ROZDZIAŁ 21

88 9 2
                                    

Pogoda nie była zachwycająca. Po wczorajszej ulewie ziemia rozmokła, a błoto lepiło się do butów. Niebo wciąż było zachmurzone, a wiatr silniejszy niż wczoraj i przez to odczuwalna temperatura stała się jeszcze niższa. Mimo to Dahlia wraz z Elzą nie zrezygnowały ze spaceru. Przez dłuższą chwilę szły ścieżką w milczeniu kierując się w stronę morza, którego bladoniebieski kolor odznaczał się na horyzoncie. Wkrótce zeszły z wytyczonego szlaku i ostrożnie stąpając po trawie dotarły na krawędź lądu. Po ich lewej stronie ziemia łagodnie opadała w dół.

Dziewczyna włożyła ręce do kieszeni kurtki i skuliła się na moment, ponieważ uderzył w nią podmuch wiatru, rozwiewając włosy. W końcu jednak się wyprostowała i wzięła głęboki wdech.

– Zapomniałam już jak tu spokojnie – odezwała się nie spuszczając wzroku z wody.

– Rozmawiałam wczoraj z Edgarem. – Dhalia drgnęła. – Wszystko mi powiedział.

– Tak? Cóż... – Na powrót odnalazła spojrzeniem horyzont. – To dobrze. Skoro tak nie muszę ci tłumaczyć wszystkiego od początku.

– Był miły?

– Bardzo. – Jej kąciki ust uniosły się nieco do góry na samo wspomnienie. – Gdybyś go poznała na pewno, by ci się spodobał. Planowałam nasz przyjazd i przedstawienie go tobie i... tacie, ale... – Na moment zamknęła oczy. – Po raz kolejny przekonałam się, że planowanie życia jest po prostu głupie.

– Każdy kiedyś musi się o tym przekonać – odparła Elza i zrobiła krok do przodu. – Nie można zaplanować tego co zmienne. Dlatego życie wcale nie jest łatwe. Ci, którzy jednak sprostają przeciwnościom losu jednocześnie dostrzegając szanse, które daje nam w zamian za te zabrane odnajdą szczęście.

– Naprawdę?

Skinęła głową.

– Czy nie dlatego tu przyjechałaś?

Dahlia spojrzała na matkę i rozchyliła lekko wargi. Chciała coś powiedzieć, ale patrząc prosto w jej oczy zrozumiała, że niczego tak naprawdę nie musi wyjaśniać. Mimo to chciała to wyznać. Chciała, by wiedziała...

– Przestraszyłam się – zaczęła, a jej głos przesycony był emocjami, o których trudno mówić. – Najpierw tata, potem Kyle. Im już nie mogę powiedzieć jak bardzo ich kocham, ani przeprosić za każde słowo, gest, którymi wyrządziłam im krzywdę. Zraniłam. Ale któregoś dnia zdałam sobie sprawę z tego, że jest ktoś jeszcze... – Twarz Elzy nieco stopniała, a jej oblicze ozdobiła matczyna łagodność. – Mamo, gdybyś i ty zniknęła, a ja nie mogłabym ci już powiedzieć jak bardzo jest mi przykro i jak bardzo... – urwała, gdyż nagle znalazła się w ramionach matki. Elza mocno ją ścisnęła, przesuwając dłonią po jasnobrązowych włosach.

Dahlia na moment rozszerzyła oczy w zdumieniu, wkrótce jednak wtuliła się w ciało kobiety, mocno zaciskając dłonie na jej kurtce. Świat przed szarymi oczami się rozmazał, a ona nie mogąc już dłużej tłumić w sobie uczuć wybuchnęła płaczem.

– Już dobrze... Jestem tu, kochanie i nigdzie się nie wybieram.

– Nie zostawisz mnie, prawda?

– Nigdy. Zawsze będę przy tobie.

– Mamo...

– Ciii... Jestem tu.

– Jest mi tak okropnie źle. Czuję się taka bezsilna. Mam wrażenie, że wszystko, cały świat sprzysiągł się przeciwko mnie – wyrzuciła z siebie. – Za każdym razem, gdy wydaje mi się, że wreszcie odnalazłam szczęście, pryska ono niczym czar. Nie wiem... Nie wiem dlaczego to zawsze mnie musi spotykać?! – jęknęła żałośnie.

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Where stories live. Discover now