Rozdział 11

3.1K 85 11
                                    


POV Ria 

 Dzień po stoczeniu ciężkiej bitwy w klatce były prawdziwą katorgą. Cokolwiek mnie chroniło po wygranej karało za powierzoną siłę. Organizm walczył z ranami, a sam proces rekonwalescencji był potworny. Miewałam gorączki znaczącą odbierającę energię na dzienne funkcjonowanie. Przesypiałam większość doby leżąc na wznak. Każda inna pozycja przyprawiała o promieniujący ból i nagłe ataki mdłości. Nie byłam w stanie wykonywać pełnych zakresów ruchów. Obite piszczele od wymierzonych kopnięć. Spuchnięta stopa, a raczej sine, nabrzmiałe śródstopie. Rozwalone kostki, na których porobiły się strupy. To były konsekwencje jednego wieczoru, a dokładnie dziewięciu minut.

 Rankiem otwierając oczy, zapragnęłam je ponownie zamknąć. Najlepiej na stałe. Słysząc głośne hałasy pochodzące z kuchni, nie miałam wyjścia jak wstać i sprawdzić kto tak bestialsko naruszał spokojny poranek. Dźwignęłam się na łokciach, wypuszczając cierpiętnicze stęknięcie. Strzeliłam z karku oceniając stan w jakim się znajdowałam. Nie było najgorzej w porównaniu z poprzednim dniem. Zarzuciłam na ramiona bawełniany szlafrok. Jego miękka struktura przyjemnie pochłonęła odrętwiałe ciało, pozwalając wydłużyć wybudzenie ze snu.

 Podpierałam się o ściany odciążając utykającą kończynę. Potrzebowałam minimum pięciu dni by odzyskać pełną sprawność. Zanim wróciłam do siebie wykorzystywałam każdy sposób, który jakkolwiek ułatwiał funkcjonowanie.

 Przystanęłam w wejściu do kuchni. Oparłam się bokiem o framugę oglądając jak Nolan beztrosko walił drewnianą łyżką w patelnie. Nieźle się bawił uderzając w nią płynnymi ruchami. Twarz miał stężałą w geście irytacji, którą wkładał w uderzenia.

 Czmychnęłam mu pod nosem dopadając czajnika. Zalałam go wodą, nastawiając się na wypicie świeżej kawy. Zachowywałam się normalnie, nie wzbudzając zbędnych podejrzeń. To nie był pierwszy raz kiedy znikałam nocą, wracając rano w koszmarnym stanie. Nie raz były to połamane żebra, tak sina twarz, podbite oczy, że nic nie widziałam. Zadawał pytania, a ja dla jego bezpieczeństwa, wciskałam mu bajki o brutalnych sparingach. Odkąd zostaliśmy parą był świadkiem takiego widoku zaledwie kilka razy. Za następnym nie wydawał się zaskoczony, a zły. I mogłam przysiąść, że był wkurzony o coś innego, nie związanego z moim milczeniem.

 Wywróciłam oczami słysząc jak zamachnął się rzucając łyżką. Z hukiem wylądowała po drugiej stronie pomieszczenia. Wstał odkładając patelnie do szuflady. Nie odszedł zostawiając mnie samą. Zbliżył się stając naprzeciw. Wyprostowałam się, przyjmując obronną postawę. Patrzył na mnie wyczekująco, czekając aż to ja rozpocznę rozmowę. Nie uległam, w kontrataku unosząc brew. Siorbnęłam kawy, rozkoszując się jej aromatem, jednocześnie rozjuszając mężczyznę.

— Dlaczego nie jesteś gotowa?

 Zmierzył mnie, nie oszczędzając zniesmaczenia widząc piżamę, składającą się z przepranej koszulki i majtek.

 Zastanawiałam się o czym do mnie mówił. Nie mieliśmy żadnych planów. Szczególnie gdy nasze relację były chłodne. Powoli następował moment, w którym one zanikały. Widywaliśmy się porankami i wieczorami. Rzadko ze sobą rozmawialiśmy. Wszystko uległo zmianie, co głównie wynikło z jego strony.

— Gotowa na co? — zapytałam głupkowato. — Nie umawialiśmy się na nic.

— Twoi rodzice zaprosili nas na obiad. — poinformował pochłaniając chwilowe zamarcie.

— I mówisz to teraz! Co z tobą?! — zaatakowałam go, zdzierając triumfalny uśmiech wytworzony przez moje zaskoczenie.

— Chciałem ci o tym powiedzieć! Wyszłaś! Zniknęłaś, a w nocy wróciłaś w opłakanym stanie! Masz czelność się złościć. — prychnął wymierzając we mnie ostrzegawczo palec. — Gdzie byłaś?

Miejsce Tom 1 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz