Rozdział 29

2.1K 85 6
                                    


Nicolas.

Charlie poszła zobaczyć co z Xavierem, a ja podszedłem do Elizabeth. To co mnie zdziwiło to to, że była w ludzkiej postach. Piękna rozłożona pośród ściółki. Była naga. Biel jej skóry kontrastowała z czerwoną dookoła niej.

Leżała na brzuchu. Podszedłem do niej. Czułem, jak moje oczy zmieniają wizję, jak serce biję mocno, a w żyłach płynie adrenalina. Okryłem ją tym, czym miałem. Kiedy przypadkiem dotknąłem jej skóry, dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Szybko zatańczyły w nich drobinki złota. Ona też to czuła.

Wyglądała na młodszą ode mnie, chociaż wcale taka nie była. Jej ciemne włosy, zakrywały sporą część pleców, a brązowe oczy teraz wpatrywały się we mnie z ciekawością. 

Uklęknąłem obok jej głowy, biorąc ją na kolana. Wiedziałem, że nic nie dało się zrobić, że jej stan był zbyt poważny. To że była w ludzkiej postaci, znaczyło że zbliża się jej koniec, Jedyne co mogłem teraz, to uśmierzyć lekko jej ból. Oczy zaszły mi łzami. 

Obróciła się tak, żeby mogła na mnie patrzeć. Co pewnie tylko przysporzyło jej cierpienia, patrząc po tym, jak wykrzywiła twarz. Ale ucieszyłem się, bo też chciałem ją widzieć. Zapamiętać nią i cieszyć się tą chwilą tak długo jak mogłem, a miałem mało czasu. 

Starałem się nie patrzeć na rozległe rany pokrywające jej ciało. Skupiłem się tylko na jej brązowych tęczówkach, najpiękniejsze, jakie było dane mi poznać. Głaskałem jej włosy spokojnym ruchem i tak patrzyliśmy na siebie oceniająca. A tym spojrzeniu kryło się więcej, niż tysiąc słów.

— Nie musisz już walczyć — szepnąłem do niej, a gorzkie łzy spłowiały mi po policzku. Ona też zaczęła płakać. — Cii wszystko będzie dobrze — przez cały czas głaskałem ją po głowie. Musiałem być dla niej silny. — Możesz iść spać, byłaś bardzo dzielna — kobieta powoli mrużyła powieki.

Mój wilki z jednej strony się cieszył z drugiej, rozrywał mi serce na strzępy. Bo znalazłem swoją mate. Od zawsze to czułem. Czułem, gdy Charlie była w postaci wilka, że coś mnie do niej ciągnie, ale wmawiałem sobie, że tylko sobie to wyobrażam. Bo wydawało mi się to niemożliwe, tak samo jak ta cała historia z klątwą. Teraz wszystko się wyjaśniło.  W końcu udało mi się znaleźć tego kogoś. Te jedną iskierkę na ziemi. Moją mate. Elizabeth Thorn. 

Kobieta przymknęła powieki. Parę chwil później, jej klatka piersiowa przestała się unosić i a mnie, niczym uderzenie pioruna, przeszył przerażający ból. Żadna rana nie równała się z tym co przeżywałem teraz. Ale nie mogłem krzyczeć. 

Popatrzyłam w górę polany, gdzie Charlie przytulała Xaviera. Wiedziałem, że ona się załamie. Już była załamana, że odebrała Xavierowi, Rebbekę. Nie mogłem jej obtaczać kolejnym smutkiem. Wiem, że w życiu by sobie nie wybaczyła, gdyby dowiedziała się, że Elizabeth była moją mate, której tak usilnie szukałem. 

Poza tym sam ponoszę za to winne. Przecież mówiłem, że nie wierzę w te brednie o klątwie i ją przekonywałem do tego samego. A teraz proszę, wilczyca wewnątrz niej okazała się moja mate. 

— Żałuję, że nie miałem okazji cię poznać — szepnąłem do niej i ostrożnie zgarnąłem jej zwłoki, uważając, żeby żaden, fragment jej ciała nie został odkryty. 

Charlie i Xavier widząc, że do nich podchodzę, podnieśli się na równe nogi. 
Przyjaciółka podeszła do zwłok Elizabeth. 

— Była piękną kobietą i dobrą towarzyską. Dziękuję ci za to co zrobiłaś — powiedziała, dotykając jej twarzy. 

Coś zakuło mnie w piersi, ale szybko powstrzymałem emocje. Xavier poszedł po ciało Rebbeki i wspólnie, ruszyliśmy w drogę. O nią też się obwiniałem. Gdyby nie ja może i by żyła z drugiej strony podejmowała świadomą decyzję. Miałem przeczucie, że wolała taka śmierć z honorem, jako bohaterka, niż nie obudzić się pewnego dnia w chacie na odludziu. 

𝚆𝚘𝚕𝚏 𝙱𝚕𝚘𝚘𝚍 - ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now