie, a następnie odnalazłam wzrokiem Hazel i dosiadłam się do jej ławki. Przywitałam się cicho z Jacobem, który siedział za nami i zajęłam miejsce obok dziewczyny. Wyjęłam z plecaka książki i zeszyt, modląc się w duchu, żeby nauczycielka nic nie wspomniała o moim spóźnieniu.

-Założyliśmy się z Hazel o to czy dzisiaj znowu się spóźnisz.- szepnął Jacob za nami, ciągnąc delikatnie za końcówki moich włosów.- I ja założyłem, że dzisiaj zdarzy się jakiś cud i pierwszy raz przyjdziesz na czas.

-No to przegrałeś.- wyszeptałam, jednak chyba trochę głośniej, niż myślałam.

-Nie dosyć, że po raz kolejny spóźniona to jeszcze gada.- nauczycielka zwróciła się do mnie.

-Przepraszam.- wymamrotałam.

Jedyne co trzymało mnie teraz przy życiu to świadomość tego, że już za niedługo zaczną się dla wszystkich z nas wyczekujące wakacje. Już od dawna odliczam do nich z niecierpliwością, bo wreszcie będę mogła odpocząć od tej wysysającej z człowieka resztki życia nauki i szkoły. Nie będę musiała tak wcześnie wstawać i będę mogła robić wszystko na co mam tylko ochotę.

Przez praktycznie całą lekcję myślałam o wszystkim tylko nie o tej znienawidzonej chemii. Pisałam i bazgrałam po zeszycie różne wzroki i ślaczki, żeby zabić jakoś czas. Zauważyłam, ze Hazel robiła podobnie, i gdy po raz kolejny w ciągu tych 45 minut spojrzałam na zegarek, uśmiech wkradł się na moje wargi, ponieważ zauważyłam, ze zostało już tylko pięć minut do końca lekcji.

-Dobrze, to może jeszcze na dobry początek dnia sobie kogoś zapytamy.- powiedziała wyraźnie zadowolona pani Rose, odkładając na biurko swoją książkę, którą trzymała w ręce.

Wszyscy nagle zamilkli, przez co w klasie nie było słychać niczego poza naszymi oddechami. Wszyscy spojrzeli w dół na ławki, żeby tylko nie spotkać się z jej wzrokiem. Czułam w powietrzu unoszący się stres, więc wiedziałam, że to nie skończy się dobrze. Z moim szczęściem napewno mnie zapyta, przez to, że się spóźniłam, więc założyłam kaptur od mojej czarnej bluzy na głowę, rozsiadłam się wygodniej na krześle i również spojrzałam w dół na ławkę.

-Mój pies ma urodziny 25 listopada, ale z racji tego, że dzisiaj jest kolejny dzień miesiąca to pójdziemy od końca listy.- podeszła do dziennika.- A numerek 26 ma Jacob.- oznajmiła, więc ja odetchnęłam z ulgą, ale odwróciłam się w stronę Jacoba. Chłopak przeklnął pod nosem i uderzył kilka razy głową o ławkę. Było mi go szkoda, bo może ja dzisiaj nie miałam pecha, ale naprawdę współczuje Jacobowi, że musi przez to przechodzić.

-Dobrze, w takim razie powiedz nam do produkcji czego hodowane są bakterie Ralstonia metallidurans?

-Jak sama nazwa wskazuje do produkcji metali.- rzucił, przez co nauczycielka uderzyła się z otwartej dłoni w czoło.

-W takim razie pała.- powiedziała idealnie w momencie, w którym zadzwonił dzwonek kończący lekcje.

Zdjęłam kaptur bluzy z głowy i wsadziłam z powrotem moje rzeczy do plecaka. Wstałam z miejsca i czekałam na Hazel i Jacoba jak się spakują. Po chwili we trójkę wyszliśmy z sali i zaczęliśmy kierować się w kierunku naszych szafek.

Hateful LoveWhere stories live. Discover now