ROZDZIAŁ 7

115 10 5
                                    

Popołudnie minęło w miarę spokojnie. Dahlia pożegnała się z Zoe, która dziś musiała wyjść nieco wcześniej, by odebrać córkę ze szkoły. Wujek Edgar wyjechał w interesach i chociaż chciał to ukryć wiedziała, że chodzi o sprzedaż karawanu. Poprosił ją, by zamknęła tylko zakład, gdy skończy pracę.

Uporawszy się z dwoma dzisiejszymi zleceniami Jones przeniosła się do biura i zasiadając przy biurku przyglądała się wszystkim rachunkom jak oraz przychodom z ostatnich miesięcy. Sterta papierów porozrzucana była po całym blacie, a ona siedziała nad nimi już od godziny i w żaden sposób nie mogła wymyślić jak zmniejszyć koszty przy jednoczesnym zachowaniu obecnych standardów obsługi. Była już po godzinach pracy, a zważywszy na fakt, że ostatnie dwie noce spędziła w prosektorium ten odpoczynek nie tyle się jej należał co był konieczny. Mimo to postanowiła zostać jeszcze chwile w firmie.

Ziewnęła i podpierając głowę dłonią kolejny raz zaczęła analizować wydatki. W końcu po kilku minutach musiała wstać, gdyż powieki same zaczęły jej opadać. Krążyła po gabinecie wymachując rękami, starając się nieco rozruszać i dodać sobie trochę energii. Po pięciu minutach ułożyła się na kanapie, ponieważ miała dość siedzenia przy biurku. Wsunęła dłoń pod głowę, podczas gdy w drugiej trzymała papiery i założyła nogę na nogę. Zmrużyła oczy wczytując się w tabelę, ale po jakimś czasie zupełnie nie wiedząc kiedy zasnęła, a jej ręka opadła bezwiednie. Kartki wysunęły się z jej uścisku lądując na podłodze.

Obudziła się trzy godziny później, gdy na zewnątrz było już całkowicie ciemno. Przeciągnęła się i wstała, a potem powoli podeszła do biurka gdzie zostawiła telefon. Po omacku go znalazła i spojrzała na wyświetlacz. Dochodziła dziewiąta wieczorem.

– Już późno... – stwierdziła, ziewając i przeczesując włosy w momencie kiedy słabe światło, które wpadało do środka za sprawą latarni ulicznej nagle znikneło.

Kobieta szybko popatrzyła w stronę okna i zamarła, wstrzymując oddech. Dostrzegła ludzką postać. Ktoś próbował dojrzeć wnętrze pokoju.

Serce w jej piersi zabiło szybciej, a mózg zaczął pracować na pełnych obrotach tworząc kolejne teorie.

– Złodziej – wyszeptała. – Albo co gorsza... Nekrofil.

Intruz w końcu odsunął się od okna i odszedł, ale dziewczyna jeszcze przez kilka najbliższych sekund stała bez ruchu niczym woskowa figura. Wkrótce jednak opamiętała się, a później sprawnie wyszła z gabinetu. Używając latarki w telefonie ostrożnie pokonała korytarz i znalazła się w niewielkiej poczekalni ze stoliczkiem. Przykucnęła bojąc się, że mimo panującej we wnętrzu ciemności zostanie zauważona, dlatego na czworaka przebyła ostanie kilka metrów dostając się do drzwi wejściowych. Powoli podniosła się przyklejając plecami do ściany. Właśnie miała zamiar wyciągnąć rękę by przekręcić zamek w drzwiach, lecz dostrzegła jak klamka najpierw nieznacznie, a potem już zupełnie wyraźnie porusza się w dół. Ktoś naciskał ją właśnie z zewnątrz.

Spanikowana rozejrzała się, ale w ciemności nie łatwo było cokolwiek zobaczyć. W końcu jednak jej wzrok przykuła doniczka z nieco już przywiędłą prymulką, która stała na parapecie w oknie.


Kiedy się tu zjawił dochodziła ósma rano. Mortimer zaparkował samochód po drugiej stronie ulicy i spojrzał w stronę zakładu pogrzebowego. W końcu zdeterminowany wysiadł z land rovera i poprawił krawat, wciskając sobie neseser na chwilę między nogi. Ostatni raz przygładził również związane na karku włosy. Odchrząknął.

– „Pani Jones, chciałbym zaproponować pani współpracę przy pewnym projekcie, który rozsławi nasze nazwiska i przyniesie obopólne korzyści. Ze swej strony mogę zapewnić, że praca nad tym zagadnieniem będzie bardzo przyjemna zważywszy na moje ogromne doświadczenie w tej dziedzinie oraz dostęp do najnowocześniejszych narzędzi. Nie ukrywam, że pani punkt widzenia jest niezwykle istotny w tej kwestii. Potomni będą z nas dumni." – wyrecytował, a gdy uznał, że jest zadowolony z tej próby podobnie jak z kilkudziesięciu wcześniejszych zebrał się w sobie i prostując dumnie zrobił krok do przodu. Miał właśnie przejść na drugą stronę ulicy, ale dostrzegł nadjeżdżający rower.

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon