ROZDZIAŁ 26

88 8 1
                                    

Minęły dwa tygodnie. Dahlia w skupieniu nakładała na usta denatki różową szminkę. Przesuwała delikatnie pędzelkiem po wargach, które po zabiegu balsamacji wyglądały dużo lepiej. Przedtem obkurczyły się i znacznie zwęziły z powodu utraty wody. Teraz jednak odzyskały swój pierwotny kształt.

Po upływie kolejnych piętnastu minut jej praca dobiegła końca. Kobieta wyszła z prosektorium w momencie, gdy pracownicy domu pogrzebowego przygotowali już trumnę. Pożegnała się z resztą załogi i opuściła zakład.

Podeszła do roweru, odpięła zabezpieczenie, a później założyła kask. Zanim jednak wsiadła na rower skinęła na powitanie kierowcy karawanu, który właśnie przekroczył główną bramę.

Wróciła do mieszkania i rzuciła na kanapę plecak, akurat w momencie, kiedy telefon w jej kieszeni zawibrował. Spojrzała na wyświetlacz i zamarła. Chwilę potem skierowała się do aneksu kuchennego, gdzie nastawiła wodę w czajniku. Stała przy nim i wpatrywała się w niego tępym wzrokiem.

– Rzeczywiście nie potrzebował mojej pomocy...


Siedząc w kawiarni Mortimer niespokojnie bawił się serwetką. Jego prawa noga podskakiwała pod stołem. Wstrzymywał oddech za każdym razem, gdy do jego uszu dochodził odgłos dzwoneczka wiszącego nad drzwiami i zapowiadającego nadejście nowego klienta.

Gdy po raz czwarty odczuł ulgę spoglądając na całkowicie obcą osobę, która wchodziła do kawiarni poczuł do siebie wstręt.

Był tchórzem.

Cholernym tchórzem. Już od ponad tygodnia próbował poważnie porozmawiać z Tessą, ale za każdym razem brakowało mu słów. Kobieta po tym jak wyprosił ją z mieszkania zachowywała się tak jakby nic się nie stało, lecz Mortimer doskonale wiedział jak bardzo ją zranił. Mur między nimi zdawał się tylko rosnąć.

Tym razem jednak mężczyzna powziął poważne postanowienie i nie zamierzał uciekać. Musiał z nią poważnie porozmawiać.

Dzwoneczek ponownie rozbrzmiał w pomieszczeniu, a Vyes mechanicznie odwrócił głowę w jego kierunku. Uśmiechnął się lekko, kiedy dostrzegł Tessę i wstał. Kiedy kobieta zauważyła go odwzajemniając gest podeszła bliżej.

– Cześć. Mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo, ale na mieście są straszne korki.

– Nie – skłamał, w rzeczywistości czekał już tutaj od godziny.

Zapadła między nimi niezręczna cisza. Oboje przez chwilę tylko stali i wpatrywali się w siebie nie bardzo wiedząc co mają teraz robić.

– Usiądź, proszę – odezwał się wreszcie Mortimer i wskazał jej miejsce naprzeciwko. Kiedy usiedli zapytał: – Napijesz się czegoś?

– Americano, potrzebuję kawy.

– Zaraz wracam.

Profesor odszedł, aby złożyć zamówienie. Wrócił po kilku minutach, zajął miejsce i splótł dłonie na stole.

– Straszna kolejka. – Zerknął na ludzi ustawionych przy kontuarze, czekających na możliwość złożenia zamówienia.

– Tak. Masz rację – odparła Malcom poprawiając żakiet, który wcześniej zdjęła i położyła obok siebie na kanapie.

– No więc... Jak minął ci dzień?

– Wszystko w porządku.

Mężczyzna skinął głową.

– Cieszę się.

Znowu zapadło między nimi milczenie. Tessa wzięła głęboki oddech i spojrzała na Mortimera.

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz