Rozdział 25

278 8 14
                                    

Właśnie pędziłam na autobus i na mój szczęście zdążyłam, jednak przyznam że jestem taka podekscytowana tym że wracam do szkoły, że nawet jest to trochę dziwne. Przecisnęłam się przez tłum ludzi i stanęłam w jakimś bardziej dogodnym miejscu. Czułam się trochę dziwnie, bo już od bardzo dawna nie poruszałam się tym rodzajem komunikacji miejskiej. Zawsze albo przyjeżdżał po mnie James, albo zawoziła mnie mama dlatego też nie przyzwyczaiłam się jeszcze do takiego zbiorowiska.

Nie wiem jakim cudem udało mi się wyjść z autobusu i jeszcze większym cudem, zdążyć na lekcje. Weszłam do sali akurat gdy dzwonek zaczął dzwonić i zajęłam miejsce obok Avy, która gdy tylko przeszłam przez próg klasy zaczęła machać do mnie i szeroko się uśmiechać jakby był to co najmniej mój pierwszy dzień w szkole.

-No witamy, witamy.- Odezwał się pierwszy Tayler, który na chwilę przysiadł się do swojej dziewczyny, lecz gdy tylko zobaczył że nadchodzę zwolnił mi miejsce.
-Dzień dobry moi kochani, wiem że tęskniliście.- Zaśmiałam się i przybiłam żółwika z całą trójką.
-Żarty żartami, ale chyba uczyłaś się na sprawdzian z chemii?- Spytała siedząca obok mnie Ava, na co ja prychnęłam.
-Ja i chemia? To się w ogóle nie łączy. Oczywiście że się nie uczyłam, wczoraj w nocy dopiero zobaczyłam w terminarzu że cokolwiek jest wpisane.-
Wszyscy wokół wybuchnęli śmiechem, a po chwili sama do nich dołączyłam. Przerwał nam jednak nauczyciel, który oczywiście trzasnął drzwiami i natychmiast bez słowa rozdał każdemu uczniowi test.

Oczywiście nic by mi się nie udało napisać, gdyby nie Ava, która pozwoliła mi wszystko od niej ściągnąć. Zazwyczaj ja też jestem wyuczona na każdy temat i lekcję, jednak dziś to był naprawdę przypadek, więc tymbardziej jestem jej wdzięczna za pomoc.

Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę spakowałam się i już zmierzaliśmy do wyjścia, gdy nagle usłyszałam: -Panna Carter proszona do pokoju dyrektora.-
No to nieźle. Może chodzi o te wszystkie nieobecności i godziny, ale przecież mama mówiła że je usprawiedliwi co do jednej. Ruszyłam schodami na wyższe piętro, po czym spokojnym krokiem zmierzałam w stronę miejsca do którego mnie zawołano.

Jednak moją uwagę przykuło coś o wiele innego.

A raczej...ktoś inny.

James i Vanessa obściskiwali się wśród jego kolegów przy jednym z okien. Śmiali się, rozmawiali.

A potem jeszcze ten czuły całus z jego strony, w tym samym momencie poczułam jak coś trafia w moje serce. Nienawiść? Nie...to nie to. Złość? Nie. Zazdrość? W żadnym stopniu.

Zawód? Tak... to był w stu procentach zawód.

Podeszłam powoli próbując utrzymać równy oddech. Czułam jak łzy nieustannie napływają mi do oczu, no ale przecież nie będę płakać nad takim czymś. Może nie powinnam podchodzić. Za późno. Zauważyli mnie. Stanęłam naprzeciwko pary gołąbków i zaczęłam grać moją najbardziej pewną siebie i twardą osobę jaką tylko potrafiłam.

-No cześć James.-

Chłopak natychmiast odsunął się od dziewczyny, a jego maślane oczka już nie były tak czułe i spokojne jak parę sekund temu. Vanessa spojrzała się na niego z lekkim zawiedzeniem, a następnie na mnie już tym razem z małym uśmieszkiem i nutą pogardy.

-Emma? Już jesteś, jak dobrze. Naprawdę bardzo się martwiłem.- Odparł ciemnowłosy jednakże ja wyczułam jedynie od niego strachu kłamstwo.

-Czyżby? Widzę że bardzo dobrze się bawisz.- Mówiąc to uśmiechnęłam się  arogancko i swój wzrok skierowałam w stronę dziewczyny.

-Co? Nie, to nieprawda, skarbie. Właśnie o tobie rozmawialiśmy.-

-Ah tak? Fajnie że cokolwiek napisałeś lub zadzwoniłeś. To się nazywa wsparcie.- Poklepałam go sztucznie po barku i zaśmiałam.

Miłość na widokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz