ROZDZIAŁ 18

99 9 0
                                    

Na zewnątrz było już jasno, a głowa Dahlii wprost pulsowała od nadmiaru wczorajszego alkoholu. Z trudem otworzyła oczy. Nie czuła się dobrze, jej ciało zdawało się być zesztywniałe, a mięśnie obolałe. Nie to ją jednak najbardziej uderzyło. Otóż poduszka, na której spoczywała jej głowa zdawała się żyć własnym życiem. Lekko unosiła się oraz opadała w rytm oddechu, który nie należał do niej. Coś spoczywało również na jej plecach. Dziewczyna ostrożnie uniosła się i otarła usta. Zamarła wpatrując się w śpiącą twarz profesora Vyes'a.

Zasnęła w ramionach Mortimera.

Przez chwilę po prostu patrzyła na niego, gdyż jej zwoje mózgowe rozgrzewały się w bardzo wolnym tempie. Wspomnienia wczorajszego wieczoru odtwarzały się w jej głowie niczym film video. Nagle jej wzrok spoczął na koszuli mężczyzny, a raczej na mokrej plamie, która powstała po tym jak całą noc się śliniła.

Wstrzymała oddech, czując jak ogarnia ją zawstydzenie i panika. Musiała jakoś powoli wstać. Spróbowała kładąc ostrożnie jedną z dłoni na oparciu kanapy, ale wtedy Vyes się poruszył i zacisnął rękę wokół jej tali. Dziewczyna wciągnęła powietrze przez nos. Upewniwszy się, że wciąż śpi spróbowała jeszcze raz. Tym razem jednak drugą dłonią próbowała powoli przenieść ciężkie ramię. Drgnęła, gdy niespodziewanie ręka Mortimera zsunęła się na jej pośladek.

Ponownie zerknęła na twarz mężczyzny i nie widząc innego wyjścia pochyliła się jeszcze niżej

– Mortimer? – szepnęła.

Dostrzegła jak jego brwi się zbiegły, a po chwili powieki powoli zaczęły się unosić. Gdy szmaragdowe spojrzenie wciąż nieco zasnute mgłą senności na niej spoczęło tylko głupkowato się uśmiechnęła.

Zapadła cisza. Sekundy mijały wolno i nieśpiesznie. Do momentu, w którym mężczyzna zamrugał kilkukrotnie, a potem zdając sobie sprawę z faktu, że to wcale nie jest sen, rozszerzył oczy w zdumieniu i dokładnie w tym samym momencie zacisnął dłoń na czymś kształtnym, miękkim oraz wyjątkowo przyjemnym w dotyku. Zobaczył jak dziewczyna się rumieni, a kiedy jego wzrok przesunął się w kierunku lewej dłoni od razu otrzeźwiał. Podniósł się tak gwałtownie, że zrzucił z siebie kobietę, która upadła na ziemię.

– Auć – wydusiła Dahlia.

– P-przepraszam! – zająkał się profesor, wstając na równe nogi i próbując pomóc się jej podnieść. – To było... To był wypadek. Nie chciałem.

– W porządku – przerwała mu, reagując na naprawdę zmartwiony wyraz na jego twarzy.

Jones położyła dłonie na krzyżach, czując jeszcze przez moment lekkie odrętwienie. Kolejny raz zapadła między nimi niezręczna cisza. Na moment ich spojrzenia się spotkały i prawie dokładnie w tym samym momencie odwrócili głowy. Dahlia odchrząknęła.

– To raczej ja powinnam przeprosić za wczoraj i... – urwała na moment, a potem jej wzrok instynktownie zatrzymał się na plamie na jego koszuli. Dziewczyna poczuła się zażenowana. – Naprawdę. Nie wiem co we mnie wstąpiło – zaśmiała się nerwowo.

– Nie – wtrącił się i uniósł rękę dotykając swoich włosów. – To moja wina. Nie powinienem... – uciął, spoglądając na swoją lewą dłoń, którą przed chwilą dotykał czarnych pasm.

Przełknął niespokojnie ślinę, a końcówki uszu mężczyzny mocno się zaróżowiły. Oboje zdawali sobie sprawę z tego o czym w tym momencie pomyślał. Mortimer gwałtownie schował za siebie rękę, a potem zaczął się cofać w kierunku drzwi.

– To ja już pójdę. Mam... Mam dziś dużo spraw do załatwienia i... – westchnął głęboko, naprawdę nie wiedząc co ma jeszcze dodać.

– Może... Może zjesz chociaż śniadanie zanim...

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Where stories live. Discover now