Rozdział 28

2.1K 79 3
                                    

Charlie

Nie wiem, co się stało. Pogodziłam się z myślą, że nie zobaczę już tego świata. Ciemność ogarniała mnie. Moje ciało stało się zimne i sztywne. I czułam ją. Elizabeth, która mnie zabijała. Przegrałam walkę z nią. Przejęła kontrolę nad ciałem, odłączając się ode mnie. Duch mojego wilka. 

Jej emocje stały się moimi. Widziałam, że jest zagubiona, że kocha Malcolma. Mimo to wszystkie lata, które spędziłyśmy ze sobą. Miałam nadzieję, że nas do siebie zbliżyły. Myślałam, że coś dla niej znaczą. Że chociaż się zawaha.

Żegnajcie wszyscy, Michale, Hazel, Rebecca, Noah, Nicolas i ty Xavier. Mam nadzieję, że wiesz, że tak naprawdę cię kochałam. To była  ostatnia myśl, za nim ciemność mnie pochłonęła.

Najpierw usłyszałam dźwięk. Płaczu. Płaczu mojego mate. Serce, zaczęło mnie boleć.  Czy tak wygląda piekło? Później zobaczyłam nocne niebo. Powieki były okropnie ciężkie, ale w końcu udało mi się je podnieść. Pośrodku nieba jasny, świecący punkt działający, jak reflektor na mnie. Księżyc. Moje ciało skąpane było w jego blasku.

I znowu to usłyszałam płacz.

— Już nic na to nie poradzisz — mówił Nicholas. Pozwoli, odwróciłam głowę w stronę głosu. Do moich nozdrzy doszedł zapach leśnej ściółki. 

Zobaczyłam dwie postacie, klęczące na ziemi. W tym momencie księżyc posłał łunę światła, żeby mogła zobaczyć jego załamane oblicze. Ślad łez był dobrze widzialny pod światło. Był zgarbiony, jego ciało trzęsło się, twarz wykrzywiona była w rozpaczy. Nigdy go takiego nie widziałam, a trzeba przyznać, że w ranieniu go byłam mistrzem. 

— Xavier — nie wiem jakim cudem to wydusiłam, ale mój głos brzmiał okropnie, był suchy i słaby, cichy niczym mrówka, ale i tak  podział.

Mój mężczyzna spojrzał w moją stronę i na Boginie. Serce mi się krajało, patrząc na niego. 

— Char? — bardziej zapytał, niż stwierdził. 

Jego oczy badały, czy to na pewno ja powiedziałam, ale gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, wykrzyczał.

— Char! — podszedł o mnie z prędkością światła, zgarniając moje ciało w ramiona i tuląc do sobie. Nawet nie narzekałam, że sprawił mi ból, podnosząc mnie w tak szybki sposób, bo zaraz moje ciało zaatakowała euforia. Było mi tak dobrze. Tak ciepło obok niego.

Bolało mnie wszystko i nigdy nie była tak słaba. Więc tak się czują osoby bez wilczycy. Wtulił się we mnie jeszcze mocniej, a jego ręce trzęsły się od nadmiaru emocji. Położyłam swoje dłonie na niego. Zaciągnął się mocniej moim zapachem. Nie rozumiałam, skąd się tutaj wziął ani tego dlaczego płakał, ale starałam się go pocieszyć. Dopiero później zobaczyłam ciało Rebeccki leżące na ziemi. Od razu zrozumiałam, że nie żyje. Pomimo tego, że nie układało się pomiędzy nami, poczułam smutek. Był to ostatni żyjący członek rodziny Xaviera. 

  — Ci już dobrze — ledwie mogłam podnieść rękę, ale w końcu, złapałam go za policzek,  głaszcząc go po nim.

— Nigdy więcej tak nie rób — szepnął, wtulając się w moją dłoń. 

— Nie mam takiego zamiaru — patrzyłam, na jego brązowe oczy skąpane łzami. Moje serce zostało przebite gwoździami na ten widok. Już nie wiedziałam, czy płakał ze smutku, czy z ulgi, że żyje. Pewnie jedno i drugie. Jego usta napotkały moje. Zatraciliśmy się w języku zakochanych. Serce zaczęło mi walić mocniej, jakby to był nasz pierwszy pocałunek. Też odczułam ulgę, że pomimo braku Liz wciąż go kocham, wciąż na mnie działa. 

𝚆𝚘𝚕𝚏 𝙱𝚕𝚘𝚘𝚍 - ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now