Rozdział 28

295 8 11
                                    

Pov.Will

-Dlaczego kazałeś jej nie spotykać się żadnymi chłopakami?- Rzekł mój przyjaciel.

Postanowiliśmy udać się na krótki spacer po mieście, bo szczerze nie miałem najmniejszej ochoty, aby wracać do tego pierdolonego domu.

-I dlaczego skłamałeś jej w sprawie śmierci Toma?- Dodał tuż po chwili gdy przez dłuższy czas nic mu nie odpowiadałem.

-I po co są te wszystkie zasa...-

-Kurwa, zadajesz zbyt wiele pytań jak na jeden spacer. Za dużo się naoglądałeś Ciekawskiego George'a, czy co?- Przerwałem mu, bo wiedziałem że zaraz wymyśli kolejne niekompetentne pytanie.

-No to zacznij odpowiadać.- Prychnął i kopnął jakiś kamień z chodnika prosto na ulicę.

-Widziałeś jej reakcję na wiadomość o tym że jest teraz na celowniku nie jednego gangu to pomyśl co by było jakbym jej powiedział że zostawiliśmy tak Toma na tym parkingu, bo trzeba było jak najszybciej jechać do szpitala.- Powiedziałem podniesionym głosem i spojrzałem na lekko zdezorientowanego Ricka.

-Masz rację, lepiej jej teraz nie martwić jeszcze bardziej. Ale dalej nie rozumiem po co te zasady skoro na razie nic złego się nie dzieje.-

Westchnąłem z pogardą jakby odpowiedź była tak oczywista, że znałby ją nawet głupi przedszkolak.
-No właśnie. ,,Na razie". Przecież dobrze wiesz jak to działa, jeden dzień jest spokojnie, a już drugi może być naszym ostatnim.-

-Wiem o tym, ale to nie powinno cię obchodzić z kim się spotyka do cholery!- Krzyknął i ponownie kopnął coś pod nogami.

-Skoro ci się podoba, a nie może mieć kontaktu z chłopakami, to znaczy że z tobą też nie, głupku.- Dodał ciemnowłosy.

-Zresztą czy ty naprawdę myślisz że ona cię posłucha?- Prychnął i burknął coś jeszcze pod nosem.

-Jestem tego świadomy, ale musiałem jakoś ją przestraszyć, tak? Musi wiedzieć że to nie są żarty i naprawdę grozi jej niebezpieczeństwo. Nim dłużej będzie uważać tym może szybciej inni o niej zapomną.- Odparłem spokojnie świadomy i pewny że wszystko jakoś się ułoży.

W końcu nie z takich tarapatów wychodziliśmy, zdarzały się o wiele gorsze rzeczy, z którymi też musieliśmy się zmierzyć. Sophie...ona też wiedziała...kurwa mać dlaczego ja ciągle o niej myślę!?

-Śpisz kurwa, czy co, że mi nie odpowiadasz?- Rick przerwał moje zamyślenia i najwyraźniej tak bardzo byłem skupiony że aż nie usłyszałem jak do mnie mówi.

-Co?-

-Gówno. Pytałem kiedy skoczymy na jakąś imprezę, bo długo na żadnej nie byliśmy.-

Przewróciłem oczami i zaśmiałem się cicho.
-A ty tylko o jednym.-

-No coooo...przecież dobrze wiem że ty też chętnie zabawiłbyś się z jakimiś fajnymi laskami.- Rzekł i uśmiechnął się szeroko.

-Może tak, może nie.- Zaśmiałem się i spojrzałem daleko przed siebie.

-Czas najwyższy zapomnieć nieco o tej codzienności.- Dodał, a po chwili doszczętnie zmieniliśmy temat na bardziej imprezowy.

                            ~~~~~

Pov.Emma

Kolejny dzień i kolejny raz muszę iść do tej durnej szkoły. Naprawdę, gdyby nie te parę osób z mojej klasy nie przychodziłabym tam w ogóle.

Ogarnęłam się jak to zwykle i zeszłam na dół. Dziś wyjątkowo zawoziła mnie moja rodzicielka, jednak to naprawdę przypadek, ponieważ szefowa zadzwoniła do niej i powiedziała o jakiejś awarii, i tylko dlatego mogła tę godzinę później przyjść do pracy. Ranek spędziłam bardzo przyjemnie i miło. Na śniadanie zjadłam moje ulubione pancakes z syropem klonowym i malinami. Dodatkowo piękna pogoda praktycznie od razu poprawiła mi humor, a ciepłe promienie słoneczne pozwoliły na ubranie się w coś bardziej lekkiego i przewiewnego.

Miłość na widokuWhere stories live. Discover now