34

1.6K 76 12
                                    

- Nic mu nie będzie, prawda? - wszystko działo się za szybko, nagłe duszności, próba pomocy, rażące moje oczy światła karetki, strach, łzy.

Lekarze odpychali mnie od niego, podczas gdy starałam dowiedzieć się jak najwięcej, ale nikt mi nic nie mówił. Siedzieli cicho, zajmując się moim ukochanym. Usiadłam na krześle przed jedną z sali dla vipów. Ocierałam mokre policzki, po których co chwila spływały łzy. Byłam przerażona, błagałam kogoś w myślach by wszystko było dobrze. Musiało być.

Moja noga nerwowo podskakiwała, gdy siedziałam na krześle przed salą. Sekundy, zmieniały się w minuty, minuty w godziny, godziny w dni, to było jak niekończącą się pułapka czasu, z której nie mogłam się wydostać. Co chwila ktoś wchodził, lub wychodził biegnąc po coś. Ten korytarz ozdobiony w bogate, kremowe drewno, przepełniony był dźwiękiem pikania wszelkich maszyn, ale nadal było przerażająco cicho. Pielęgniarki w różnych kolorach ubrań, co jakiś czas pojawiały się i znikały. Byłam tutaj tak naprawdę sama ze swoimi bijącymi się myślami. Moje oczy piekły, a usta był przesuszone, gdyż pod zębami czułam każdy wystający naskórek.

Nienawidziłam szpitali, po sytuacji z przed laty, to miejsce wydawało się być moim więzieniem, z którego nie mogłam się wydostać. Wszystko było tutaj przytłaczające. Przygaszono żółte światła jarzeniówek w od dziale VIP, wydawały się moim jedynym ukojeniem, tak samo jak duży obraz, przedstawiający krajobraz. Była to piękna dolina, z wodospadem, oraz domek przy nim. Ten widok dawał mi ukojenie.

Gdy byłam na zwykłym oddziale, moją największą zmorą były białe ściany, które zmieniały to miejsce o sto osiemdziesiąt stopni, zamiast szpitala widziałam w tym zamknięty oddział i jedyne co stamtąd najlepiej wspominałam to moje nocne rozmowy z Yujin, która w tamtym okresie kurowała się po operacji wyrostka, oraz ogród.

- Co z nim!? - ktoś zaczął krzyczeć, wyrywając mnie z zamyślenia. Jakaś kobieta. Po chwili na korytarzu zjawiło się małżeństwo przed pięćdziesiątką. Kobieta była przerażona, a lekko siwy mężczyzna zdawał się tym w ogóle nie przejmować. Kobieta podbiegła do pielęgniarki, która dopiero co wyszła z sali - Co z moim synem? Jestem jego matką.

- Przykro mi, ale niestety nie wiem. Nie zajmuje się tamtym pacjentem, proszę spytać kogoś innego - powiedziała, kierując się w stronę innej sali. Czyli wiedziała tyle co ja. Niska, ale zgrabna czarnowłosa kobieta, Przeczesała swoje włosy ręką, bojąc się o własnego syna. Czyli to była pani Park.

- Pani Kim - spojrzałam na mężczyznę. Jego wzrok był lodowaty. Cholera, to jego ojciec. Przełknęłam głośniej i skinęłam niewidocznie głową - Wie pani co się stało? - spytał, a matka starszego od razu spojrzała na mnie siadając obok.

- Ja.. - Nie byłam w stanie nic powiedzieć, w głowie miałam tylko moment gdy ścisnął mocniej moje ramię, gdy walczył o oddech, gdy dzwoniłam roztrzęsiona po karetkę, próbując mu pomóc. To było dla mnie za dużo - Nie wiem.. nie pamiętam - powiedziałam, gdyż wszystko było jak przez mgłę - Mm.. Kilka dni temu wrócił do domu cały przemoczony, po czym się rozchorował. Obudził mnie, bo nie mógł złapać oddechu... potem, zadzwoniłam na karetkę.. albo go zawiozłam.. nie pamiętam, nie pamiętam, nie pamiętam - złapałam się za włosy, próbując sobie przypomnieć.

- Och, mój kochany synek - kobieta odetchnęła z żalem, ale to ja panikowałam najbardziej - Ale co ty tam robiłaś o tej porze, kochanie?

- Mieszkam z nim - powiedziałam cicho - Jimin bardzo mi pomógł, jestem w trakcie szukania mieszkania, pański syn jest dla mnie bardzo ważny - powiedziałam. Nie chciałam mówić, że jestem jego partnerką, najpierw chciałam ustalić to z Jiminem.

- Mini, ma bardzo wielkie serce, od zawsze o tym wiedziałam - powiedziała, ocierając chusteczką łzy. Miał naprawdę wielkie serce - Bardzo Ci dziękuję, że mu pomogłaś, nie mogę sobie nawet wyobrazić tego co mógł czuć - pociągnęła nosem - Sohee, będzie załamana - powiedziała. Jak przez mgłę słyszałam imię dziewczyny. Nie chciałam ingerować w to, może jego przyrodnia siostra? Bliska ciotka?

Rozmawiałam z kobietą, na różne tematy. Z Panem Parkiem nie zamieniłam ani słowa, od zawsze ten mężczyzna wydawał się mi nieprzyjazny, dlatego wolałam nie ryzykować.

Z pomieszczenia wyszedł doktor, który znacznie wcześniej szedł obok noszy, na których był Jimin. Małżeństwo od razu rzuciło się na niego z pytaniami, ale nie rozumiałam z tego nic. Byłam zbyt bardzo zestresowana, przerażona i załamana by kontaktować. Nie odpowiedział im nic tylko wyminął, mówiąc krótkie "przepraszam", po czym znalazł się przy mnie. Wstałam i spojrzałam na niego.

- Pani Kim Soyeon? - przytaknęłam, słysząc swoje nazwisko - Pani partner jest wycieńczony, dlatego na obecną chwilę śpi, zostanie na obserwacji jeszcze kilka dni, gdyż zapalenie płuc rozwinęło się dosyć mocno, a w tej sytuacji musimy reagować szybko. Proszę się już nie martwić, i być dobrej myśli - powiedział, a ja przytaknęłam, starając się nie uronić żadnej łzy.

- Dlaczego mówicie najpierw wszystko tej smarkuli, to my jesteśmy jego rodzicami! - żachnął się, jego ojciec, przez co trochę się skuliłam.

- Pan Park, podpisał zaświadczenie, że wszelkie informacje o jego stanie zdrowotnym w pierwszej kolejności mają być przekazane Kim Soyeon, a dopiero później wpisał swoich rodzicieli. Stosujemy się tylko do życzeń naszych pacjentów - ukłonił się, i zniknął za skrętem w lewy korytarz. Usiadłam zmartwiona na krześle.

Uniósłam wzrok na ojca Jimina który przybliżył się do mnie.

- Nie wiem co sobie wyobrażasz, dziewczyno ale mieszasz mojemu synowi w głowie, nie pozwolę by ktoś twojego pokroju jakkolwiek udzielał się w jego życiu - warknął. Otworzyłam usta ze zdziwienia. To było doprawdy żenujące, i niespodziewane. Nie wiedziałam dlaczego tak na mnie naskoczył.

- Przykro mi panie Park, że ma Pan o mnie takie przekonanie, ale może być pan pewny, że nie mące Jiminowi w głowie, może i nie jestem jakoś wybitnie bogata i ledwo wiązałam koniec z końcem, to teraz Jimin jest moim wsparciem, i jakiekolwiek próby zaburzania jego stylu życia, bądź toku myślenia, byłyby po prostu podłe. Jest mi naprawdę przykro, że ma Pan o mnie takie zdanie - wstałam, a ten parsknął kpiącym śmiechem. Podrapał się nerwowo po policzku i założył ręcę na piersi.

- Czyli chodzi Ci o pieniądze? - stwierdził, a szok jaki mnie ogarnął, podciął moje nogi.

- Jest Pan bezczelny! - podniosłam głos, a kobieta szybko do niego podeszła.

- Kochanie, nie kłóćcie się. Ta krucha dziewczyna, pomogła naszemu dziecku, powinieneś być jej wdzięczy, a nie wygarniać jej jakieś bzdury, to jakiś nonsens z twojej strony - powiedziała, chwytając za jego przedramię. Zdenerwowana obróciłam się na pięcie i podeszłam do jasnych, i dużych drzwi.

- Można? - spytałam pielęgniarki, która z przyjaznym uśmiechem przytaknęła, po czym wróciła do poprawiania kroplówki. Usiadłam przy łóżku, widząc bezradnego Jimina. Był blady, bledszy niż porcelana. Jego oddech był spokojny, wyglądał jak gdyby tylko spał. Na jego noasie spoczywała maska tlenowa, za pomocą której lepiej było mu oddychać.

- Z Panem Parkiem powinno być już lepiej, w razie czego proszę wcisnąć ten guzik - przyjemny i wysoki głos kobiety, sprawił że oderwałam się od własnych myśli. Przytaknęłam na jej słowa, odprowadzając ją wzrokiem. Spojrzałam na Jimina, chwytając jego dłoń w te swoje. Położyłam głowę na łóżku przyglądając się jego bladej cerze. Muskałam co chwila ustami jego dłoń, mając nadzieję, że to trochę pomoże.

- Tylko nie śpij za długo, słońce - powiedziałam cicho, przymykając oczy - Jutro mam egzamin na prawo jazdy, i powinnam sobie powtarzać, ale chce tutaj zostać z tobą - dodałam, lekko plącząc się we własnych słowach. Był środek nocy, dlatego miałam prawo być zmęczona.

𝐒𝐮𝐠𝐚𝐫 𝐃𝐚𝐝𝐝𝐲 | 𝐏𝐚𝐫𝐤 𝐉𝐢𝐦𝐢𝐧 Where stories live. Discover now