Rozdział 26

2.3K 98 3
                                    

Całą drogę byłem rozdarty, ale musiałem o to zapytać. Shopie jest moją przyjaciółką od najmłodszych lat. To ona pomagała mi po śmierci najbliższych. Miałem wtedy tylko ją i babcie.

Sala balowa wciąż pękała w szwach. Zaciągnąłem się mocniej powietrzem, ale było zbyt wiele zapachów, żebym mógł rozróżnić ten, który należy do Sophie. Nicolas kroczył za mną niczym cień, również rozglądając się na boki.

Musiała tutaj być. Wygrała wyścig, więc została gwiazdą tego wieczoru. Znałem ją bardzo dobrze. Lubiła być w centrum uwagi. Inni uważali to za irytujące, ale ja znałem prawdę. Uważała, że tylko wśród tłumu  coś znaczy, ale w zupełność się  myliła. Była świetną podwładną, jako jedna z niewielu kobiet należała do wilków, które służą w ochronie. Swoim sprytem i ambicją  nie dorównywała prawie nikomu w stadzie. Więc dlaczego?

Róża na ziemi to jeszcze nie jest dowód. Starałem się przekonać, gdy przeciskałem się przez tłum, ale w sercu czułem, że coś było na rzeczy. Może ją uwiódł? Zrobiła to z miłości do niego? Szczerze mówiąc, byłbym w stanie zaakceptować tę wymówkę. Sam wiedziałem ile jest się w stanie dla niej poświęcić.

— Stoi przy barze — rzucił do mnie Nicolas.

Rzeczywiście tak było. Z szerokim uśmiechem opowiadała coś jakiejś starszej pani.

Szybko do niej podszedłem, ale nie wiedziałem, co powiedzieć. Nie mogłem jej przecież oskarżyć przy wszystkich. Zwłaszcza, że nie miałem mocnych dowodów.

— Xavier! — klasnęła dłonie,  gdy tylko mnie zobaczyła. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. — Nasz taniec był genialny. Wszyscy tylko mówią, jak pięknie razem wyglądaliśmy. Wyobrażasz sobie, że niektórzy nawet pomyśleli, że to ja jestem twoją Luną? Zabawne. Właśnie tłumaczyłam Nicole...

— Możemy porozmawiać na osobności?  — w jej oczach pojawił się jeszcze większy błysk. Wiedziałem, że była szczęśliwa i trochę głupio mi było psuć jej ten wieczór.

— Jasne, musimy omówić parę spraw. Zaraz wracam — powiedziała do Nicole, która pokiwała głową w zrozumieniu.

Wyszedłem z Shopie na dwór. Była ciemną noc, ale duże okna z sali balowej dawały przytłumione światło. Do tego blask księżyca.

Shopie popatrzyła prosto na mnie.

— O co chciałeś mnie zapytać?

Przymknąłem na chwilę powieki i westchnąłem ciężko.

— Shopie jesteś moją przyjaciółką i taka myśl w ogólne nie powinna przyjść mi do głowy, ale... — z każdym moim słowem uśmiech na jej twarzy się poszerzał. Sięgnąłem do kieszeni. Dziewczyna położyła dłoń na obojczyku. Westchnąłem ciężko. — Czy to ty uwolniłaś Sebastiana, lub Devon, nieważne jak się nazywa, z więzienia? — uśmiech zniknął z jeh  twarzy z podmuchem wiatru. Popatrzyła na mnie w szoku.

— Znalazłem to na korytarzu — pokazałem róże, taką samą jak te, które zdobią dół jej sukienki.

Shopie otworzyła usta i  je zamknęła. Przez chwilę nic nie mówiła. Jakby powietrze zatkało jej gardło. Popatrzyła na mnie. Oczy przepełniała jej złość.

— Dlaczego wszystko pasujesz?! — krzyknęła i walnęła mnie pięścią w ramię. — Dlaczego dałeś mi tę złudną nadzieję? Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to tak! zrobiłam to! Zrobiłam to dla nas. Chciałam, żeby było jak dawniej, kiedy jej nie było, gdy byliśmy jednością.

Patrzyłem na nią, nie rozumiejąc. My? jednością?

— Dlaczego? — pytanie zostało wypowiedziane bezwiednie.

𝚆𝚘𝚕𝚏 𝙱𝚕𝚘𝚘𝚍 - ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now