Rozdział 6

8.6K 374 31
                                    


Xavier.

Poczułem, jak wściekłość ogarnia moje ciało i przejmuje nad nim kontrolę. Wydałem z siebie ogłuszający ryk, już po chwili byli przy mnie członkowie stada zaalarmowani moim zachowaniem. Miałem ochotę rozszarpać całe pomieszczenie.

— Macie ją znaleźć! — krzyknąłem, łapiąc niebieski wazon i rzucając nim o ścianę. Moja cierpliwość się skończyła. Dosyć zabawy w kotka i myszkę Charlotte.

-Powinniśmy rozwalić te drzwi pazurami.-

Od razu przemieniłem się w wilka. Pchany adrenaliną, rozpędziłem się i wyleciałem prosto przez okno. Odłamki szkła zostały w mojej sierść, ale nie przejmowałem się tym. W takim momencie, każdy skrót był na wagę złota.

Popędziłem w stronę lasu, za mną stado. Wiedziałem, że mieli problem, ponieważ mało z nich czuło zapach Charlie, a jeszcze mniej widziało ją w postaci wilka. Oba te aspekty starałem się im opisać w myślach, jak najdokładniej nie przerywając biegu.

Narzuciłem sobie mordercze tempo. Moja mate musiała zacierać ślady, jeżeli nigdzie nie wyczuwałem jej zapachu. Przyznaję, że była w tym całkiem dobra, ale niestety trafiła na jeszcze lepszego przeciwnika.

Charlie.

Zajście po ścianie, okazało się prostsze niż myślałam. Trochę szczypały mnie ręce. Gdy tylko moje stopy dotknęły ziemi, ruszyłam w stronę lasu.

Piętnaście minut od mojej ucieczki słyszałam już wilki. Na usta pchało mi się przekleństwo. Xavier szybko się zorientował, że mnie nie ma.

Nie miałam, bladego pojęcia dokąd biegnę, ale wiedziałam jedno, muszę ich jakoś zgubić. Pędziłam przed siebie, nawet się nie oglądają. Ani jednej chwili przerwy.

Miałam dwa problemy. Z powodu pośpiechu, nie miałam czasu zacierać dokładnie śladów. Drugim moim problemem była krwawiąca rana na boku, która wcale nie ułatwiała mi biegu.

Po godzinie musiałam chwilę odpocząć pod drzewem, jeśli nie chciałam zemdleć. Rozejrzałam się nerwowo dookoła, nasłuchując, ale moje uszy dobiegł tylko szum wiatru i szeleszczących pod jego dotykiem liści. Byłam wykończona. Pomimo tego, że niedawno spałam, oczy same mi się kleiły.

Sytuacji nie poprawiała Liz, która warczała na mnie w środku, przez to w mojej głowę roznosił się dźwięk, jakby ktoś kosił trawę. Była zła, że zostawiałam Xaviera.

Skrzywiłam się z powodu jej tortur. Na mojej twarzy ukazał się grymas.

Zamknij się!

Krzyknęłam w myślach na nią. Na całe szczęście posłuchała. Przysięgam, że gdybym nie to, że jest częścią mnie, zagryzłabym ją.

Moje ciało chciało się zregenerować, nie było przyzwyczajone do chodzenia z ranami przez tak długi okres czasu. U wilkołaków na ogół, znikały one po kilku godzinach. Sama byłam zdziwiona, że tak długo ją mam, ale jak na razie nie miałam czasu się nad tym głowić. Ignorując ból, ruszyłam dalej.

Dwie godziny później, moja wilcza postać zaczęła się buntować. Chciała zmienić się w człowieka. Przewidziałam to, więc wyciągnęłam z pyska koszulkę oraz spodnie i przemieniłam się, po czym ostrożnie się ubrałam. Cicho zasyczałam, gdy zakładałam bluzkę. Ciężko było mi to robić z otwartym bokiem. Usiadłam na zimnej trawie, uciskając skaleczenie.

Czułam się okropnie, miałam ochotę zwymiotować, a zimny pot pokrywał moją skórę. Z ust wydobywał się biały obłok pary mojego oddechu. Bok miałam cały w czerwonym płynie. Nie podobało mi się to. Można było łatwo zostawić DNA, a wtedy znalezienie mnie będzie dziecinnie proste.

Rozejrzałam się dookoła. Tutaj otaczały mnie świerki, a nie las mieszany jak u wielkiego Alfy. Prawdopodobnie, nie jestem już na terenie srebrnej watahy.

Przyjęłam to z ulgą, ale też ze strachem. Wiele watah bez zastanowienia zabija wilkołaki, które bez pozwolenia weszły na ich teren. Dlatego musiałam być ostrożna.

W głowie zaświeciła mi się czerwona lampka, gdy usłyszałam szelest liści. Ledwie udało mi się złapać za grubą gałąź. Przytomność zawdzięczam jedynie adrenalinie płonącej w moich żyłach. Atak nadszedł od tyłu.

Poczułam, jak ciężkie cało rzuca się na mnie, mimo to udało mi się utrzymać równowagę. Zaczęło mnie dusić. Szybko wbiłam tej osobie jeden koniec kija w brzuch. Usłyszałam zduszony jęk. Wykorzystałam okazję i wyrwałam się z jego uścisku, przewalając osobę na ziemię. Moim oprawcą był jakiś blond włosy wilkołak. Posiadał szare tęczówki. Twarz miał pulchną Wydawał się osobą mniej więcej w moim wieku, czyli dwudziestu lat. Po zapachu poznałam, że nie należał do stada Xaviera. Był wysoki i umięśniony, ale nie umiał korzystać ze swoich atutów. Gdyby nie rana w boku myślę, załatwiłabym go szybko.

Nie zwlekając choćby chwili, usiadłam na nim okrakiem. Mocno przyłożyłam mu w szczękę, następnie w nos, a potem w oko. Krzyknęłam, kiedy niespodziewanie on z całej siły przywalił mi w brzuch. Dokładnie w zraniony bok.

Mimowolnie złapałam się za brzuch. Przed oczami zobaczyłam biel. Szumiało mi w uszach. Myślałam, że się porzygam. Kiedy wróciłam do rzeczywistości, moje ręce były wykręcone do tyłu, mocno trzymane w jedynej ręce napastnika. Ledwie stałam na nogach, które trzęsły mi się od wysiłku.

Na swoich plecach czułam, unoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Było mi bardzo niezręcznie z powodu tego kontaktu. Próbowałem się wyrwać, ale trzymał mnie jak w imadle.

— Co my tutaj mamy? — rzekł przebiegłym głosem, który mówił „to ja jestem zwycięzcą".

Pociągnął za rękaw mojej bluzki tak, że odsłaniała oznaczenie. Przez chwilę zabrakło mi języka w buzi.

— Dziewczyna z ze srebrnej watahy.

Popatrzył na znamię. Pochylił się nade mną i nosem zaciągnął się przy oznaczeniu, drażniąc moją skórę. Groźnie zawarczałam na tę bliskość, a oznaczenie zaczęło piekielnie boleć. Był to wrażenie, jakby ktoś palił moją skórę. Reagowało tak na innego samca. Cicho zasyczałam.

— Do tego mate Alfy. Widzę, że dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień — rzucił z przekąsem.

Przełknęłam ślinę, analizując sytuację. Niestety nie wyglądała, ona zbyt ciekawe.

~ Gratulacje Charlie, jak zwykle wpędziłaś na w kłopoty ~.

Krzyknęła na mnie Liz, a ona zwykle musiała, wypominać moje błędy. Zacisnęłam szczękę.

Zaraz coś wymyślę. Odpowiedziałam jej.

— Szczerze wątpię — w tym momencie po lesie rozniósł się, wypruty z emocji głos Xaviera.

***

Chcę sprawdzić, czy ktokolwiek, to czyta, więc następny wstawię od razu po dwóch komentarzach.  

Miłej nocy. 
Jeżeli ktoś zauważy błąd, to proszę pisać ❤

𝚆𝚘𝚕𝚏 𝙱𝚕𝚘𝚘𝚍 - ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now