Rozdział 38

139 7 6
                                    

William zwinnym ruchem zeskoczył ze swojego okna. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a blondyn znalazł się tuż obok mnie zmieniając swój wyraz twarzy na jak zwykle poważny. Westchnął ciężko i usadowił wygodniej, a ja nie wiedziałam co zrobić. Moja mokra i napuchnięta twarz wyglądała okropnie, lecz w tamtej chwili kompletnie mnie to nie obchodziło.

-Will, idź stąd...- Wyszlochałam cicho odsuwając się od niego o zaledwie parę centymetrów, bo na tylko tyle pozwalała mi długość parapetu. On jednak siedział niewzruszony tymi słowami, wlepił we mnie te swoje cholernie wciągające tęczówki i bez słowa tkwił w tej pozycji.

-Nie rozumiesz co do ciebie mówię?- Odparłam już lekko zirytowana. Chciałam tylko tego, by jak najszybciej opuścił to miejsce i dał mi święty spokój.

Niebieskooki prychnął uśmiechając się lekko, lecz nadal wnikliwie przeszywając mnie wzrokiem.

Zrezygnowana oparłam głowę o szybę i zaczęłam wycierać twarz z kolejnych łez. Zdecydowanie było to moje najdłuższe pięć minut przesiedziane w ciszy z Willem. Dopiero potem odezwał się pierwszy mówiąc: -Nigdy nie widziałem cię w takim stanie, co nakłoniło taką zapartą, pyskatą dziewczynę do płakania o takiej porze w takim miejscu?-

-A co, już sobie popłakać nie można?-

-Można, ale że ty?- Odparł sarkastycznie.

-Tak kurwa, ja.-

Tymi słowami ponownie rozpoczęłam kolejne parę minut ciszy, jednak tym razem to ja przerwałam cały ten spokój.

-A ciebie co ugryzło?- Nie powiem, dosyć mnie to ciekawiło.

-A takie tam, nudne, życiowe sprawy durnego sąsiada za oknem.- Rzekł i chyba delikatnie przybliżył się w moją stronę.-

-Przynajmniej w jednym się zgadzamy.- Rzekłam, na co on z zaciekawieniem spojrzał na mnie i uniósł prawą brew ku górze.

-Jesteś durniem.- Zaśmiałam się delikatnie i pociągnęłam nosem.

-A teraz tak na serio, co jest Emi?- Zapytał poważnie.

-Nic, po prostu mam już tego tak cholernie dość...- Ledwo wykrztusiłam z siebie jakiekolwiek słowa, lecz wydawało mi się, że blondyn obok rozumiał mnie nawet jakbym nie powiedziała zupełnie nic. Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy, przez co czułam jak jego zimny, a z drugiej strony kojący wzrok przeszywa mnie od środka i odczytuje każdy mój najmniejszy ból i troski.

Stwierdziłam, że skoro gorzej już być nie może, to wygadam się po całości.

-Przed chwilą rozmawiałam z mamą.- Zaczęłam, a Will jakby ucieszył się, że w końcu zaczynam się przed nim otwierać.-Od parunastu dni nie dawała żadnych oznak życia, a gdy już udało nam się znaleźć chwilę na rozmowę olała mnie i jedyne co miała mi do przekazania to to, że jej wyjazd służbowy przedłuży się o parę tygodni, co oznacza, że nie zobaczę jej jeszcze dłużej niż myślałam.- Skuliłam nogi i opatuliłam je rękoma.

-Mój ojciec nie potrafi zrozumieć, że jest skończonym tchórzem i idiotą. Myśli, że zdołam wybaczyć mu błędy z przeszłości, do których nawet nie chce się przyznać. Jego jedynymi troskami są pieniądze i sława, a życie rodziny stawia na ostatnim miejscu. To wszystko przez niego... nigdy...nigdy nie zapomnę tego co zrobił. Skurwiel niech ginie w samotności i...-

-Co?..- Przerwałam mu nie dowierzając. Sam fakt, że nic nie powiedział na to co mu powiedziałam wcześniej, sprawiało, że poczułam się jak skończona idiotka, ale to.

-Will, o czym ty mówisz...co zrobił twój ojciec?- Zapytałam, widząc jak jego tęczówki są przepełnione złością.

-To przez niego moja matka nie żyje... to on jest temu wszystkiemu winien, rozumiesz!?-

Miłość na widokuOnde as histórias ganham vida. Descobre agora