Rozdział 7

8.7K 373 46
                                    

Popatrzyłam na niego, rozszerzając oczy. Gwałtownie zaciągnęłam się powietrzem. Stał przed nami w stroju Adama. Bez skrępowania, eksponował swoje idealnie wyrzeźbione mięśnie, powoli unoszącą się i opadającą klatkę piersiową, opaloną skórą.

Zrobiło mi się ciepło na jego widok, a znamię zaczęło swędzieć. Liz radośnie zawyła wewnątrz mnie, delektując się sceną, na chwilę zapominając, w jakiej sytuacji się aktualnie znajdujemy.

Przecież to nie jest czas i miejsce na takie rozmyślania!

— Jest i nasz Alfa. Dawno się widzieliśmy Xavier, co tam u ciebie? Czyżby los się do ciebie uśmiechnął i zesłał piękną mate? — odpowiedział szyderczo, mężczyzna za mną.

Alfa cisnął lodowate spojrzenie w stronę intruza. Podszedł do nas bliżej.

— Nie przypominam sobie, żebyśmy byli przyjaciółmi. Puść dziewczynę, a może tylko trochę cię połamię — zauważyłam, jak zacisnął dłonie w pięść, mimo to nie tracił rezonu. Nie trzeba detektywa, aby spostrzec, że był wrogo nastawiony do blondyna.

Mężczyzna nadal krępował mi ręce, a przez ranę w boku, trzęsły mi się kolana. Czułam, jak po plecach płynie mi stróżka potu. Zacisnęłam zęby. Tylko teraz nie zemdlej! Resztki sił, jakie mi zostały, przeznaczyłam w utrzymanie świadomości.

Blondyn roześmiał się.

— Chyba nie dostrzegasz swojego położenia? Nie możesz mi nic zrobić, dopóki trzymam twój cenny skarb w ramionach. Chyba nie chcesz jej stracić? To ja tutaj stawiam warunki — powiedział, gwałtownie sztywniejąc i wyciągając z kieszeni nóż. Po chwili miałam go już przy gardle.

~ Świetnie Charlie. ~

Liz jak zwykle nie potrafiła zauważyć, w którym momencie powinna siedzieć cicho.

Xavier zawarczał, patrząc na obraz mnie z nożem przy szyi. Widziałam w jego oczach, panikę, starał się ją zatuszować, ale jego przerażenie było namacalne. Aż tak bardzo bał się moje życie?

— Czego chcesz?

Przełknęłam ślinę. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie bałam. Ledwie trzymałam się na nogach, jeślibym teraz upadła, nóż przeciąłbym mi gardło.

~ Zabijesz nas obie idiotko. ~

— Twoja mate za Laurenta.

Xavier szybko wrócił do swojej opanowanej podstawy. Patrzył na mężczyznę z czystą furią.

Przez chwilę panowała potworna cisza, przesycona moim historycznym oddechem. Alfa zastanawiał się. Nie wiem, kim jest Laurent, ale raczej miała coś na sumieniu. Zabieg zeskanował mnie wzrokiem, od góry do dołu zatrzymując się dłużej na ranie, gdzie koszulka zrobiła się już mocno czerwona. Cholera nie wyglądało to najlepiej.

— Zgadzam się, ale nie myśl sobie, że to koniec — powiedział cicho, przymykając na chwilę oczy. — Oddaj mi ją — podszedł do nas, szeroko rozkładając ramiona.

Wilkołak za mną warknął.

— Najpierw go wypuść, dopiero potem ci ją oddam!

— Nie ufam ci, oddaj mi ją! — Xavier krzyknął głosem Alfy, jego ton przesycony był desperacją.

Mężczyzna za mną zatrząsł się, ale nic poza tym. Głos Alfy miał przywoływać wilkołaki do porządku, ale wydać ten za mną, nie respektował silniejszego od siebie samca. Beze mnie jako przedmiotu do targowania blondyn, nie miałby szans z Xavierem. Alfa rozszarpałby go na strzępy.

𝚆𝚘𝚕𝚏 𝙱𝚕𝚘𝚘𝚍 - ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now