~ 16 ~

35 2 1
                                    

Obudziłam się w gabinecie Szwajcarii. Czułam okropny ból wszędzie
- Szwajcaria? Gdzie jest - Nie dokończyłam przez ból
- Spokojnie wszyscy żyją, są poprostu wyczerpani i poranieni -
- A ipr? - wyszeptałam żeby nie marnować zbytnio sił. Chłopak tylko wbił wzrok w podłogę i posmutniał
- Szwajcaria? -
- Niestety nie zdążyli go uratować i - urwał w połowie zdania patrząc na mnie
- UK go przetrzymuje, ale nie martw się odbijemy go -
- Chce iść do nich, chce do Niemiec -
- Dobrze usiądź - posłusznie usiadłam. Szwajcaria wziął mnie na "pannę młodą" i zaprowadził do wielkiej sali. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Szwajcaria   otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Pierwsze co zobaczyłam to Ir siedzącego przy Prusach. Było mi strasznie wstyd, że nie ocaliłam Ipr. Zaczęłam szukać Niemca i Felicji. Gdzie oni są
- KATRIN - rozejrzałam się i zobaczyłam Elizabeth machającą w moją stronę. Nie zwracając uwagi na ból podbiegłam do niej. Odrazu ją przytuliłam i pogłaskałam ją po główce
- Myślałam że nie żyjecie, że coś wam się stało -
- Nie martw się, wszystko jest w porządku -
- Nic nie jest w porządku. Zawiodłam Prusy - stwierdziłam i popatrzyłam na ptaszyne, która cierpiała, że straciła swojego potomka
- Nie przejmuj się nim, ma teraz trudny czas, ale przejdzie mu - uśmiechnęła się do mnie co odwzajemniłam. Poczułam że  ktoś złapał mnie za rękę
- Kochanie jak się czujesz? - spytałam dziewczyny. Miała głowę całą we krwi i pełno bandaży
- Wiesz bywało lepiej heh -
- Słonko przepraszam, przepraszam was wszystkie. Naraziłam was na śmierć -
- Słoneczko nie naraziłaś nas na śmierć. Nikt nie mógł tego przewidzieć. Nie obwiniaj się - powiedziała i ucałowała moją dłoń
- Pujde do Prus. Może mnie nie zabije - wyszeptałam ostatnie zdanie i ruszyłam w stronę ptaszyny
- P-Prusy j-ja -
- Nie mów nic -
- A-ale ja -
- Jesteś bezużyteczna, miałaś jedno zadanie -
- Przepraszam -
- Myślisz że dzięki przepraszam uratujemy mojego syna -
- Ocalę go obiecuję -
- Dlaczego ciebie nie zabrali, nikt by nie płakał - nic nie odpowiedziałam tylko wyszłam z sali. Szwajcaria szedł za mną bo słyszałam jego kroki
- Kati musisz odpoczywać -
- Odpocznę jak uratuje Ipr -
- MUSISZ ODPOCZĄĆ NIGDZIE NIE PUJDZIESZ - krzyknął i złapał mój nadgarstek
- Nie krzycz na mnie proszę - wyszeptałam załamana
- Dobrze kochanie, nie będę - przytulił mnie do siebie i pocałował w czółko
- Muszę go uratować - stwierdziłam i pobiegłam do mojego pokoju. Słyszałam tylko Szwajcariię krzyczącego coś, jednak  ja biegłam ile sił w nogach. Byłam bardzo zdeterminowana by ocalić Ipr

~ W pokoju ~

Szukałam po szafach i szufladach najpotrzebniejszych rzeczy, czyli najzwyklejszy pistolet, naboje do niego, nóż, trochę plastrów i bandaże. Wszystko wkładałam do plecaka
- Kati proszę zostań - usłyszałam od brata
- Nie -
- Katrin proszę, zostań, coś ci się stanie -
- Nic mi się nie stanie -
- Ale -
- Niemcy - podeszłam do niego i przytuliłam
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Nic mi się nie stanie, a nawet jeśli, to nigdy więcej nie pójdę na misje bez ciebie - uśmiechnęłam się do niego
- Nie martw się dam radę -
- Nie chce cię stracić - wyszeptał przytulając mnie mocniej
- Wiem Niemcy, ale nie możesz mnie ciągle trzymać zamkniętej. Jestem przecież częścią mafii. Chce pokazać wam na co mnie stać -
- Jestem z ciebie mega dumny. Pomimo wszystkiego co cię spotkało, nadal się nie poddajesz -
- To że robię to co robię, to nie znaczy że nie jestem silna - on się tylko uśmiechnął i spojrzał na mnie
- Jestem wielkim szczęściarzem że mam ciebie -
- Dzięki Niemcy -
- Czegoś ci brakuje, czy masz wszystko? -
- Mam wszystko - uśmiechnęłam się i podeszłam do łóżka, by wziąść plecak. Założyłam go i spojrzałam na szwaba
- Odprowadzisz mnie do wyjścia? -
- Oczywiście kwiatuszku - zaśmiał się i złapał mnie za rękę
- Boli cię nadal wszystko? -
- Cały czas. Jeszcze mam zawroty głowy - posmutniałam wiedząc że to w większości moja wina
- Ale hej ważne że żyje prawda? -
- Prawda - stwierdziłam. Po paru minutach staliśmy przed drzwiami
- Uważaj na siebie proszę -
- Będę ostrożna obiecuję - powiedziałam i przytuliłam go krótko. Pomachałam mu na pożegnanie i wyszłam zamykając drzwi. Pokażę im, że mogą na mnie liczyć.
Postanowiłam pójść parkiem, żeby uniknąć ludzi. Nie lubię być w dość mocno zatłoczonym tłumie osób. Niestety minus mojej drogi jest taki, że zawsze kiedy idę tym parkiem, mam wrażenie że ktoś idzie za mną, albo mnie obserwuje. Tak też było tym razem. Jednak nie mogłam o tym teraz myśleć. Muszę się skupić na mojej misji. Nie mogę ich zawieść
- No nie może być - usłyszałam metr za mną. Niepokoiło mnie, to że wiedziałam kogo to głos. Nie odwróciłam się, tylko szłam dalej
- Czyżby Katrin? - nie wytrzymałam i z ciekawości spojrzałam za siebie
- Nie - wyszeptałam wystraszona, jak i zła. Moim oczom ukazali się Zakon Krzyżacki i HRE. Nienawidziłam ich, przez nich chciałam zginąć
- CZEMU WY ŻYJECIE. POWINNIŚCIE ZDECHNĄĆ -
- Słoneczko powinnaś bardziej wbić miecz w nas~ -
- Cholera, ale dobra, chuj z wami. Jak chcecie to idziecie prosto cały czas i dojdziecie do willi Prusaka -
- A ty gdzie idziesz? -
- Nie wasza sprawa - odpowiedziałam krótko i poszłam dalej. Po prawie pół godzinie, doszłam na miejsce. Na początku obleciał mnie strach, jednak potem mocno się zdeterminowałam. Ruszyłam do wejścia budynku, które nie było wogule strzeżone. Jednak nigdy za dużo ostrożności. Metr przed wejściem, nie było nic widać. To niemożliwe, musi ktoś tu stać. Podeszłam do wielkich wrót wejściowych i spróbowałam je lekko uchylić. Ani drgnęły. Cholera
- Pst, tutaj - usłyszałam szept zza rogu
- No chodź - nic nie mówiąc, skierowałam się w stronę zakątka, z którego dochodził tajemniczy głos. Gdy tylko tam doszłam przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię
- Nic nie rób Kati, bo sama zrobisz sobie krzywdę -
- Mogę wiedzieć z kim mam przyjemność rozmawiać i skąd znasz moje imię - spytałam normalnym tonem głosu, nawet się nie ruszając. Poczułam że osoba ta, obraca mnie w swoją stronę. Gdy tylko to zrobił mogłam zobaczyć jego twarz. Odrazu wiedziałam że nie mógł być to człowiek. Miał on flagę w trzy pionowe pasy. Dwa z nich były czerwone, natomiast środkowy był biały. W oczy rzucił mi się także liść klonu. Mężczyzna był ubrany w czarną bluzę, dresy tego samego koloru, białe rękawiczki i szare adidasy. Na uszach miał kolczyki, a jego cała twarz była prawie w plastrach
- Miło mi poznać najsławniejszą u nas włamywaczkę - uśmiechnął się i pocałował moją dłoń
- Widzę żeście dobrze wychowani -
- Ależ oczywiście. Mój ojciec od początku uczył mnie szacunku do kobiet, zwłaszcza wyżej postawionych ode mnie - Twój ojciec, jest pod tym względem bardzo mądrym człowiekiem. Szkoda że mnie tak nie traktował -
- Nawet nie wiesz jak mi było ciebie szkoda. Czułem jakby to była moja wina, za to, co ojciec ci robił - poczułam żal do tego chłopaka. Złapałam za jego ręce i popatrzyłam mu prosto w oczy
- Nie obwiniaj się za coś, czego nawet nie zrobiłeś. Nie możesz brać winy twojego ojca na siebie. Nie jesteś niczemu winny em -
- Kanada -
- Wybacz, dawno się nie widzieliśmy -
- Nic nie szkodzi, poza tym, matko jak ty żeś wyrosła - zaśmiałam się cicho 
- Ty też wyrosłeś, ale nadal jesteś słodziakiem moim - chłopak tylko zaczerwienił się, przez to że niecodziennie słyszy takie rzeczy i uśmiechnął
- N-nie przesadzaj -
- Nie przesadzam, jesteś moim kochanym słodziakiem - zaśmiałam się i złapałam jego poliki
- Zamknij się, lepiej mów co cię tu sprowadza -
- Chyba wiesz kogo porwał twój brat Ameryka? - chłopak odrazu się zasmucił
- Wiem i jest mi strasznie głupio za niego - Kanada, nie obwiniaj się za to, co zrobili inni proszę cię -
- Dobrze Kati -
- A teraz wybacz ale muszę iść go uratować -
- Zaczekaj - mężczyzna złapał mnie za rękę
- Pomogę ci i razem stąd zwiejemy -
- Kan, tylko że ty nie masz dachu nad łbem -
- Nie martw się mną, dam sobie radę. Teraz chodźmy uratować Ipr

=================================

Słów: 1219

~ Antyczna mafioza ~Where stories live. Discover now