Rozdział 41

170 10 5
                                    

Pov.Will

Minęło już parę dni od mojego pocałunku z Carter. Czy po tym wszystkim żałuję?

Ten wieczór był najlepszym co przytrafiło się w moim życiu odkąd zmarła mama. Czułem się wtedy nie jak wyrośnięty nastolatek strzelający z broni, a jak mały, dziewięcioletni chłopiec, który od kilkunastu lat rozmarzony i pełen wiary siada nocami przed oknem i niewinnie prosi gwiazdy na niebie by spełniły jego marzenie, a one zsyłają mu więcej niż kiedykolwiek chciał i pragnął. Czułem się jak młody człowiek, który ma jeszcze wiele przed sobą, jednak stoi na krawędzi mostu z kamienną twarzą, bez emocji, bez żadnych planów i gdy jedną nogą jest już po drugiej stronie, za drugą nogę łapie go nieznajoma dziewczyna, przyciąga do siebie, a on w sekundę znowu zaczyna widzieć kolory, słyszeć dźwięki, bo właśnie stoi przed nim cud, który w zaledwie chwilę stał się jego jedynym powodem do życia.

Czy żałuje tego Emi?

Widziałem to w jej oczach. To nie był ten sam szorstki, zaparty wzrok. Zobaczyłem ją z zupełnie innej emocjonalnie strony. Bez makijażu, zapłakana, z luźną fryzurą. Jej silna skorupa pękła, a ja miałem okazję być tego świadkiem.

Gdy już nie wytrzymałem, zrobiłem to, co kazało mi moje serce. Mogła strzelić mi prosto w mordę, zrzucić z tego cholernego okna i już nigdy go dla mnie nie otwierać, albo zacząć drzeć i wiercić, gdy nie chciałem dać jej się odkleić od moich ust. Jednak ona nie zrobiła nic z tych rzeczy. Nie poczułem siniaków na twarzy, okno pozostawało nadal szeroko otwarte, po tym jak dopiero na koniec mnie wyprosiła, a już po paru minutach poczułem jak może zaledwie parę razy, ale delikatnie i powoli zaczęła odwzajemniać pocałunek.

Poczułem się wtedy tak zajebiście, pomimo tego, że całowałem się o wiele namiętniej z wieloma dziewczynami, czy to w szkole, czy to na jakiejś imprezie. Było to lepsze niż jakiekolwiek zdobyte przeze mnie trofeum, które stoi i szczyci się dziś na półkach w moim pokoju.

Zatem odpowiadając na pytanie, które pojawia się od paru dni w mojej głowie: Czy żałuję tego co zrobiłem? Nigdy, kurwa w życiu.

~~~~~

Lekko zdenerwowany otworzyłem e-maila od Ricka. Wiedziałem, że dotyczy to sprawy z nowym klientem, bo inaczej napisałby do mnie w normalnej wiadomości.

Od: Rick

Panowie, mężczyzna od nowego towaru odezwał się w naszej sprawie. Zgodziłem się na jego warunki, więc proponuje spotkanie dziś o 18.00 w starym zakładzie tuż za wschodnią częścią lasu za Filadelfią. Wiecie gdzie to jest. Zdaję sobie sprawę, że na pewno chcielibyście dowiedzieć się o tym trochę szybciej, jednak obecność jest obowiązkowa, a w razie jakichkolwiek pytań tak jak za każdym razem piszecie do mnie w odpowiedzi zwrotnej, nigdzie indziej. Widzimy się potem.

Kolejne grube świństwo, w które się pakujemy. Pomyślałem i od razu zacząłem przygotowywać sprzęt. Przeładowałem magazynek i trzymając spluwę w prawej dłoni spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Jeszcze tylko trochę i zakończymy to wszystko. Zmarszczyłem brwi, westchnąłem i wyszedłem z domu kierując się w stronę samochodu. Zostało jeszcze trochę czasu do spotkania, dlatego postanowiłem pojechać szybko na jakieś jedzenie.

Stara jak świat, burgerownia na poboczu miasta, do której zawsze przychodziłem za dzieciaka z mamą. Kiedyś byłem fanem tego miejsca, kochałem tu przychodzić. Do każdego dziecięcego zestawu dodawali jedną naklejkę z ich własnej kolekcji. Pamiętam, że brakowało mi zaledwie dwóch by ukończyć cały album i odebrać wymarzoną nagrodę, jaką były dwa bilety do wielkiego parku rozrywki na calutki dzień. Obiecałem mamie, że jak tylko je zdobędę, wręczę jej drugi bilet i razem pojedziemy tam, by wspólnie spędzić czas, a zarazem podziękować jej za to, że zawsze ze mną była.

Miłość na widokuWhere stories live. Discover now