Rozdział 10

470 13 6
                                    

Od tamtego meczu, złapałam z Jamesem o wiele lepszy kontakt. Częściej piszemy ze sobą i rozmawiamy. Nie sądziłam że może być taki czarujący i troskliwy. Obiecaliśmy sobie spotkanie, by uczcić zwycięstwo chłopaków i naszą oficjalną przyjaźń.
Co prawda nie wybraliśmy jeszcze konkretnego dnia, ale na pewno niedługo nadaży się idealna okazja.

Właśnie wysiadłam pod szkołą i kierowałam się w stronę budynku. Przy wejściu kręciło się wiele uczniów, więc ledwo przecisnęłam się przez tłum.

Szłam korytarzem i szukałam numeru swojej szafki. To dziwne że jeszcze nie zapamiętałam, gdzie ona jest. Gdy wreszcie ją ujrzałam, zobaczyłam że ktoś przy niej stoi.

James.

Podbiegłam do niego, a ten gdy tylko mnie zauważył, objął na przywitanie.
-Cześć mała.- Odezwał się.
-No hej, co tutaj robisz?- Spytałam z zaciekawieniem.
-Pomyślałem że spędzę z tobą tą przerwę.- Odparł i uśmiechnął się.

Siedzieliśmy chwilę na jednej z ławek, a potem poszliśmy się przejść. Fajnie nam się dyskutowało, no cóż.. dopóki nie zjawił się on.

Will i jego banda przeszli obok nas. Blondyn widząc nas razem wykorzystał sytuację i podstawił nogę Jamses'owi.
Gdyby w ostatnim momencie nie utrzymał równowagi, najprawdopodobniej leżałby teraz na ziemii.

Evans prychnął po czym razem z kolegami zaczął się śmiać. Co za dupek! Kim on myśli sobie że jest do cholery?
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, James ruszył w ich stronę i z całej siły przywalił Willowi z pięści. O nie.
-Jesteś aż taki zjebany że nie widzisz gdzie stawiasz nogi?- Syknął brunet w stronę chłopaka. Niebieskooki złapał Jamesa za kołnierz bluzy i przywarł go do ściany.

-Co się stało Scoot? Kolejna laska cię rzuciła, czy może nie masz z kim iść do łóżka?- Odpowiedział Will i uśmiechnął się zadziornie.

-O nie kurwa, przegiąłeś.- Mówiąc to znowu mu przywalił i po chwili obaj zaczęli się bić. Wystarczyła chwila, by zebrało się całe widowisko.

Oni się zaraz zatłuką na śmierć. Wepchnęłam się przez tłum gapiów weszłam pomiędzy chłopaków.

Bałam się, ręce zaczęły mi drżeć, ale nie mogłam dłużej stać bezczynnie. Mój przyjaciel miał wiele siniaków na twarzy, a Willowi mocno leciała krew z nosa. -Wyjdź Carter, to nie dotyczy ciebie.- Powiedział Evans i lekko odrzucił mnie w bok.

-Nie dotykaj jej kurwo.- Wysapał James i ponownie się na niego rzucił.

Całe szczęście akurat przechodziła Pani Lorenz. Wydarła się na ich dwójkę, a oni niechętnie odpuścili. Wszyscy uczniowie szybko się rozeszli. Nikt nie chciał mieć z tą oschłą babą do czynienia. -Scoot natychmiast idziesz ze mną do dyrektora, a ty Evans, dołączysz do niego, ale najpierw do pielęgniarki. Carter idź z Willem i dopilnuj żeby się przypadkiem nie zgubił po drodze.-

Cholera, dlaczego muszę iść akurat z nim? Niech sobie radzi sam. Dupek jeden.

Posłusznie ruszyłam się i razem z chłopakiem udałam się do pokoju poelęgniarki. Przez całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie ani razu.
Szliśmy szybkim krokiem, a gdy weszliśmy do środka, pani pielęgniarki nigdzie nie było. Żadna nowość. Nigdy jej nie ma, gdy jest najbardziej potrzebna.

Will już chciał sobie iść ale złapałam go za ramię i posadziłam na jednym z łóżek.

-Zostaw mnie.- Warknął.

Jak zwykle wszystko trzeba robić samemu. Wyciągnęłam z szuflady zimny kompres i przyłożyłam mu go delikatnie do twarzy. Zaczął się wiercić i przeklinać pod nosem.

Miłość na widokuDonde viven las historias. Descúbrelo ahora