ROZDZIAŁ 22

90 9 1
                                    

Dochodziła pierwsza w nocy, gdy Mortimer nareszcie po ponad sześciu godzinach podróży dotarł do miasta. Niestety dopiero wtedy zdał sobie sprawę z faktu, że nie zna adresu matki Dahlii.

Wytężył swój zmęczony podróżą umysł zatrzymując się na pustym parkingu przed supermarketem. Próbował przypomnieć sobie rozmowę z Giną Murray, analizując ją pod kątem przydatnych wiadomości. Jedyne jednak co zdołał w ten sposób uzyskać to imię matki Dahlii.

Elza Jones.

Miał tylko nadzieję, że nazwisko nosiła takie samo jak córka. W dzisiejszych czasach było z tym przecież różnie. Przez moment przeszło mu nawet przez myśl, by zadzwonić do dziewczyny i po prostu zapytać, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu.

Po pierwsze kobieta leżała przecież chora i telefon o pierwszej w nocy byłby w tej sytuacji bardzo nie na miejscu. Po drugie nie chciał się tłumaczyć ze swojej impulsywnej decyzji. Czuł, że pogrążył by się tylko jeszcze bardziej próbując wydukać jakąś wymówkę.

W końcu zdecydował, że prześpi się, a gdy otworzą supermarket po prostu zacznie pytać ludzi. Może akurat, ktoś będzie kojarzył kobietę. Na to szczerze liczył.


Była dopiero ósma rano, kiedy Elza powoli zeszła ze schodów zawiązując sobie w pasie gruby, ciepły szlafrok, który zarzuciła na piżamę. Ktoś dzwonił do drzwi. Ona jednak nie spodziewała się dziś żadnych gości szczególnie tak wcześnie.

Sięgnęła po klamkę, a potem otworzyła drzwi, lekko je uchylając.

– Tak? – zapytała, mierząc gościa od stóp do głów

Mężczyzna miał zmierzwione włosy, które sięgały nieco dalej niż do ramion, a biała koszula, na którą zarzucił rozpięty płaszcz była wymięta. Nie miał krawatu, którego musiał pozbyć się w pośpiechu, gdyż kołnierzyk nie był ładnie odwinięty, a sterczał. Jednodniowy zarost na twarzy i worki pod intensywnie zielonymi oczami sugerowały, że przebył długą podróż.

– Pani Elza Jones? – spytał nieco zachrypniętym głosem.

– Tak.

– Matka Dahlii? – Kobieta zmrużyła podejrzliwie oczy, ale skinęła głową.

– A pan, to...

– Przepraszam, nie przedstawiłem się. Nazywam się Mortimer Vyes. Jestem... – urwał na moment. – Jestem znajomym pani córki.

– Mortimer? – powtórzyła kobieta, a wkrótce jej piwne oczy nieco się rozszerzyły. – Zombie? – Profesor słysząc tę uwagę drgnął i nieco się zmieszał, a dostrzegając to Elza od razu dodała: – Przepraszam, Dahlia opowiadała mi o panu i... – przerwała przyglądając się gościowi jeszcze bardziej wnikliwie. – Ale co pan tu robi? Córka wróciła do Londynu wczoraj. Chyba nic się jej nie stało? – Otworzyła drzwi szerzej.

– Nie – zapewnił ją szybko widząc, że mocno się zaniepokoiła. – No może nie do końca. Przeziębiła się.

– Aaa... Tak. Mam nadzieję, że jednak odpoczywa w domu?

– Ależ oczywiście. Jej... Jej przyjaciółka, Gina dobrze się nią zajęła.

Elza odetchnęła z ulgą i nieco się rozluźniła słysząc to zapewnienie. Zapadła cisza podczas, której oboje tylko na siebie spoglądali.

– W takim razie – zaczęła Elza. – Jaki jest cel pańskiej wizyty?

Mortimer ocknął się.

– Chodzi o... Przyjechałem bo... – nagle zaczął się jąkać. – Toot...

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Where stories live. Discover now