Rozdział 16

3.3K 98 1
                                    


POV Ria

 W przerwie między treningami moją rutyną było zatapianie się w literach tworzących wspaniały tekst, pisanych przez ulubione autorki. Uwielbiałam zatapiać się w fabułach, odcinając się od bożego świata. W ten sposób odpoczywałam, nabierałam sił na kolejny trening, ale też zazdrościłam fikcyjnym bohaterkom zazwyczaj wspaniałego życia.

 Starałam się być realistką, dlatego gdy tylko nachodziły mnie takie myśli, przywoływałam się do porządku. Nie można było porównywać rzeczywistości do książek.

 Sama nie mogłam narzekać na nudę, pozbawioną adrenaliny egzystencję. Patrząc na moją przeszłość i co ważniejsze, na teraźniejszość, większość mogłaby pomyśleć, że były to wymysły. Zwykła fikcja.

 Mało kto przyjmował fakt, że część rzeczy pisana w powieściach, mogła mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ale miała. Nic nie brało się z przypadku, a sceptycznie podchodziłam do własnej kreacji karteli. Wątki mogły się powielać, większość autorów podchodziła do tego schematycznie. Wynikało to za sprawą słyszanych pogłosek, legend. A według mnie, każda legenda i plotka posiadała w sobie prawdę.

 Mafie, kartele, grupy przestępcze — to istniało. Tylko w różnych, nieoczywistych postaciach.

 Były nielegalne, niosły zagrożenie. Dlatego człowiek wolał wypierać takie informację, niż je przyjmować. Z natury szukamy najprostszych rozwiązań, nie wiążących się z możliwością utraty życia. Lecz świat nie jest zero jedynkowy.

 Część osób wręcz lgnęło do niebezpieczeństwa. Tacy uzależniają się od adrenaliny. Gdzie indziej można było ją znaleźć, jak nie w szemranych rejonach? Albo w kwiaciarni najsympatyczniejszej staruszki na osiedlu? Najciemniej pod latarnią.

 Byłam bohaterką własnej historii, która dla większości wydawała się niemożliwa do przeżycia. Nielegalne walki, pistolety, ludzie w czarnych garniturach, śmierć, pieniądze i honor. Bo przecież zawsze o niego chodziło.

 Nie miałam prawa być zazdrosna o perypetie książkowych postaci, przechodząc większy cyrk. Bo one były wykreowane, ja byłam prawdziwa.

 Powróciwszy do dalszego wtajemniczania się w fabułę, porzuciłam myśli przerywające czytanie. Krótkim paznokciem skreśliłam ślad na grubszym papierze, odszukując fragment, na którym przystanęłam. Nie zdołałam przeczytać pół strony, a usłyszałam głośne wołanie z recepcji.

 Odłożyłam na stoliczek książkę z kolorową, piękną okładką. Uniosłam się na łokciach, w następnej sekundzie przymykając mocno powieki. Opadłam na plecy, walcząc z zawrotami głowy. Szum w uszach zgrał się z szybkością wirujących mroczków.

 Ponowiłam próbę wstania, dla asekuracji przytrzymując się oparcia. Z wysiłkiem udało mi się stanąć na nogach. Odetchnęłam z ulgą, czując jak przestała mnie nawiedzać karuzela w czaszce.

 Przybierając neutralny wyraz, ukrywając to co miało miejsce przed chwilą, udałam się pod recepcję, skąd wołał Castiel. Wyprostowana jak struna, napięta w przygotowaniu na kolejny atak zawrotów, oparłam się o ścianę korytarza, patrząc na nerwowego nastolatka. Przeczesywał do tyłu blond kosmyki, zerkając niepewnie w stronę sali z matami.

— Co masz na sumieniu? — zapytałam.

 Wzdrygnął się, wypuszczając z ust soczyste bluźnierstwo. Poderwałam brwi, zaskoczona jego zachowaniem. Spojrzał na mnie swym szczenięcym wzrokiem, którego używał do przeprosin, albo gdy zrobił coś, czego nie powinien. Zaczęłam się martwić, widząc go w takim stanie. Dawno się tak nie zachowywał. Z ostatnich obserwacji i rozmowy z nim, wywnioskowałam, że w jego życiu pojawiła się pewna dziewczyna. Deklarował, że to nic poważnego, że dopiero co się bliżej poznali, ale nie chciałam wierzyć w tę bajeczkę. Swoje po świecie przeszłam, by domyślić się, że weszły w relacje uczucia.

Miejsce Tom 1 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz