Rozdział 4

9.3K 382 41
                                    

Przewróciłam się na bok, który promieniuje bólem. Czułam, jak rozsadza mi żebra.

Mój umysł powoli wybudzał się z jawy. Zaciągnęłam się mocno powietrzem i domyślam się, że coś jest nie tak. Zmarszczyłam brwi. Tu nie pachniało jak u mnie w pokoju. Ten zapach były piękny, odurzający, uzależniający, ale nie mój.

Otworzyłam szerzej oczy. Pokój, w którym się znajdowałam, w niczym nie przypominał mojego. Był o wiele większy. Ściany w odcieniu bieli, orzechowe meble i nowoczesny design.

Co ja tutaj robię? Jeszcze bardziej zastanawia mnie, kto trzyma ręce na mojej tali. Może to pokój Noah? Czyżbym tak się schlała wczoraj, że nie pamiętam kiedy skończyłam w jego łóżku? Ale on nigdy mnie nie przytulał. Było mi dziwnie przyjemnie w ramionach tej osoby. Próbowałam się obrócić, aby zobaczyć osobnika, ale przez to, że byłam do niego mocno przyciśnięta, było to niemal niewykonalne.

Zerknęłam na jego twarz i zamarłam. To na pewno nie jest Noah! Ze mną leżał jakiś obcy, co z tego, że nieziemsko przystojny facet. Pod jedną kołdrą!

Jakiś cudem udało mi się podnieść do pozycji siedzącej, odpychając jego ciężką rękę. Zaraz tornado obrazów z wczorajszej nocy uderzyły we mnie.

~ To nasz mate! ~

Usłyszałam w głowie uradowany głos Liz. Jakoś nie byłam w stanie podzielać jej entuzjazmu. Ukryłam twarz w dłoniach, zastanawiając się, czy niebo może przestać walić mi się na głowę? Nie pragnę od życia wiele, a w zupełności nie potrzebuje mate!

Zalała mnie panika, sprawiając, że moje całe ciało drżało. Nic mnie tak nie przerażało, jak obecna sytuacja. Boże Charlotte przestań się mazać!

Postanowiłam ogarnąć się i skorzystać z tego, że mężczyzna aktualnie się nie obudził. Może pomyśli, że po prostu mu się przyśniłam?

Bezszelestnie odgarniam kołdrę, ale kiedy wstałam na równe nogi, zakręciło mi się w głowie, a ból w żebrach stał się nie do wytrzymania. Próbowałam złapać się czegoś, żeby nie upaść, ale za wolno zareagowałam, zanim z hukiem spadłam tyłkiem na podłogę. Jęknęłam cicho.

Moje serce zabiło dwa razy mocniej, kiedy zdezorientowana sylwetka bruneta podniosła się do pionu. Sytuacji nie poprawiał fakt, że miałam na sobie tylko koszulkę. Nie swoją pragnę zaznaczyć. Czy on mnie przebrał?!

— Chryste, nic ci nie jest? — chłopak w okamgnieniu pojawił się przy mnie. Wziął na ręce, sadzając z powrotem na łóżku.

Poczułam przyjemne ciepło, na kontakt jego rąk z moim ciałem. Zacisnęłam zęby.

— Nie powinnaś jeszcze wstawać, twoja ranna jest dość głęboka...

— Kim jesteś? — przerwałam mu, zachrypniętym głosem. Byłam oszołomiona i liczyłam, że może brunet nie potwierdzi moich obaw. Może to przypadkowy gość ze stolicy, z którym przespałam się zeszłej nocy?

Mężczyzna uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę, której z powodu szoku nie wyrwałam. Najświętsza Bogini błagam, powiedz, że wspomnienia z wczoraj to tylko koszmar. Modliłam się w duchu.

— Xavier, jestem twoim mate — wpatrywałam się w jego oczy, w których tańczyło szczęście. Gdy skończył mówić, mój świat się zapadł. Dosłownie spadł z klifu w bezdenną przepaść. W głowie mi się zakręciło, a w uszach zaszumiało. Wiedziałam, ze nie powinnam modlić się do bogini, tylko wtedy kiedy coś od niej chcę! Zacisnęłam usta.

Nie powiem, że tego nie przeczuwałam, był tylko jeden problem. Ja nie mogę mieć mate.

Gwałtownie wyrwałam ręce z jego uścisku.

𝚆𝚘𝚕𝚏 𝙱𝚕𝚘𝚘𝚍 - ZAKOŃCZONE Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon