ROZDZIAŁ 24

84 9 1
                                    

Dziewczyna czuła się niezręcznie, gdy siedząc w gabinecie Mortimera, patrzyła jak mężczyzna wczytuje się w wyniki jej pracy. Początkowa radość, którą odczuwała jadąc tutaj dzisiaj zniknęła. Jones zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, próbując zapanować nad wierceniem się.

Nie chciała, by Vyes wziął ją za zniecierpliwione dziecko.

– Tak. To znacznie przybliża nas do rozwiązania – odparł Mortimer, wciąż wpatrując się w kartki.

Dahlia przeniosła na niego wzrok. Patrzyła jak podnosi dłoń i opiera łokieć na biurku, a potem przesuwa palcem wskazującym po ustach, lekko marszcząc czarne brwi.

– Gdyby tak... – mruknął i sięgnął po długopis, a następnie zaczął coś pisać na kartce obok, co jakiś czas zerkając na jej notatki.

Minęło kolejne pięć minut. W gabinecie słychać było tylko posunięcia ręki mężczyzny oraz szelest papieru naciskanego przez końcówkę długopisu.

– Teraz to ma sens – Jones drgnęła, gdy niespodziewanie podniósł wzrok i spojrzał jej prosto w oczy. – Zwróciłaś moją uwagę na coś o czym wcześniej nie pomyślałem. Dziękuję.

Uśmiechnął się do niej szeroko, w reakcji na co szare oczy się rozszerzyły.

– Coś nie tak? – zapytał, gdyż od dłuższej chwili nie odpowiadała.

Dziewczyna ocknęła się i zamrugała. Odwróciła wzrok i spojrzała na swoje dłonie. Potarła je, a później odważnie zadarła głowę do góry. Próbowała zachowywać się tak jak zawsze i wreszcie zająć się tym po co tu w dużej mierze przyszła.

– Cieszę się, że pomogłam. Sądzę, że jeśli wrócimy do naszych regularnych spotkań, to opracowanie potwierdzenia hipotezy, którą przedstawimy Instytutowi Claya nie powinno zająć nam więcej niż dwa tygodnie.

Niespodziewanie zapadła między nimi cisza. Z twarzy Mortimera zniknął uśmiech, a zastąpiła go poważna ekspresja.

– Chcesz wrócić do naszych cotygodniowych spotkań? – zapytał.

– Tak. – Skinęła głową. – Wymiana korespondencji na ten temat raczej nie jest zbyt efektywna, gdyż nie możemy skonfrontować ze sobą naszych myśli. W ten sposób tracimy sporo czasu. – Uniosła dłoń i założyła za ucho pasmo jasnobrązowych włosów. – Wiem, że to w gruncie rzeczy był mój pomysł, ale... – urwała i odważnie spojrzała mu w oczy. – Jestem gotowa, by wrócić do pracy w systemie, który ustaliliśmy na samym początku.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł... – zaczął Vyes, ale dziewczyna nie dała mu dojść do słowa:

– Nie musisz się o mnie martwić. Tak jak mówiłam jest... Jest już ze mną prawie, że dobrze. Nie będę cię spowalniać. Obiecuję, że przyłożę się do projektu jak nigdy wcześniej. Jestem pewna, że razem... – przerwała, widząc wyraz jego twarzy.

– Wiesz... – zaczął i uniósł dłoń przeczesując włosy, odwracając jednocześnie wzrok. – Nie o to mi chodziło.

– O? – Uśmiechnęła się sztucznie. – No jasne, przepraszam idiotka ze mnie, dlaczego niby miałbyś się o mnie martwić? – Zaśmiała się.

Mortimer nachylił się lekko nad biurkiem, otwierając usta, zupełnie jakby chciał coś powiedzieć, ale zawahał się.

– To nie zupełnie... – uciął, a potem wziął głęboki oddech i podejmując właśnie ważną decyzję popatrzył jej w oczy. – Z resztą poradzę sobie sam.

– Hmm?

Mężczyzna splótł na biurku dłonie i mocno je zacisnął, ale Dahlia była w zbyt wielkim szoku, by to zauważyć.

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Où les histoires vivent. Découvrez maintenant